Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Ludowa (nie)sprawiedliwość

Wojciechowski kontra sędzia, czyli jak może wyglądać sprawiedliwość według PiS

Wavebreak Media Ltd / PantherMedia
Nazywanie sędziów „bandytami w togach”, wezwania do podpalenia sądu i oblania urzędników sądowych kwasem lub zrobienia porządku za pomocą wideł i siekier – takie są skutki działań wpływowego trybuna ludowej sprawiedliwości.

Chodzi o Janusza Wojciechowskiego, niegdysiejszego sędziego, potem posła PSL, a obecnie europarlamentarzysty PiS i szefa instytucji pod nazwą „Duda-pomoc” (czyli utworzonego przez prezydenta elekta biura bezpłatnych porad prawnych).

Od pewnego czasu występuje on jako trybun ludowy, mający na sztandarach m.in. sprawę decyzji sądu rodzinnego w Nisku na Podkarpaciu. Ten uznał, że w związku z „karygodnymi zaniedbaniami rodziców” i z „braku współpracy z kuratorem” należy umieścić dwójkę ich małoletnich dzieci w placówce opiekuńczo-wychowawczej, a trzecie w rodzinie zastępczej. Sprawa rodziny Bałutów stała się dla Wojciechowskiego sposobem na obrzucanie epitetami wymiaru sprawiedliwości, a w zasadzie całego systemu ustrojowego III RP.

Oto kilka próbek stylu ekssędziego, a dziś wpływowego polityka (i niewykluczone, że także wysokiego urzędnika kancelarii nowego prezydenta). Na swoim blogu pisze na przykład tak:

• „Na rany Chrystusa – oddajcie mi dziecko! – zawył Jurand ze Spychowa, a potem chwycił dwuręczny miecz i wyrżnął nim krzyżackie kierownictwo zamku w Szczytnie. Bo mu dziecka oddać nie chcieli... W człowieku, któremu zabierają dzieci, może się obudzić dziki zwierz. Bo i zwierzęta swoich dzieci bronią, kto się na wsi wychował, ten wie. Z dzieciństwa został mi taki obraz – krowa pasła się na łące i nie wiedziała, że w tym czasie jej cielak został właśnie podstępnie sprzedany – taki krowi los, którym nie martwią się zanadto smakosze cielęciny. Ciężarówka ze skupu wiozła wiele sprzedanych cielaków, drogą obok tej łąki. Krowa rozpoznała beczenie swojego dziecka, zerwała się z łańcucha i rzuciła w pościg za samochodem. Pędziła tak chyba z kilometr, w tumanach kurzu... ciężarówka oddalała się, aż zniknęła za odległym zakrętem. Krowa jak oszalała błąkała się jeszcze po drodze, psy za nią pobiegły i spienioną przypędziły do zagrody. I nie zapomnę tego do dziś – po krowim łbie płynęły łzy. Krowie, matczyne łzy... (…) Dziś znowu dzwoni do mnie ta matka z Niska, której sąd zabrał i rozdzielił troje dzieci – dwoje starszych (11 i 6 lat) do domu dziecka, najmłodsze, jeszcze w betach, półroczne - do rodziny zastępczej, już tam nowa mama mówi do niej – córeczko. (…) Przyjechała ekipa egzekucyjna, oderwała dzieci od matczynych nóg i zabrała. W mieszkaniu zostały puste łóżeczka. (…) Chce się wyć – na rany Chrystusa! – oddajcie te dzieci! I chce się rozejrzeć, czy jakiś dwuręczny miecz w pobliżu nie stoi...”

• „Rodzeństwa mojej mamy bolszewicy na Syberii nie rozdzielili, a sąd w Nisku rodzeństwo rozdzielił”.

• „Matka się skarży, w rozpaczy biega do mediów, szuka pomocy i w Duda-pomocy – a tego Temida nie lubi, oj nie lubi. (…) Teraz sąd weźmie sobie pewnie za punkt honoru, żeby ich nie oddać”.

• „Do pani sędzi zadzwonić nie wolno – niezawisła jest! Do prezesa sądu też nie, bo jest niezależny. Do Ministra Sprawiedliwości – bez sensu, on od wszystkiego jest, tylko nie od sprawiedliwości. Do Rzecznika Praw Obywatelskich – tam usłyszę to, co ostatnio senatorowie usłyszeli, że podstawą ładu w państwie jest szacunek dla wyroków”.

• „Bada sprawę Rzecznik Praw Obywatelskich, Rzecznik Praw Dziecka, złożone zostało oświadczenie senatorskie, prokuratura prowadzi postępowanie, bo zawiadomiłem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa psychicznego znęcania się nad rodzina Bałutów. Wszyscy delikatnie, oczywiście z atencją dla świętej niezawisłości, by aureola z niej nie spadła”.

Wojciechowski cytuje też swoje pismo interwencyjne wysłane do sądu rejonowego w Nisku (i wiadomości m.in. Ministra Sprawiedliwości, Rzecznika Praw Obywatelskich, Prokuratora Generalnego): „Dodam, Wysoki Sądzie, że przepisy dotyczące chowu świń zabraniają odsadzania prosiąt od karmiących loch w sposób powodujący stres zwierząt, bo to istoty czujące. Karmiącej suce nikt rozumny szczeniąt nie odbiera! A tu chodzi o karmiącą matkę, o dziecko, o człowieka! (…) Nawet w obozach koncentracyjnych i łagrach, oprawcy, jeśli mieli kaprys, czasem pozostawiali karmiącym matkom dzieci. (…) Nawet oprawcy NKWD, wywożąc polskie rodziny na Sybir, zazwyczaj rodzeństwa nie rozdzielali”.

I zapowiada: „Za kilka miesięcy, po wyborach, zmienimy kodeks rodzinny i zabronimy zabierania dzieci z powodów innych niż przemoc, molestowanie bądź inne bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia dzieci. Póki co władza sądu nad dziećmi jest absolutna”.

Bez znajomości akt sprawy nie sposób naturalnie ocenić, czy decyzja sądu była zasadna, czy też może pochopna. Bez wątpienia można jednak ocenić retorykę Wojciechowskiego (a także sekundujących mu dziennikarzy) – i jej skutki. Te bowiem widać już dziś – właśnie w postaci hejtu wobec sędzi, która wydawała decyzję w sprawie dzieci Bałutów oraz pogróżek wobec sądu w Nisku i jego pracowników.

Pisze o tym sama krytykowana w bodaj bezprecedensowym liście otwartym. Podaje przy tym przykłady ataków i insynuacji Wojciechowskiego oraz jego naśladowców (ich wybór na początku artykułu). Po czym konstatuje, że akcja polityka oczerniła ją i zniszczyła zawodowo.

To wszystko w oczywisty sposób uderza w powagę całego wymiaru sprawiedliwości, instytucji mających służyć przestrzeganiu prawa w Polsce i samego prawa.

Partia Wojciechowskiego głosi, że jeśli dojdzie do rządów, to wprowadzi element władzy ludu w sferze prawa i sprawiedliwości, ba – może nawet ustanowi Izbę Wyższą Sądu Najwyższego, która jeszcze raz miałaby rozpatrywać sprawy zakończone prawomocnym wyrokiem pod kątem ich zgodności z poczuciem ludzkiej sprawiedliwości. Zwiększony ma być m.in. wpływ „czynnika społecznego” podczas orzekania przez sądy, a prezydent ma mieć nie tylko możliwość ułaskawienia skazanych, ale też do kwestionowania decyzji sądu odnośnie popełnienia przez nich przestępstw.

Problem nawet nie w tym, że kojarzy się to z PRL i osławionymi kolegami ds. wykroczeń, ale że Janusz Wojciechowski nie jest odosobniony w swoich poglądach. Podobne mają przecież i Zbigniew Ziobro, i bliski PiS Bogdan Święczkowski.

A co najgorsze: historia dowodzi, że tzw. ludowa sprawiedliwość zawsze kończy się niesprawiedliwością. I to w najlepszym razie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama