Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Sejm wg JOW: PO – 306 posłów, PiS – 151, PSL – 3, SLD – 0

Pikieta przed Pałacem Prezydenckim dotycząca wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, maj 2009 r. Pikieta przed Pałacem Prezydenckim dotycząca wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, maj 2009 r. Andrzej Stawiński / Reporter
Jedynym jasno sformułowanym punktem programu Pawła Kukiza, który zebrał niespodziewanie jedną piątą głosów w pierwszej turze wyborów prezydenckich, jest wprowadzenie jednomandatowych okręgów w wyborach do Sejmu.

Polska podzielona zostałaby więc na 460 okręgów, z których na Wiejską dostawałby się tylko jeden poseł po zdobyciu największej liczby głosów. W poniedziałek prezydent Bronisław Komorowski, rozpoczynając kampanię w drugiej turze, zapowiedział, że chce referendum w sprawie wprowadzenia takiego systemu wyborczego.

Zdaniem Kukiza w ten sposób udałoby się odbetonować scenę polityczną, o składzie Sejmu przestaliby decydować partyjni bonzowie, a miernych i posłusznych działaczy partyjnych zastąpiliby lokalni liderzy, którzy zbudowali własny dorobek w swoich społecznościach. Kukiz chce przy pomocy JOW – jak sam mówi – „oddać władzę w ręce Polaków”, czyli uczynić Sejm bardziej reprezentatywnym.

Problem w tym, że jednomandatowe okręgi z założenia służą do czegoś innego: do zbudowania stabilnej większości dla rządu. W państwach, w których takie rozwiązanie funkcjonuje, najczęściej mamy do czynienia z systemem dwupartyjnym, gdzie jedno z ugrupowań stwarza gabinet i rządzi samodzielnie, nie ma korekt wynikających z konieczności tworzenia koalicji, tak jak w systemach reprezentacji proporcjonalnej, np. w Polsce.

Co by się zdarzyło, gdyby Polska przyjęła system okręgów jednomandatowych? POLITYKA INSIGHT przeprowadziła symulację opartą na wynikach ostatnich wyborów do Sejmu w 2011 r. PO zdobyła wtedy 39 proc. głosów, PiS – niecałe 30 proc., Ruch Palikota 10 proc., a PSL i SLD po niewiele ponad 8 proc.

Jak przełożyłoby się to na mandaty? Zwycięzca wziąłby wszystko, mniejsze partie by zniknęły. Platforma miałaby 306 posłów (66 proc.), PiS – 151 (32 proc.), a PSL – trzech (0,6 proc.). PO z PSL miałyby większość uprawniającą do zmiany konstytucji i dwukrotną przewagę nad PiS. Lewicy w Sejmie nie byłoby wcale. Być może do parlamentu wślizgnęłoby się kilku znanych polityków, bez własnych partii, ale to tyle. System jednomandatowy mamy już zresztą w wyborach do Senatu. I wyniki wyglądały jak nasza sejmowa symulacja: na 100 senatorów PO wprowadziła 63, PiS – 31, PSL – 2. Poza tym do izby wyższej weszli Włodzimierz Cimoszewicz, Marek Borowski (z cichym poparciem PO) oraz znany reżyser Kazimierz Kutz i kandydat lansowany przez popularnego prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza.

Takie efekty potwierdzają wyniki z innych krajów. Chociażby z Wielkiej Brytanii, gdzie właśnie trzecia w wyborach antyeuropejska UKIP zdobyła jeden mandat, mając 3,8 mln wyborców, czwarci Zieloni z 1,1 mln – też jeden (parlament liczy 650 posłów). Na drugim biegunie uplasowała się regionalna partia unionistów z Irlandii Północnej: ośmiu posłów przy poparciu 184 tys. wyborców. Wniosek: w przyszłości w Sejmie może miałyby szanse partie regionalne – śląskie czy kaszubskie. Gdyby w tym roku wybory do Sejmu odbyły się według ordynacji jednomandatowej, minimalna przewaga jednej z głównych partii – PO lub PiS – dałaby jej samodzielną większość. Z tworzącego się ruchu społecznego Kukiza do Sejmu wszedłby może sam Kukiz.

Współpraca: Piotr Arak

Polityka 20.2015 (3009) z dnia 12.05.2015; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 8
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną