Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Tajemnica Marka Belki

Michał Mutor / Polityka

Kto nie czytał wywiadu z Markiem Belką w ostatnim Magazynie Świątecznym Gazety Wyborczej, ten musi to nadrobić. Bo prezes NBP odważył się tam wypowiedzieć kilka ekonomicznie i statystycznie oczywistych prawd, których za cholerę nie da się dopasować do udającej wiedzę ekonomiczną ideologii rządzącej polską polityką.

Lektura samego wywiadu nie daje jednak pełnego pojęcia o jego znaczeniu. Żeby go docenić, trzeba przeczytać reakcje dyżurnych medialnych ekonomistów, które zebrała redakcja wyborcza.biz. Bo wszyscy są zaskakująco zgodni co do tego, że kapitalizm wymaga pilnego i poważnego remontu. Ale nie ich kosztem. A raczej nie kosztem grup, z którymi są związani.

Najzabawniejsza jest Małgorzata Krzysztoszek, główna ekonomistka Lewiatana, która zgadza się, że polscy pracownicy muszą więcej zarabiać, ale przecież nie kosztem pracodawców. Jak pracownicy będą bardziej wydajni, pracodawcy oczywiście dadzą im podwyżki, ale póki co, to państwo musi obniżyć podatki i składki, żeby więcej pieniędzy trafiało do ludzi.

Skąd wciąż zadłużające się państwo ma je wziąć, kiedy obniży podatki i składki tak bardzo, żeby odczuł to ogół pracowników, pani Krzysztoszek niestety nie wyjaśnia. W każdym razie na pewno nie od bogatszych. Na to zgody Lewiatana nie będzie. A jak nie od bogatszych, to – innego wyjścia nie ma – jednak od biedniejszych, którym miało, wedle tej samej Małgorzaty Krzysztoszek, obniżyć podatki. Jak wziąć więcej od biednych, zabierając im mniej, to wielka tajemnica ekonomicznego lobbingu. Nawet nie śmiem pytać.

Jedyny trop, jaki pani Krzysztoszek ujawnia, to systemowa zmiana w służbie zdrowia i edukacji, które są mało efektywne. Nie chodzi o to, żeby zabierać im pieniądze, tylko, żeby były bardziej efektywne. Ale jak będą bardziej efektywne, to będą więcej z siebie dawały, co nie znaczy, że będą tańsze. Zwłaszcza służba zdrowia historycznie będzie tylko coraz droższa, co widać w krajach lepiej rozwiniętych. Więc wciąż nie wiadomo, skąd państwo ma brać więcej, skoro ma brać mniej od biedniejszych i nie brać więcej od bogatszych.

Aleksander Łaszek z Forum Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza też zasadniczo zgadza się z Markiem Belką. Ale nie zgadza się, że trzeba bardziej opodatkować pracodawców. Co to to nie. W żadnym razie! Trzeba obniżyć ciężary najniżej zarabiającym i zrównoważyć to podatkiem od nieruchomości oraz podwyżką VAT. VAT – jak wiadomo – proporcjonalnie najbardziej obciąża najbiedniejszych, więc pomysł FOR polega z grubsza na tym, żeby najbiedniejsi płacili mniejszy PIT i ZUS, a oddali to w VAT.

Ale w projekcie FOR autorstwa Łaszka i Wiktora Wojciechowskiego, o którym Aleksander Łaszek wspomina, podwyższony ma być tylko ten VAT, który dziś płacony jest według niższych stawek (8 zamiast 23 proc.). Każda proponowana przez FOR podwyżka jest tam merytorycznie uzasadniona. Na przykład: książki (dodatkowy przychód budżetu z tytuł podwyżki VAT – 1,1 mld) – uzasadnienie „nie jest to dobro pierwszej potrzeby. Albo: gazety i czasopisma (0,5 mld) – „nie jest to dobro pierwszej potrzeby”. Albo: imprezy sportowe i rozrywkowe (0,5 mld) – „siedzenie na stadionie też jest niezdrowe”.

Łaszek odmawia skomentowania opinii Marka Belki, że poglądy głoszone przez Balcerowicza należą dziś do folkloru światowej ekonomii. Słusznie. Skąd ma to wiedzieć człowiek, który uważa, że książki i gazety nie są towarem pierwszej potrzeby.

Stefan Kawalec chyba w największym stopniu zgadza się z Markiem Belką. Właściwie różni się od niego tylko w ocenie poziomu polskich płac. Nawet ekonomista tak nonkonformistyczny wciąż nie może sobie w Polsce pozwolić na to by patrząc pracodawcom w twarz powiedzieć: weźcie się do roboty, raj niskich podatków i płac się kończy. Przestańcie swoje słabości przerzucać na pracowników i państwo. Przestańcie trwonić ludzką pracę. Dla biznesu socjalizm też się musi skończyć. Zacznijcie konkurować z Europą swoimi umiejętnościami, lub zgińcie.

Podobnie jak pani Krzysztoszek, Kawalec twierdzi więc, że płace będą kroczyły za wydajnością. Ale ostatnio jakoś nie kroczyły. Zresztą po co pracodawcy mają inwestować w zwiększanie wydajności (czyli lepszą organizację, maszyny, innowacje), skoro radzą sobie doskonale zaniżając płace i skutecznie lobbując w sprawie niskich podatków.

Kawalec straszy, że nagłe podwyższenie płac w całej gospodarce mogło by mieć straszne gospodarcze skutki – jak w NRD po przyłączeniu do Niemiec. Ma rację. Ale kluczem jest tu słowo „nagle”. Nikt rozsądny nie mówi o nagłym podwyższaniu płac. Ale systematyczne, zaplanowane na kilka lat podwyżki płacy minimalnej (w tym godzinowej) skłoniły by pracodawców do inwestycji w wydajność kosztem zmniejszania rezerw lub dzielonego zysku. Dziś bodźce efektywnościowe są słabe sądząc z niskiego poziomu inwestycji modernizacyjnych.

Jeden tylko Jakub Borowski z Credit Agricole zasadniczo się z Markiem Belką nie zgadza. Twierdzi, że Belka uznał chyba, iż „model gospodarczy wymaga przebudowy ze względu na sytuację na polskiej scenie politycznej”. A przecież „ten model przyniósł nam sukces, dogoniliśmy dzięki niemu kraje rozwinięte, przyniósł znaczący wzrost eksportu”.

Wiadomo, że pan Borowski jest ekonomistą. Ale ekonomistów też chyba uczyli, że – zwłaszcza w demokracjach – pokój społeczny jest podstawą rozwoju gospodarczego. Może główny ekonomista i członek Rady Gospodarczej przy premierze nie był na tej lekcji, ale zwrotna relacja między sytuacją gospodarczą i polityczną to podstawowy czynnik rozwoju każdego kraju.

Dorożkarz, który tego nie rozumiał mówił w starej anegdocie, że jego szkapa była niebywale tania w utrzymaniu (dzięki czemu on miał sukces gospodarczy): „Już prawie nic nie jadła. Ale zdechła”. Ludzie tym różnią się od szkapy, że zanim „zdechną”, przeważnie się „wściekną”. Bankowy ekonomista może tego nie rozumieć. Ale kiedy tego nie rozumie członek Rady Gospodarczej przy premierze, to już może być groźne, bo łatwo sobie wyobrazić, na jakie jego rady narażony jest premier (albo Pani Premier).

Zrobiłem ten przegląd, żebyście Państwo łatwiej mogli sobie uświadomić, jakim ewenementem jest wywiad Marka Belki w Magazynie Świątecznym. I jakim ewenementem jest, niestety, sam Belka wśród ekonomistów. Przynajmniej wśród tych, którym udaje się mieć realny wpływ na polską politykę. Nie wiem, jak to się stało, że rozsądnie myśląc, zdołał najpierw przebić się w kraju zdominowanym przez „folklorystyczne” poglądy ekonomiczne, a potem utrzymał się wiele lat w pobliżu miejsc, gdzie zapadają najważniejsze decyzje i nawet sam ma prawo je podejmować.

Tajemnica Belki jest jedną z ciekawszych zagadek mechaniki politycznej III RP. Bardzo bym chciał kiedyś ją rozszyfrować. Na razie się cieszę, że Belka jest. I że znaczy. Bo to dużo znaczy.

Polityka 30.2015 (3019) z dnia 21.07.2015; Blogi POLITYKI; s. ${issuePage}
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną