Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Są oskarżenia, czekamy na dowody

Co wynika z nielegalnie nagranej rozmowy Kalisza i Kwaśniewskiego?

. . USAFE AFAFRICA / Flickr CC by 2.0
Jeszcze z dwa miesiące żonglowania taśmami i wszyscy będą ugotowani. Tym razem rykoszetem oberwał wicepremier i szef MON Tomasz Siemoniak.
.Polityka .

Okazuje się, że samo niechodzenie do restauracji i unikanie ośmiorniczek to za mało, żeby nie zostać kolejnym bohaterem afery podsłuchowej. Tym razem rykoszetem oberwał wicepremier i szef MON Tomasz Siemoniak. Jego nazwisko pojawiło się podczas nielegalnie nagranej rozmowy posła Ryszarda Kalisza z Aleksandrem Kwaśniewskim.

Według opublikowanych przez tygodnik „Do Rzeczy” fragmentów rozmowy Ryszard Kalisz wszedł w posiadanie wiedzy na temat korupcji w MON. Ujawnił nawet swoje źródło – generała Janusza Noska, byłego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

Nie jest to byle jakie źródło. Generał Nosek dowodził jedną z najważniejszych służb w Polsce. Służbą co prawda poobijaną, odbudowującą swoją pozycję i strukturę po ujawnieniu raportu Macierewicza. Do czego zresztą Janusz Nosek został ściągnięty z cywilnych służb. Miał być człowiekiem z zewnątrz, który odpolityczni strukturę. Wzmocni pion operacyjny. Zabezpieczy MON przed korupcją, bo polska armia była w przededniu ogłoszenia przetargów na grube miliardy.

Trudno oceniać generała Noska po owocach, bo w latach 2008–2011 nie było za wiele spektakularnych akcji SKW. Przynajmniej takich, o których moglibyśmy przeczytać na gazetowych czołówkach. Służba coraz lepiej radziła sobie w Afganistanie, gdzie wspierała polskich żołnierzy. Nie było za to szału w kwestii korupcji w wojsku, bo oskarżenia śledczych nie sięgały wyżej niż przysłowiowego pułkownika.

Za to w 2012 r. zrobiło się dynamicznie. Okazało się, że Waldemar Skrzypczak, generał w stanie spoczynku i radca koordynator ministra Siemoniaka, ma kłopoty z przejściem procedury dostępu do tajnych informacji. Z tego powodu jego nominacja na stanowisko została przesunięta o kilka tygodni. Po wydaniu certyfikatu i mianowaniu kłopoty wiceministra Skrzypczaka się nie skończyły. Pewnego pięknego dnia, w połowie 2013 r., generała Skrzypczaka odwiedziło dwóch pułkowników z SKW i w żołnierskich słowach powiadomiło, że straci poświadczenie.

Dla polityka na jego stanowisku oznaczałoby to wyrok, bo nawet nie mógłby nadzorować przetargów, które sam ogłaszał i miał podpisywać. W sprawę osobiście zaangażował się premier Donald Tusk. Nie pomogło, bo SKW pozostało nieugięte. Sprawa skończyła się jak w westernie. Co prawda premier Tusk 20 września 2013 r. wszczął procedurę odwołania szefa SKW. Ale tego samego dnia Skrzypczak ostatecznie stracił certyfikat.

I w tym momencie zaczyna się właściwa opowieść, bo jednocześnie SKW złożyła do prokuratury zawiadomienie o niejasnych powiązaniach Waldemara Skrzypczaka z branżą zbrojeniową. W listopadzie 2013 r. Waldemar Skrzypczak postanowił złożyć dymisję.

Tak się składa, że w zeszły czwartek widziałem generała Skrzypczaka. Uczestniczył w wodowaniu ORP Ślązaka. O jego zaproszenie na uroczystość osobiście zabiegała Stocznia Marynarki Wojennej, która upatruje w nim siłę sprawczą zakończenia po 14 latach budowy tego okrętu.

Generał Skrzypczak ma to szczęście, że zamieszanie wywołane przez SKW wokół jego osoby zniszczyło mu tylko karierę. Ludzie odnoszą się do niego z szacunkiem i uznaniem. Prowadzone od dwóch lat postępowanie nie zakończyło się żadnymi zarzutami o korupcję, przekroczenie uprawnień ani inne nielegalne działanie. Trwa zresztą nadal. Trudno powiedzieć dlaczego. Ale trwa.

Oskarżenia łatwo się przyklejają. Tym razem do ministra Tomasza Siemoniaka. – Ja mu bardzo współczuję, bo sam przez to przechodziłem. A moim zdaniem to bardzo uczciwy człowiek – mówi o swoim byłym szefie generał Skrzypczak. Według niego działania służb to skandal. – Z tych rozmów widać, jak oni kombinują. Nosek biega po politykach opozycji i nadaje na własnego szefa. Przy czym żadnych dowodów nikt nie zobaczył – dodaje Skrzypczak.

Afera taśmowa przez część mediów już dziś określana jest jako afera korupcyjna w MON. Na razie jedynym dowodem jest nielegalne nagranie. Części komentatorów nie interesuje za bardzo dementi ze strony SKW czy milczenie Kalisza. Jeszcze z dwa miesiące żonglowania taśmami i już wszyscy będą ugotowani. Przez kelnerów i ich kolegów ze służb – bo dowodów i działań prokuratorskich jakoś nie widać.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną