W latach 90. fiński reżyser dokumentalista Martii Pukko dokonał zaskakującego, chyba nie tylko dla niego, odkrycia. Co mianowicie łączy troje wybitnych Polaków, Tadeusza Konwickiego, Andrzeja Wajdę i prof. Marię Janion? Wszyscy urodzili się w 1926 r., w dodatku w trójkącie o wcale nie tak odległych wierzchołkach. Konwicki w Nowej Wilejce, Wajda w Suwałkach, Janion w podlaskich Mońkach. Dla wszystkich sprawa Polski i polskości stała się tematem życia.
Jak wiadomo, Wajda współpracował z Konwickim, natomiast, co może dziwić, profesor Janion poproszona o wspomnienie o zmarłym, przyznała, iż nie znała go „osobiście”, choć był dla niej pisarzem „wyjątkowo ważnym”: „Łączyła nas wspólnota doświadczenia – wchodziliśmy w wojenny koszmar jako wileńscy gimnazjaliści. W tym pokoleniu, uformowanym przez literaturę, trwał i tragicznie uaktualnił się mit romantyczno-patriotyczny”.
To ów mit sprawił, iż po złożeniu konspiracyjnego egzaminu maturalnego poszedł do akowskiej partyzantki. Relację z tego inicjacyjnego przeżycia dał w powieści „Rojsty”, która w niczym nie przypominała kombatanckich opowieści, o co zresztą miano do autora pretensje. O niedobór heroizmu i patriotyzmu posądzano go zresztą wielokrotnie, także kiedy był już uznanym pisarzem. O tym, jakim był patriotą, mówił kiedyś POLITYCE Gustaw Holoubek, jeden z przyjaciół, partner rozmów przy słynnym stoliku w kawiarni Czytelnika: „Uprawia patriotyzm negacji, który polega na straszliwej wściekłości z powodu niepowodzeń naszej ojczyzny, tych poważnych w życiu publicznym, jak i tych mniej istotnych, na przykład w sporcie, gdzie oczekuje samych zwycięstw. Oczekuje także zwycięstw ze strony tych, którzy rządzą tym krajem, żeby nie popełniali głupstw, żeby byli uczciwi… Nigdy w jego ustach nie można usłyszeć hasła w rodzaju: kocham moją ojczyznę”.