Jacek Żakowski nawiązał w swojej audycji do środowej wizyty w Aleksandrowie Łódzkim, gdzie dzieci szkolne zwolniono z lekcji i zaprowadzono na wiec wyborczy Bronisława Komorowskiego.
– Wypędzanie dzieci jak na powitanie wielkiego przywódcy to najgorsze, co może się zdarzyć urzędującej głowie państwa w demokratycznym kraju. Skojarzenia są oczywiste i poruszające – mówił Żakowski.
– Gdy komuś myli się rola, w jakiej prezydent odwiedza daną miejscowość, to potem pojawia się tego rodzaju kłopot, jak w przypadku tych Bogu ducha winnych dzieci – przyznał Rafał Grupiński, przewodniczący klubu PO, który był jednym z gości Poranka Radia TOK FM.
Jak zauważył Żakowski, sytuacja ta pokazała ryzyka tego rodzaju kampanii, gdy prowadzi ją urzędujący funkcjonariusz publiczny. – Prezydent powinien spotykać się z ludźmi, ale lepiej byłoby, gdyby robił to po swojemu. Potrzeba do tego Bronkobusu, lampek i paru innych rzeczy? – pytał publicysta POLITYKI.
Według niego Bronisław Komorowski rządzi wystarczająco długo, by każdy mógł sobie wyrobić zdanie na jego temat. – Czy prezydent musi się poddawać tej marketingowej regule. Czy potrzebuje się sprzedawać jak mydło, jeździć tym Bronkobusem, zamiast normalnie komunikować się z obywatelami, tak jak przez pięć lat to robił? – kontynuował Żakowski.
W odpowiedzi szef klubu PO przypomniał, że nie mamy do czynienia z żadną nowością: Bronkobus jeździł już przed pięciu laty, a przez kolejne lata prezydent odwiedził wiele miejscowości, szczególnie mniejszych miast i miasteczek. – I nic się w tej formule nie zmieniło. Może poza środkiem transportu. Ale autobus pozwala na komfort pracy – przekonywał Grupiński. Jego zdaniem prezydent oszczędza w ten sposób czas, który normalnie zmarnowałby w samochodzie czy innym środku lokomocji.
Małpiarnia w stylu amerykańskim
O kampanii wyborczej Żakowski rozmawiał także z publicystami. O kampanii wyborczej Żakowski rozmawiał także z publicystami. – Nie widzę nic sztucznego w tym, co robi prezydent. Dla mnie jako wyborcy istotne jest, jak zachowuje się głowa mojego kraju, kiedy jest na wiecu, a ludzie wyją i gwiżdżą – komentował Tomasz Lis. Jak zauważył: są konwencje, które oglądają miliony, i są spotkania z 50 czy 100 osobami. To właśnie praca polityka. – Nie śmiałbym się z tych wszystkich Dudabusów i Bronkobusów, bo na tym polega istota demokracji – dodał Lis.
Żakowski zastanawiał się nad sensem robienia „małpiarni w stylu amerykańskich wyborów”, który to styl niekoniecznie przystaje do sposobu uprawiania polityki w Europie. – Weszliśmy w erę ponowoczesną w polityce. Rozgrywa się ją wobec masowej publiczności i z udziałem masowej publiczności. I to wymaga całej tej techniki – zauważył Wiesław Władyka.
Przyznał, że ze smutkiem patrzy na niektóre z przedwyborczych zagrywek, ale ma swój barometr: poczucie lub brak, że kandydat pasuje do formy, w którą podczas kampanii go wkładają. – Komorowski może nie jest szczęśliwy, że musi krzyczeć na wiecu. Ale jakoś się w tym mieści – mówił Władyka. Dodał jednak: – Rzeczywiście jest w tej kampanii tyle różnych gadżetów, gestów, mimikry ohydnej wręcz, że to aż brzydzi.