Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Ameryka już od środy

Weszła w życie rewolucyjna reforma prawa karnego

Czy dotychczasowy model postępowania da się przefasonować na amerykański proces karny? Czy dotychczasowy model postępowania da się przefasonować na amerykański proces karny? Maciej Jeziorek / Forum
Jej założenia są godne pochwały, ale obaw jest sporo.

Środa 1 lipca zapisze się w historii polskiego sądownictwa. Weszła w życie największa od dziesięcioleci reforma prawa karnego, choć i tak było ono przez lata poprawiane setki razy. Vacatio legis, czyli okres na przygotowanie się do nowych rozwiązań – słabo wykorzystany – trwał prawie dwa lata. I wielu praktyków twierdzi, że reforma jest skokiem w niewiadome.

Reforma zmienia sytuację sędziego. Dotychczas to on był motorem procesu. On dociekał prawdy, badał dowody i przesłuchiwał świadków, w praktyce w czasie procesu „uczył się” sprawy, w której miał wydać wyrok. Stąd proces nazywano „inkwizycyjnym”. Teraz to strony – oskarżenie i obrona – będą się spierać przed sędzią obserwatorem, który sam pytań nie stawia, dowodów nie szuka. To proces „kontradyktoryjny”, pojedynkowy. Dotąd też wszystko robiono dwa razy: pełne dowody i zeznania rejestrował prokurator (nieraz tysiące stron akt), a sędzia odtwarzał jego wcześniejszą robotę, tych samych świadków przesłuchując przed sądem. Ambicją reformy jest uproszczenie postępowania. Prokurator zbierze dowody i świadków, lecz tak naprawdę mają zeznawać tylko raz: przed sądem.

Założenia, przygotowane przez najwybitniejszych polskich profesorów prawa, są godne pochwały. Sąd, przepracowany i przeładowany, zostanie odciążony, przewlekłość – plaga naszych sądów – ograniczona, dublowanie postępowania – zniesione. Ale obaw jest wiele, oto najważniejsze:

1.

Kto będzie odpowiadał za ustalenie, co się naprawdę wydarzyło? Czyli co będzie z tak zwaną prawdą materialną w procesie? J.C., mieszkanka Warszawy, wdała się nieostrożnie w kontakty z oszustem, sprzedała mu kilka drobnych przedmiotów. Oszust wykorzystał pisma kobiety i sfabrykował umowę, w której J.C. zrzekła się wielomilionowego majątku za niespełna 10 tys. zł, a kiedy ta poszła do prokuratora, oszust oskarżył ją o fałszywe zawiadomienie o przestępstwie. Prokurator na podstawie opinii grafologa uwierzył oszustowi. Gdyby nie sędzia, której transakcja wydała się sprzeczna z życiowym doświadczeniem, sprawa zakończyłaby się rażąco niesprawiedliwie. Sędzia z urzędu zażądała nowej opinii – całego zespołu biegłych – i oskarżoną kobietę uniewinniono.

A jak taka sprawa przebiegałaby dziś? Przy bezradnym oskarżonym i słabym obrońcy pojawia się wielkie ryzyko niesprawiedliwego rozstrzygnięcia. Zresztą ryzyko w obie strony: dobry, drogi adwokat przy niedoświadczonym prokuratorze może wyciągnąć złoczyńcę, zwłaszcza gospodarczego, zza grubych krat. Owszem, proces kontradyktoryjny jest regułą w świecie anglosaskim. Ale Iain Morley, gwiazda brytyjskiej adwokatury, autor podręcznika „Adwokat diabła”, pisze otwarcie: argumentowanie w sądzie działającym według reguły kontradyktoryjności NIE MA (podkreślenie moje) na celu wykrycia prawdy. To turniej, w którym można wygrać nawet mimo pozornie niekorzystnych dowodów. Trzeba przekonywać lepiej niż twój przeciwnik.

Nasza reforma ma zawór bezpieczeństwa: w wyjątkowych przypadkach sędzia może z własnej inicjatywy żądać dowodów, których żadna strona nie przedstawiła. Jeśli jednak wyjątek przekształci się w regułę – to wielkiej zmiany nie będzie.

2.

Jak na ironię kilka dni przed 1 lipca prokuratura przesłała do sądu akta sprawy przeciw oszustom z Amber Gold. Akta liczą 16 tys. tomów i nie pierwszy raz prokuratura wiezie dokumenty ciężarówką. Ile czasu potrzebuje sędzia na ich przeczytanie? Zgromadzono tysiące tomów, bo w Polsce obowiązuje zasada legalizmu: wszystko drobiazgowo wyjaśnić – a nie oportunizmu: ograniczyć zarzuty do najistotniejszych, wyjaśnić tylko tyle, ile trzeba do udowodnienia choćby jednego zarzutu. Prokurator zasypuje sąd papierami, by zrobić duże wrażenie, ogromu oskarżenia. Uwaga: reforma nie zmienia tej zasady i trudno liczyć na opanowanie przewlekłości.

3.

Co z nadziejami, że postępowanie przygotowawcze będzie krótsze? Dziś często sąd przypomina świadkom ich wcześniejsze zeznania złożone prokuratorowi czy policji. Bez tych akt świadkowie mogą się łatwiej przed sądem zasłaniać niepamięcią. Gorzej jeszcze, bo przestępcom będzie ich łatwiej naciskać, by zmienili stanowisko. Szanse, że proces pojedzie na notatkach urzędowych, mogą spalić na panewce.

Prokurator w nowym modelu musi zmagać się ze schizofrenią: w śledztwie powinien zachować obiektywizm, o żadnej kontradyktoryjności nie ma mowy, zbiera wszystko, dowody za i przeciw, bo stoi na straży praworządności. Potem przekształca się w stronę i trudno oczekiwać, by pomagał obronie. Jak potraktuje dowody na korzyść oskarżonego?

4.

Oskarżenie naprawdę spada na prokuratora, który musi być w sądzie fizycznie obecny i dobrze znać sprawę. Czy do sędziego mającego danego dnia na wokandzie 6 różnych spraw przyjdzie 6 oddzielnych prokuratorów? Dopasowanie terminarzy będzie karkołomne, poza tym prokuratorów jest za mało. Jeśli będą przesiadywać w niepunktualnych sądach, kto będzie prowadził śledztwa? Za dużo jest też prokuratorów funkcyjnych: blisko 40 proc. z nich nie odwiedza sądu ani nie bierze udziału w czynnościach śledczych.

– Po odczytaniu aktu oskarżenia wezwiemy świadka, ja założę ręce i kto ruszy proces? A jeśli prokurator nie prowadził tej sprawy? Nie będzie istotnych pytań. Wyjaśnienie obciążających okoliczności w interesie obrońcy nie leży, więc będzie milczał – ostrzega doświadczony sędzia i sam pyta: – Czy mam zakończyć rozprawę i uniewinnić?

5.

Ponad połowa spraw karnych i tak kończy się na sposób amerykański, czyli bez procesu, w formie paktu między prokuratorem i oskarżonym. Teraz rozszerzono możliwość skazania bez rozprawy, a dobrowolne poddanie się karze powstanie nawet przy najcięższych przestępstwach. To znów tworzy niebezpieczeństwo nadużyć, dróg na skróty. Niewinnego będzie można zastraszyć groźbą wysokiej kary i skłonić do uległości.

Czy dotychczasowy model postępowania, który prof. Piotr Kruszyński z pewną emfazą nazywa sowieckim czy wręcz stalinowskim, da się przefasonować na amerykański proces karny? Każda reforma w Polsce budzi sprzeciw. Sprzyja jej demografia, bo kolejne roczniki są mniej liczne i przestępczość spada. Ale początki będą co najmniej trudne. Stare nawyki, kultura prawna i mentalność prawników – stawianie wyżej formalnej poprawności niż sprawiedliwego orzeczenia – mogą zamiast poprawy przynieść wielkie i groźne zamieszanie.

Polityka 27.2015 (3016) z dnia 30.06.2015; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Ameryka już od środy"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną