Jacek Żakowski: – Co się stało?
Prof. Radosław Markowski: – Na razie nie do końca wiemy.
Wiemy, że Bronisław Komorowski zdobył w pierwszej turze mniej głosów niż Andrzej Duda i że Paweł Kukiz dostał 20 proc. głosów.
To jest zaskakujące. Nie wiemy, dlaczego tak się stało. Sondaże przedwyborcze zapowiadały zupełnie inne wyniki. Nie wiadomo, którzy zwolennicy Bronisława Komorowskiego zdecydowali się w pierwszej turze pokazać mu żółtą kartkę, ani skąd Kukiz wziął dodatkowe pięć procent ponad wynik ostatnich sondaży.
Nie domyśla się pan?
Z badań to nie wynika. Ale niska frekwencja w miastach sugeruje, że wyborcy PO postanowili zostać domu.
Bo?
Bo sztabowi prezydenta wydawało się, że będzie łatwo i długo się specjalnie nie starał. A gwoździem do trumny stał się pewnie oglądany przez elektorat PO program w TVN24, gdzie Komorowski wdawał się w pyskówki z dziennikarzami, rzucał jowialne dowcipy i zerkał na publiczność, czy zadowolona klaszcze... słowem – był mało prezydencki. A w wieczór wyborczy ten szatański pomysł, by twarzą Komorowskiego i PO był Michał Kamiński…
Miałem przeciwne wrażenie. Prezydent nareszcie pokazał, że jest w nim trochę prądu. Większość kampanii wyglądała tak, jakby mu się baterie kończyły. Postanowił pokazać, że baterie są naładowane i może działać z mocą. Wydawało mi się, że to prezydenta raczej buduje, niż osłabia.
To przypominało sytuację z 1995 r. Komorowski zachowywał się teraz tak, jak Wałęsa wtedy. Kłócił się z dziennikarzami, a powinien być ponad to, mówić bardziej prestiżem swego urzędu. Naturalna prezydenckość to jego największa zaleta. Dwa miesiące temu sześćdziesiąt procent Polaków uważało, że Komorowski jest dobrym prezydentem.