Zaledwie kilka dni temu Inspektorat Uzbrojenia MON ogłosił przetarg. To już ósme podejście do zakupu samolotów dla polskich VIP-ów. Czy tym razem jesteśmy na ścieżce i na kursie?
To jeszcze nie jest zamówienie na polski Air Force One, czyli samolot dalekiego lub średniego zasięgu. Na razie chodzi o cztery niewielkie samoloty z miejscami dla 12–14 pasażerów. Pokład ma być skonfigurowany w opcji biznesowej. Dopuszczono samoloty używane, ale wyprodukowane nie później niż w 2006 r. (mniej niż 3,5 tys. godzin w powietrzu). Zasięg nie może być mniejszy niż 5 tys. km, a po ograniczeniu liczby pasażerów do ośmiu ma umożliwić lot transatlantycki.
W grę wchodzą kanadyjski Bombardier, francuski Dassault i amerykański Gulfstream. Samoloty będą obsługiwane przez 1. Bazę Lotnictwa Transportowego w Warszawie (powstała po rozformowaniu 36. specpułku) i pilotowane przez wojskowych. Po wygaśnięciu w 2017 r. obecnej umowy na czarter maszyn Embraer 175 od PLL LOT (wcześniej od Eurolot) flota VIP zostanie powiększona dodatkowo o dwa większe samoloty.
Takie w każdym razie są założenia. Czy tym razem uda się je zrealizować?
Choć po katastrofie smoleńskiej świadomość konieczności posiadania floty nowoczesnych samolotów przeznaczonych do przewozu najważniejszych osób w państwie i obsługiwanej przez kompetentnych pilotów wzrosła, to jednak jest to przedsięwzięcie podwyższonego ryzyka.
Próbowano wielokrotnie i wielokrotnie przetargi odwoływano lub unieważniano. Bo albo przetarg był zorganizowany niefachowo, albo były podejrzenia, że jest ustawiony, albo też lękano się, jak przyjmą to wyborcy.
Samoloty dla najważniejszych osób w państwie zawsze budzą emocje. Polacy o politykach nie mają najlepszej opinii i uważają latanie podniebnymi salonkami za najlepszy dowód, jak mają przewrócone w głowie i jak się wywyższają.
Powinni latać, jak naród, Ryanairem z Modlina. Taką atmosferę tworzą szczególnie tabloidy, które z dużą łatwością cenę samolotu potrafią zderzyć z minimalną emeryturą pani Malinowskiej (l. 69) z Kluczborka.
Nie jest to zresztą jakaś nasza przypadłość. W wielu bogatszych krajach lotniczy transport najważniejszych osób w państwie budzi podobne emocje i polityczne spory. Takie dyskusje nie tak dawno miały miejsce m.in. w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii. Dlatego m.in. dopuszczono w przetargu maszyny używane. Nie jest to jakiś nasz patent, by sprawę załatwić po taniości. Prezydent Hollande i kanclerz Merkel latają zaadoptowanymi maszynami, które wcześniej służyły w Air France i Lufthansie.
Ogłoszony przetarg nie jest szczególnym zaskoczeniem. Narady na temat transportu lotniczego VIP-ów trwają od dawna. Prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego kilka lat temu przygotowało raport w tej sprawie. Zapowiedziano, że przetarg zostanie ogłoszony w 2015 r po wyborach.
Prezydent Komorowski obiecywał, że wypracuje w tej sprawie ponadpartyjny konsensus. Miejmy nadzieję, że dynamiczne zmiany na scenie politycznej nie zmienią tych planów. Czas tę sprawę doprowadzić wreszcie do szczęśliwego końca.