Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Czy zaakceptujemy ograniczenie prędkości w centrach miast do 30 km/h?

Radek Kołakowski / Flickr CC by 2.0
Gdańsk, Katowice, Kraków – kolejne polskie miasta idą przykładem Europy Zachodniej, ograniczając prędkość do 30 kilometrów na godz. na mniej ważnych ulicach w centrum.

Niektóre dzielnice chcą tworzyć własne strefy tego typu i wyliczają szereg argumentów – mniejszy hałas i emisja spalin, za to większe bezpieczeństwo dla pieszych i rowerzystów.

Mieszkańcy są zazwyczaj podzieleni w opiniach, w zależności od stosunku do samochodu osobowego. Ci, którzy nie wyobrażają sobie życia bez niego, na ograniczenia prędkości złorzeczą i boją się mandatów. Reszta bardziej ceni sobie spokój i bezpieczeństwo, więc nowe zakazy przyjmują z nadzieją.

Nasze miasta powoli zmieniają się, raczej naśladując trendy zachodnie, a nie je wyznaczając. Tymczasem w Niemczech, Holandii, Francji czy krajach skandynawskich rola samochodu uległa w ostatnich dekadach sporej zmianie. Jest on coraz mniej chętnie widziany w centrach miast i w różnoraki sposób zniechęca się do jego używania. Część ulic zamieniana jest na deptaki oddawane pieszym, rowerzystom i ewentualnie tramwajom.

Wprowadza się nie tylko coraz dalej idące ograniczenia prędkości, ale też zakazuje ruchu samochodom niespełniającym coraz bardziej wyśrubowanych norm emisji spalin. Niektóre metropolie, jak Londyn czy Sztokholm, idą jeszcze dalej, wprowadzając opłatę za wjazd do centrum. Miejsca parkingowe naziemne ograniczono do minimum, a zamiast nich powstały parkingi podziemne. I oczywiście inwestuje się ogromne pieniądze w nowoczesny transport zbiorowy.

Polska stoi tradycyjnie w rozkroku. Z jednej strony pragnęlibyśmy mieć przyjazną przestrzeń publiczną, wolną od spalin i hałasu. Równocześnie wiele osób chce korzystać nadal z samochodów, narzekając na jakość komunikacji miejskiej i brak wygodnych parkingów przesiadkowych.

Strefy 30 to przykład takich właśnie sprzecznych oczekiwań. Część kierowców jest skłonna je zaakceptować, bo sami bywają też rowerzystami i pieszymi, więc myślą o własnym bezpieczeństwie. Inni boją się, że „trzydziestka” to nie cel sam w sobie, ale tylko krok w kierunku całkowitego wyrugowania samochodów z kolejnych ulic.

Warto jednak ten eksperyment przeprowadzić, skoro sprawdził się w krajach, jakie sami – krytykując Polskę – stawiamy często za wzór przestrzeni publicznej.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną