Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Polityką rządzą dziś emocje, panuje moda na wkurzenie

semmickphoto / PantherMedia
Nastała taka moda, że niczego dobrego o tym kraju nie można powiedzieć, bo człowiek wychodzi na obciachowego, związanego z władzą albo oderwanego od rzeczywistości – uważa redaktor naczelny POLITYKI Jerzy Baczyński.

Po ogłoszonych przez Ewę Kopacz dymisjach trwają spekulacje, kto zastąpi odwołanych ministrów, marszałka i szefa doradców politycznych. Jak podaje PAP, takie decyzje zapadną w poniedziałek. Tego dnia premier spotka się z Bronisławem Komorowskim i Januszem Piechocińskim.

Jeden z kłopotów polega na tym, że my nie do końca wiemy, co się zdarzyło w ciągu godzin czy dni poprzedzających wystąpienie pani premier – mówił Jerzy Baczyński, redaktor naczelny POLITYKI, w audycji „Post Factum” Radia TOK FM. – Pojawiają się teraz spekulacje, że było to działanie prewencyjne, że są kolejne taśmy i że wszystkie osoby, które zdeklarowały wolę odejścia czy podniosły rękę na pytanie pani premier, kto jest jeszcze nagrany, ustąpiły po to, żeby próbować przynajmniej odciąć tę sprawę – czy jakoś osłabić jej wpływ na dalszy ciąg kampanii wyborczej.

Taśmy te, zdaniem Baczyńskiego, to „bomby z opóźnionym zapłonem”, śmiertelnie niebezpieczne i dla Platformy, i dla polskiej polityki w ogóle.

Wydawało się, że pani premier, działacze Platformy, jej członkowie ulegli takiemu uśpieniu, ponieważ od wielu miesięcy niewiele się w tej sprawie działo albo zgoła nic – podsumował Baczyński. Podobnie uśpiona wydaje się prokuratura, która nie sformułowała zarzutów i toczy śledztwo w sposób „kuriozalny” choćby z tego względu, że akta ze sprawy mogły wejść w posiadanie dowolnej osoby.

To jest ogromnie niebezpieczne. Nie po raz pierwszy w historii jest tak, że ujawnienie nagrań czy taśm zmiata ekipę polityczną – tłumaczył Baczyński. – Poczynając – za mojej pamięci – od prezydenta Nixona, którego nie tyle zgniotła afera Watergate, ile nagrania poczynione w jego gabinecie, które potem musiały być ujawnione.

Rok po aferze

Dlaczego nagrania mają większą siłę rażenia niż same afery, choćby hazardowa czy ta, której bohaterem był Sławomir Nowak? Zdaniem redaktora naczelnego POLITYKI – chodzi o słowa, które padły podczas zarejestrowanych rozmów, i o ogólną atmosferę tych spotkań. – Jeśli popatrzeć z pewnego dystansu na te nagrania, to po pierwsze – stale trzeba pamiętać o tym, że było to przestępcze nagranie rozmów prywatnych i że każdy z nas bez trudu mógłby sobie przypomnieć rozmowy, które nie chciałby, żeby zostały gdziekolwiek puszczone: rozmowy z przyjaciółmi, jakieś sytuacje restauracyjne, gdzie ktoś kogoś obgaduje, z kogoś drwi, używa brzydkich słów. Każdy takie doświadczenie ma – tłumaczył Baczyński.

W sprawie tej – podkreśla – zostało naruszone fundamentalne prawo prywatności, którego politykom czasem się odmawia. – Politycy mają również prawo do swobodnego konsultowania jakichś pomysłów. Gdybyśmy podłożyli takie pluskwy w sztabie, w biurze politycznym PiS czy SLD, prawdopodobnie mielibyśmy podobne ustalenia czy rozmowy na temat jakichś intryg, planów politycznych, tego, co zrobić, żeby kogoś załatwić, a komuś pomóc… To jest normalna kuchnia. Tylko że tym razem zostało otwarte nielegalnie okno – i z tej kuchni wyleciały smrody.

Dlaczego Platforma zdecydowane działania podejmuje dopiero teraz, w rok po ujawnieniu treści z pierwszych taśm? – Wydawało się wtedy – i reagował na to Donald Tusk – że uda się przekonać wyborców i opinię publiczną, że w tych rozmowach nie ma nic przestępczego, że ot, są to gawędy polityków, którzy czują się swobodnie. Ówczesny szef PO piętnował co prawda sposób wysławiania się polityków, wskazywał na zbyt kosztowne zamówienia – ale usiłował przekonać, że nie są to zachowania, które wymagałyby dekapitacji wszystkich bohaterów tych spotkań.

Zresztą Tusk potem w zasadzie te osoby, które były nagrane, poodsuwał z rządu – przypomniał Baczyński. – On to robił po cichu, cały czas chowając to za parawanem, że być może stoi za tym jakaś wroga, ciemna siła.

