Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

O reformie bez rezerwy

Pięć lat bez armii z poboru

Do historii przeszły już huczne wyjścia „rezerwistów” do cywila po odbyciu służby zasadniczej. Do historii przeszły już huczne wyjścia „rezerwistów” do cywila po odbyciu służby zasadniczej. Piotr Małecki / Forum
W styczniu minęło pięć lat, odkąd został zawieszony przymusowy pobór do wojska. Od stycznia 2010 r. do wojska idą tylko ochotnicy.

W styczniu minęło pięć lat, odkąd został zawieszony przymusowy pobór do wojska. A właściwie to pięć lat i kilka miesięcy, bo ostatnich 150 pechowców zwolniono do cywila 4 sierpnia 2009 r. Od stycznia 2010 r. do wojska idą tylko ochotnicy. Trudno dokładnie powiedzieć, jakie plusy i minusy ma ta reforma, bo wojsko nie uznało, że warto zrobić takie podsumowanie (mogą istnieć materiały objęte klauzulą tajności). Spośród instytucji publicznych nad reformą pochyliła się jedynie Najwyższa Izba Kontroli. W opublikowanym na początku 2012 r. raporcie reformę ogólnie chwalono, choć nie bez uwag. Trzy zasadnicze postulowały: większe ukompletowanie jednostek, budowanie Narodowych Sił Rezerwowych jako samodzielnej i skutecznej formacji oraz opracowanie nowego systemu przygotowywania rezerw. I z tej perspektywy wojskowi i ministerstwo ostatnie dwa lata po prostu stracili, bo żaden z tych mankamentów reformy do dziś nie został wyeliminowany.

Od pięciu lat rezerwistów nam tylko ubywa, bo się starzeją. A nowych nie szkolimy. To bardzo krótkowzroczna strategia, która w kontekście wydarzeń na Ukrainie właściwie zasługuje na mocniejsze słowa – mówi poseł Stanisław Wziątek, wiceszef sejmowej komisji obrony narodowej.

Zdaniem wojska o całkowitym braku nowych rezerw nie można mówić. – W ramach służby przygotowawczej szkolimy ochotników, którzy są kandydatami do NSR, jak również gromadzimy wyszkolony zasób rezerw na potrzeby mobilizacyjne – tłumaczy płk Tomasz Szulejko, rzecznik Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Nie wszyscy przeszkoleni decydują się na pozostanie w NSR albo zaciągnięcie się do armii. Automatycznie przechodzą więc do rezerwy. Ale na ludziach, którzy postanowili nie wiązać swojej przyszłości z armią, raczej trudno będzie budować bezpieczeństwo kraju. – Zawodową armię należy obudować ochotniczą zasadniczą służbą wojskową – mówi generał Skrzypczak – Szkolić ok. 10 tys. ludzi rocznie, którzy w przeciągu roku przejdą pełne przeszkolenie. Do wojska będą wracać tylko co jakiś czas dla podtrzymania nawyków. Zastosowanie tego systemu byłoby również lekarstwem na niskie stany osobowe w tzw. jednostkach drugiej prędkości. Czyli tych, które istnieją głównie na papierze.

Zdania na temat tego, czy dzięki reformie możemy czuć się bezpieczniejsi czy nie, są podzielone. Ale nawet opozycja dobrze ocenia wprowadzenie armii zawodowej. – Trzeba było wprowadzić tę reformę, bo służba w nowoczesnej armii jest zbyt skomplikowana dla przypadkowych ludzi z łapanki. Szkoda tylko, że zrobiono to na kolanie. I do dziś nie załatano wszystkich dziur – dodaje poseł Wziątek.

Polityka 4.2015 (2993) z dnia 20.01.2015; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "O reformie bez rezerwy"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną