Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Hakologia stosowana

Polityka

Sprawa konfliktu interesów Pana Profesora Mariana Zembali pokazała z całą dosadnością, jak żałosny poziom w kwestiach elementarnej przyzwoitości prezentują zarówno politycy partii rządzących, jak i opozycyjnych.

Żona komisarza Ryby miała na imię Pomyłka, zaś system opieki zdrowotnej w Polsce ma na imię Konflikt Interesów, a na drugie – Nepotyzm. Wiedzą o tym wszyscy jakkolwiek zorientowani w temacie, nie wierzę zatem, by od dawna nie wiedzieli wszyscy możliwi politycy i zależne od nich służby.

Pan Profesor Zembala był współzałożycielem Polskiej Grupy Medycznej (czyli sieci prywatnych szpitali kardiologicznych), a przy tym kierownikiem referencyjnego ośrodka kardiologii i kardiochirurgii w publicznej służbie zdrowia.

Nie znam polskiego prawa w tej kwestii, ale być może – jeżeli wierzyć opinii Pani Redaktor Renaty Kim w audycji TOK FM – zezwala ono na tego rodzaju praktyki. Jeżeli tak w istocie jest, to oczywiście lepiej dla Pana Profesora Zembali, ale o wiele gorzej dla Państwa Polskiego. Skoro bowiem przez ponad ćwierćwiecze nie wprowadzono regulacji skutecznie zapobiegających sytuacjom uważanym w państwach prawa za niedopuszczalne, to prosta logika nakazuje podejrzewać, że nikt nie chciał takich rozwiązań wprowadzać.

Bierność polityków oraz mediów, tak gorliwych wobec znacznie błahszych problemów, musi zdumiewać i niepokoić. Zwłaszcza że konflikt interesów wśród prominentnych przedstawicieli świata medycznego nie jest zjawiskiem odosobnionym. Tylko bowiem kierownik kliniki, oddziału, szpitala lub jednostki akademickiej ma szansę zaistnieć jako osoba zarządzająca lub współzarządzająca prywatną placówką lecznicza odpowiedniej wielkości. Żeby otrzymać taką propozycję w prywatnym biznesie medycznym, trzeba mieć ustaloną, mocną pozycję zawodową. Na szczęście w wielu przypadkach sami zainteresowani dokonują wyboru – zdarzały się spektakularne odejścia z medycyny akademickiej do ośrodków prywatnych. Niestety, nie wszyscy potrafią zdobyć się na podjęcie takich decyzji.

Drugi olbrzymi problem na szczytach medycznej hierarchii to nepotyzm. Pozwolę sobie na naganne dla niektórych z Państwa stwierdzenie: może być akceptowalna sytuacja zatrudnienia członka rodziny kierownika oddziału lub przychodni, jeżeli zatrudnienie to nie odbyło się kosztem eliminowania innych kandydatów. Myślę przede wszystkim o małych publicznych jednostkach w mniejszych miejscowościach, którym niekiedy naprawdę trudno znaleźć lekarzy chętnych do podjęcia tam pracy – mimo ogłaszanych konkursów.

Istnieje oczywiście drugi warunek konieczny: członek rodziny kierownika jednostki medycznej nie może być widocznie faworyzowany, a jego ścieżka rozwoju zawodowego musi wynikać z zawodowych umiejętności, doświadczenia oraz rzetelności. Znam oddziały, w których taka sytuacja istnieje, a członek rodziny kierownika oddziału „dostaje w kość” na równi ze swoimi zawodowymi równolatkami.

Niestety, istnieją bardzo prestiżowe miejsca w polskiej medycynie, gdzie promowanie – pod każdym względem – rodzin osób zajmujących tam kierownicze stanowiska jest ewidentne. Mam na myśli oczywiście wyłącznie placówki publiczne, bo polityka personalna prywatnych jest kwestią suwerennej decyzji ich władz.

Zanim zechcecie Państwo dać wyraz swojemu – nie przeczę, że nie bezpodstawnemu – oburzeniu wobec opisanych sytuacji, pozwólcie, proszę, dać się namówić na chwilę rozważań.

Problemy, o których wspomniałem, znane są powszechnie i od dawna. Dlaczego zatem żadna – podkreślam: żadna – z rządzących dotychczas partii nie zrobiła nic, żeby im zaradzić? Dlaczego nie podjęła odpowiednich działań legislacyjnych? Przecież wiadomo, że odpowiednio skonstruowane prawo zmienia zachowania, przynajmniej w skali społecznej. Czy nie zastanawia Państwa, że IV RP, pod sztandarami prawa i… no wiadomo jakimi, nie podjęła żadnych prób działań systemowych? Że nie próbowała ich ani PO, ani wcześniej partie postsolidarnościowe, czy będąca jeszcze niegdyś przy życiu lewica?

To nie koniec pytań. Dlaczego kwestię konfliktu interesów Profesora Zembali wyciągnięto teraz, podczas gdy wiedza o jego relacjach zawodowych z pewnością była dostępna już dużo wcześniej? Proszę dobrze mnie zrozumieć: nie bronię Pana Profesora Zembali, tak samo jak wcześniej atakowanych: Pana Profesora Szaflika i Pana Profesora Skarżyńskiego. Nie mnie rozstrzygać kwestie merytoryczne w tych sprawach, bo nie mam ani danych, ani odpowiednich kompetencji.

Pozwalam sobie natomiast postawić tezę, że „haki” na prominentnych przedstawicieli świata medycznego służą nie naprawie polskiej medycyny, ale doraźnym rozgrywkom politycznym. W przeciwnym razie już dawno wprowadzono by odpowiednie rozwiązania systemowe i wyegzekwowano ich przestrzeganie.

Być może tym, co motywuje kolejne partie rządzące do ulegania dyskretnemu urokowi „haków”, jest absolutny brak pomysłu na konstruktywną ewolucję systemu opieki zdrowotnej. Jeżeli zaś ktoś ma nawet taki pomysł, to nie wystarczy mu odwagi na publiczne ogłoszenie, że niektóre rozwiązania nowego systemu mogą być niewątpliwie bolesne.

Trwa zatem tradycja podejmowania doraźnych, niespójnych wzajemnie akcji, których nieuchronnym następstwem bywają bunty pacjentów, „białego” personelu albo jednych i drugich. W takich sytuacjach, zwłaszcza jeżeli kapitał polityczny partii rządzącej mógłby ucierpieć, stosuje się starą taktykę: pacjentów szczuje się na lekarzy i pielęgniarki, a lekarzom – zwłaszcza prominentnym – wyciąga się trupy z szafy.

Rozczulające z perspektywy czasu wydają się wypowiedzi posła Dorna – zarówno insynuacje typu: „Pokaż lekarzu, co masz w garażu”, jak i straszenie kamaszami. Uroczo żałosne. Władza bardzo się rozwinęła, coraz sprawniej wyciąga trupy z szafy – tym bardziej, że wie o nich od dawna. Gdyby zabrakło „haków”, musiałaby mieć pomysły, a nie ma ich i nie chce mieć, bo dobre są ryzykowne politycznie, a nieryzykowne są do bani.

Reasumując: część chaosu i patologii w systemie opieki zdrowotnej wydaje się zjawiskiem świadomie przez polityków kontrolowanym, maskującym potrzebę konstruktywnych zmian. Jeżeli żadna z obecnych w Sejmie partii nie zechce uczciwie zmierzyć się z problemem (choćby w tezach programowych), zamiast grać w „haki”, to uczyni niebywały prezent Pawłowi Kukizowi, który przyciąga zwolenników tezą, że Państwo Polskie nie działa.

lekarski.blog.polityka.pl

Polityka 27.2015 (3016) z dnia 30.06.2015; Blogi POLITYKI; s. ${issuePage}
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną