A jednak nie
Proces byłego arcybiskupa odroczony – ze względu na jego „złą kondycję psychiczną”
Proces byłego arcybiskupa Józefa Wesołowskiego odroczony. Brak szczegółów. Wiadomo tylko, że tuż przed rozpoczęciem pierwszej rozprawy zaplanowanej na 11 lipca w Trybunale Karnym Państwa Watykańskiego nadeszła wiadomość, że oskarżony trafił do szpitala z powodu załamania nerwowego. Kościół nigdy nie spieszy się ze szczegółami w sprawach trudnych, które go dotyczą, więc zainteresowani muszą czekać na więcej faktów.
Ta sytuacja sprzyja spekulacjom. Uderza, że dotąd nie było żadnych wiadomości o złej kondycji psychicznej byłego duchownego pedofila. Wiadomość przyszła dopiero, gdy trzeba było stanąć przed kamerami i przed sądem. Przez długie lata Wesołowski mógł się mierzyć z tym, co robił chłopakom, w ciszy własnego sumienia, teraz musi się z tym zmierzyć publicznie.
Zabrakło odwagi? A może ktoś zasugerował, by oskarżony posłużył się wybiegiem z załamaniem nerwowym w celach procesowych? Aby proces przekierować na inne tory? Przedstawić oskarżonego jako ofiarę mediów i wrogów Kościoła?
Tuż przed terminem pierwszej rozprawy polski Episkopat wydał oświadczenie w sprawie Wesołowskiego. Dość drętwe, ale niepróbujące brać go w obronę. Wspomniano o ofiarach jego pedofilskich czynów. Wygląda na to, że dla polskiego Kościoła nagła zmiana akcji jest zaskoczeniem. Przygotowywał się raczej do „zarządzania kryzysem” wizerunkowym, który mógł przesłonić w mediach sprawę kościelnej kampanii przeciwko in vitro.
To w Polsce. A w Watykanie? Proces, na który Wesołowski się nie stawił, i tak zaczyna się z poślizgiem. Może Wesołowskiemu ktoś wpływowy chce pomóc w Rzymie ze względów osobistych albo innych?
Nieobecność Wesołowskiego na pierwszej rozprawie nie zmienia faktu, że kościelne młyny w jego sprawie poszły w ruch i nawet jeśli ktoś sypnął w nie piaskiem, proces będzie się toczył i zakończy zapewne surowym wyrokiem skazującym.