Siedem mieszkań prezydenta Gdańska
Prezydent Gdańska z zarzutami w sprawie oświadczeń majątkowych
Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu przedstawiła prezydentowi sześć zarzutów. Dotyczą one podania nieprawdziwych informacji w oświadczeniach z lat 2010–2012. Według prokuratury chodzi o posiadane zasoby pieniężne oraz nieruchomości.
Dla opinii publicznej Trójmiasta sprawa nie jest zaskoczeniem. Postępowanie prokuratorskie trwa już dość długo. Zostało wszczęte w październiku 2013 r., po wielomiesięcznej kontroli CBA. Zatem w Trójmieście oczekiwano, jaki będzie ciąg dalszy. Budziło to emocje podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, kiedy to Adamowicz ubiegał się o kolejną reelekcję. Gdyby zarzuty zostały postawione w przededniu wyborów samorządowych, i kandydat, i jego partia – Platforma Obywatelska, której był współzałożycielem – mieliby nie lada kłopot. A i obywatele mogliby spekulować, czy prokuratura nie wdała się aby w jakąś polityczną grę. Dziś pora jest neutralna.
W 1998 r., kiedy Adamowicz, z wykształcenia prawnik, obejmował urząd prezydenta, był 33-letnim kawalerem z niedużym (42 m.kw.) mieszkaniem w centrum Gdańska. Z czasem został mężem i ojcem. W 2013 r. jego majątek składał się z 7 mieszkań, 2 działek budowlanych (o łącznej wartości ponad 2,4 mln zł), papierów wartościowych i akcji (wycenianych na ponad 1,3 mln zł).
Część swoich zakupów prezydent finansował z kredytów (ok. 1,5 mln zł). I tak dawało mu to 2. lub 3. pozycję w rankingach najzamożniejszych samorządowców w kraju. Ale dochody też miał pokaźne – ponad 400 tys zł rocznie (główne źródła: pensja prezydencka, wynajem mieszkań, rady nadzorcze spółek, w których Gdańsk ma udziały). Widać było zapobiegliwość. Niektórzy współpracownicy prezydenta przypisywali ją nie tyle Adamowiczowi, ile jego żonie (Magdalena, doktor prawa) i teściowej (branża ubezpieczeniowa).
Śledczy wzięli pod lupę także darowizny, jakie Adamowiczowie otrzymali od rodziców, teściów i dziadków. Były to różne kwoty, akcje pracownicze banku, w którym zatrudniony był ojciec prezydenta, oraz warta blisko pół miliona złotych niezabudowana działka podarowana przez teściową. Łącznie ok. 1 mln zł. „Nieżyjący dziadkowie żony byli oszczędni i majętni. Teściowie zaś są przedsiębiorczy, zamożni i szczodrzy” – mówił prezydent Gdańska, gdy sprawa stała się publiczna.
Teraz, po postawieniu mu zarzutów, Adamowicz w swoim oświadczeniu powtórzył wcześniejsze wyjaśnienia: że się pomylił, że powielił błąd kilkakrotnie, że pomyłka miała charakter mechaniczny i została popełniona nieświadomie. Że zorientowawszy się, sam dokonał korekty. Uważa, że jego obecna sytuacja prawna nie koliduje z wykonywaniem przez niego obowiązków prezydenta. Natomiast zawiesił swoje członkostwo w Platformie Obywatelskiej.
Pół biedy, jeśli Adamowicz się tylko pomylił. Gorzej będzie, jeżeli wydatki prezydenta nie znajdą pełnego pokrycia w sumach, którymi dysponował on i jego szczodra rodzina. Opinii publicznej pozostaje czekać na dalsze efekty pracy śledczych. Sprawa prezydenta Jacka Karnowskiego skłania do unikania pośpiesznych wniosków.