Tu chodzi o emocje

Sytuacja polityczna rok później wygląda inaczej. – Mamy kampanię wyborczą i – choć moglibyśmy zastanawiać się, dlaczego – w tej kampanii wyborczej chodzi o emocje. Już dawno skończyła się rozmowa na temat programów, racji, dokonań, osobowości. Chodzi o to, kto – jak to mówią politolodzy – narzuci swoją narrację, kto złapie społeczną emocję.

Tę narrację – wskutek niemrawej kampanii Bronisława Komorowskiego – zagarnął „Ku-PiS”, czyli Paweł Kukiz oraz PiS. – Czyli narrację opowiadającą o Polsce jako kraju klęski, nieszczęścia, kamieni kupie, spalonej ziemi, w dodatku rządzonej przez półprzestępców, być może zdrajców. To wchodziło jak w masło, nie napotykając na żaden opór – mówił Baczyński.

Platforma okazała się przy tym niesprawna komunikacyjnie. – Miała jedną gwiazdę – czyli Tuska. Kiedy go zabrakło, okazało się, że to rząd niemów. Mamy kolejny odcinek „Milczenia owiec”, tym razem są prowadzone na polityczną rzeź. Nawet bez specjalnego beczenia – ocenił Baczyński. – Plan ogłaszania tych dymisji też był bardzo ubogi, właściwie nie wiadomo, dlaczego ci politycy, z jakim uzasadnieniem. Znów zabrakło jakichś narracji.

Czy inny scenariusz był możliwy, czy dało się uniknąć rekonstrukcji rządu, a może należało ją przeprowadzić wcześniej? Zdaniem Baczyńskiego – nie. – Te cięcia musiały być ostre, szybkie i szerokie. Nie wiemy, co się jeszcze może ukazać, ale te nagrania mają moc lasek dynamitu podłożonych pod tę ekipę. I znów dlatego, że one – przez sam charakter tych rozmów – wywołują potworne wrażenie podkorowe. Łapią taki rodzaj emocji, której nie złapałyby argumenty racjonalne. Te emocje podchwytują też tabloidy, pisząc o bohaterach taśm, że „obżerają się za nasze pieniądze”, są „darmozjadami i nieudacznikami”.

Kopacz musiała zrobić ruch poprzedzający, żeby przynajmniej po części – gdy pojawią się kolejne taśmy – mówić, że to już dotyczy byłych członków jej rządu, że teraz są ludzie nowi. Będzie próbowała użyć dezodorantu powietrza – podsumował Baczyński.

Efekt Kopacz, efekt Sikorskiego

Ten efekt zepsuł natychmiast Radosław Sikorski, a Platforma znów wydała się partią działającą bez refleksji. Bo choć marszałek Sejmu podał się do dymisji, ogłosił jednocześnie, że wystartuje w kampanii wyborczej z 1. miejsca na bydgoskiej liście. – Marszałek Sikorski jest w tej ekipie politykiem pełnokrwistym. Ale ma pewną cechę nadmierności czy nonszalancji – tłumaczył naczelny POLITYKI. – On był bardzo dobrze oceniany jako minister czy marszałek, ale zawsze pojawiało się coś takiego, że mówił o dwa zdania za dużo.

Sikorski niejako unieważnił operację Ewy Kopacz, która usiłowała odciąć się od taśm i wytrącić opozycji argumenty z rąk. – Nadal będzie można atakować Sikorskiego w sprawie taśm – tym razem z paragrafu „pierwsze miejsce na liście wyborczej, prominentny polityk” itd. On bardzo zepsuł efekt posunięcia pani Kopacz.

Platforma popełnia jeszcze jeden błąd. – Wyciąganie takich wniosków – „mamy 20 czy 17 proc. poparcia, więc panikujmy” – jest prostą receptą na klęskę. Zdaniem Baczyńskiego PO nie powinna śledzić sondaży, ale skoncentrować się raczej na swoich zadaniach, w pewnym sensie brać przykład z Andrzeja Dudy: – Jechać, rozmawiać, przekonywać, spotykać się, konfrontować się, nie wstydzić się tego, co się zrobiło. A ta ekipa ma naprawdę coś do pokazania po tych ośmiu latach – i o tym się teraz nie mówi.

Nie mówi się o osiągnięciach, bo dominuje inna narracja. Baczyński: – Nastała taka moda w tej chwili – czy taka emocja zbiorowa – że niczego dobrego o tym kraju nie można powiedzieć, bo człowiek wychodzi na obciachowego, związanego z władzą albo oderwanego od rzeczywistości.

Panuje wkurzenie. Każdy ma prawo, a nawet obowiązek wkurzenia – ocenił Baczyński. Platforma może te emocje odwrócić, ale rekonstrukcja rządu to za mało. – Trzeba robić to, co politycy powinni robić, bo to jest ich psi obowiązek. Czyli przekonywać wyborców.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną