Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Referenda dwa, czyli polityczne trzy po trzy

Czemu służy gra referendami

Oficjalnie referendum jest świętem demokracji i trzeba na nie iść, aby wyrazić obywatelską opinię. Oficjalnie referendum jest świętem demokracji i trzeba na nie iść, aby wyrazić obywatelską opinię. Martin Barraud / Getty Images
Jedno referendum będziemy mieli na pewno, drugie być może. Pytania postawione przez byłego i obecnego prezydenta łączy to, że są mętne i nie wiadomo, co konkretnie miałoby z nich wynikać. Na razie wyborcy kpią i wymyślają kolejne. Np. czy chcesz być piękny, młody i żyć na wcześniejszej emeryturze w państwowym lesie? Tak – nie?
Prezydent Duda swoim posunięciem chciał zmobilizować pisowski elektorat i pobudzić ponownie tych, którzy obrazili się na Platformę przede wszystkim za to, że rząd Tuska podniósł wiek emerytalny.Krystian Maj/Forum Prezydent Duda swoim posunięciem chciał zmobilizować pisowski elektorat i pobudzić ponownie tych, którzy obrazili się na Platformę przede wszystkim za to, że rząd Tuska podniósł wiek emerytalny.
Jednomandatowe okręgi wyborcze do Sejmu są główną treścią wrześniowego referendum.Szymon Laszewski/Forum Jednomandatowe okręgi wyborcze do Sejmu są główną treścią wrześniowego referendum.

Oba referenda – Komorowskiego i Dudy – zostały ogłoszone z czysto politycznych przyczyn i są wyborczymi instrumentami. Prezydent Duda swoim posunięciem chciał zmobilizować pisowski elektorat i pobudzić ponownie tych, którzy obrazili się na Platformę przede wszystkim za to, że rząd Tuska podniósł wiek emerytalny. Także za kwestię sześciolatków, pod którą PiS – kiedyś opowiadający się za takim właśnie wiekiem szkolnej inicjacji – chętnie się teraz podpisał, ponieważ nadaje się to do okładania PO. Pytania prezydenta Dudy są jednak niejasne, kompletnie nie wiadomo, jak traktować twierdzące odpowiedzi. Co choćby znaczy odpowiedź „tak” na pytanie o „obniżenie wieku emerytalnego”, godne złotej rybki, czy skrócenie go o rok, do 66 lat, załatwia sprawę? Albo że przedsiębiorstwo Lasy Państwowe ma zachować swój „system funkcjonowania” – czy ma on pozostać we wszystkich detalach niezmienny na wieki? Poza tym trzeba najpierw znać ten system (oskarżany właśnie przez NIK o tolerowanie rozlicznych patologii). Wreszcie, o przyjęciu lub odrzuceniu obietnic PiS zdecydują wyborcy w elekcji parlamentarnej; skoro więc PiS na wszystkie pytania Dudy odpowiada „tak”, wystarczy wybrać PiS i żadne referendum nie jest potrzebne. Niemniej ponieważ, jak wiadomo, nie o meritum tu chodzi, pod względem strategii posunięciu Dudy nie można wiele zarzucić. