Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Prezydent podpisał konwencję antyprzemocową

European Parliament / Flickr CC by 2.0
Bronisław Komorowski na podpisanie konwencji miał 21 dni.

Po zatwierdzeniu konwencji przez Senat (5 marca) prezydent mógł ją podpisać albo zawetować i skierować do Trybunału Konstytucyjnego. Na decyzję miał 21 dni. Wystarczyło dziewięć.

Wypowiedzi prezydenta, których udzielał tuż po przyjęciu ustawy przez Sejm (6 lutego), sugerowały, że ma on wątpliwości dotyczące zasadności ratyfikowania konwencji. „Nie wiem, nie znam tego, jak się zapoznam, to będę mógł odpowiedzieć, czy jest to jakiś delikt poważny” – mówił w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską.

Jak pisała na blogu Anna Dąbrowska, „dzięki tym zapowiadanym już analizom i konsultacjom Komorowski chce się wytłumaczyć przed konserwatywnym elektoratem”.

O decyzji prezydent Komorowski poinformował dziennikarzy podczas spotkania w Poznaniu.

Senat za konwencją – choć nie bez kłopotów

W stuosobowej izbie za ratyfikacją konwencji głosowało w sumie 49 posłów. Przeciw: 38. W sumie zagłosowało 88 osób. Z dyscypliny w PO wyłamało się czterech senatorów: Tadeusz Arłukowicz, Stanisław Iwan, Jan Filip Libicki i Tadeusz Kopeć. Jedenastu w ogóle nie głosowało (wśród nich Andrzej Grzyb, Helena Hatka, Kazimierz Kleina, Marek Konopka oraz Maria Pańczyk-Pozdziej). 

Już w czasie prac nad konwencją wśród senatorów zarysowały się duże podziały. Dwie komisje – rodziny, polityki senioralnej i społecznej oraz człowieka, praworządności i petycji – rekomendowały odrzucenie ustawy zezwalającej na ratyfikację. Dwie inne – spraw zagranicznych oraz nauki, edukacji i sportu – opowiedziały się za jej przyjęciem. Opinie komisji nie były jednak wiążące dla parlamentarzystów. 

Początkowo Senat rozważał głosowanie nad wnioskiem o przesunięciu wejścia konwencji w życie do 1 stycznia 2016 r. Wniosek złożył senator PO Jan Rulewski. Jednak na posiedzeniu czterech połączonych komisji senackich tuż przed wznowieniem obrad przyjęto wniosek, by konwencja została przegłosowana bez poprawek.

W trakcie obrad z senatorami PO spotkała się Ewa Kopacz. W spotkaniu uczestniczył również szef klubu parlamentarnego Platformy Rafał Grupiński. „Wyjaśniliśmy sobie pewne rzeczy dotyczące sedna sprawy i zapisów tejże konwencji. Myślę, że atmosfera tych wyjaśnień była naprawdę sympatyczna i przyjacielska” – przyznała premier po posiedzeniu klubu. Nieoficjalnie wiadomo, że było to spotkanie ostatniej szansy, obliczone na to, by zdyscyplinować senatorów i zmniejszyć grupę tych, którzy zagłosują przeciwko konwencji.

W trakcie dyskusji tuż przed głosowaniem wypowiedziało się kilku senatorów. Stanisław Kogut z PiS podważał dane dotyczące poziomu przemocy przytaczane przez Małgorzatę Fuszarę: „Badania pokazują, że w 63 proc. przyczynami przemocy są alkoholizm i przemoc. Dlaczego nie stworzymy ustawy, która chroni rodzinę? Dlaczego nie organizujemy konferencji, by zrealizować przesłanie Naszego Wielkiego Rodaka? Katolik jest katolikiem, albo przestrzega katalogu zasad i słucha episkopatu, albo nie”.
 
Z kolei jego partyjny kolega Jan Maria Jackowski podkreślał, że „jest to pierwsze głosowanie nad fundamentami ładu cywilizacyjnego”.
 
Droga do ratyfikacji

O ratyfikowanie konwencji od dwóch lat apelują organizacje kobiece oraz te wspierające ofiary przemocy. Krytykuje je m.in. Episkopat Polski.

Konwencja Rady Europy ma chronić kobiety przed różnymi formami przemocy i dyskryminacji. Jej ratyfikacja wiąże się ze zmianami w polskim prawie, m.in. rozszerzeniem definicji przemocy na przemoc ekonomiczną oraz umożliwieniem policji podejmowania, w szczególnych sytuacjach, interwencji jeszcze przed decyzją sądu.

Jedna z ważniejszych zmian w prawie, czyli wprowadzenie trybu ścigania gwałtów z urzędu, miała miejsce w styczniu 2014 r.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną