Nie głosuję na SLD, ale proszę, żeby ta partia postawiła na młodych, bo z Millerem to się nie uda! – wtrąciła podczas spotkania z politykami Sojuszu jedna z mieszkanek Piotrkowa Trybunalskiego. Przechadzała się po piotrkowskim rynku, w chwili kiedy posłowie SLD akurat zachęcali, by „wspólnie zatrzymać prawicę”. Trafiła z diagnozą: lewica nie cieszy się popularnością, jest potrzebna, ale nie w obecnej formie. Ku utrapieniu rzecznika partii Dariusza Jońskiego nie była w tym zdaniu odosobniona. Inni nagabywani przez partyjnych działaczy i posłów mieszkańcy również podkreślali, że „Miller musi odejść!”, teraz czas na młodych, inaczej nic po takiej lewicy. – I wyjdzie na to, że znów organizujemy jakiś pucz – dworował rzecznik. Nawiązywał tym do informacji, jakie pojawiły się po ostatniej Radzie Krajowej SLD, na której głosowano możliwość startu w wyborach w ramach koalicyjnego komitetu Zjednoczonej Lewicy. Pojawiły się plotki, że Joński wraz z Jerzym Wenderlichem oraz Włodzimierzem Czarzastym próbowali przy okazji „dokonać zamachu” i odwołać Leszka Millera z funkcji przewodniczącego, bo „ciąży wizerunkowo partii”.
Jednak, jak przekonuje rzecznik SLD, żadnego przewrotu nie planowano, chodziło jedynie o danie sobie czasu na dogranie wszystkiego i przygotowanie politycznego show wokół nowej inicjatywy. – Jerzy Wenderlich zaproponował, żeby przełożyć decyzję o konsolidacji i dwa tygodnie później zrobić konwencję, która zatwierdziłaby program i koalicję z innymi partiami. Ale większość członków rady uznała, że taką decyzję trzeba podjąć już teraz, nie pora się zastanawiać – opowiada prof.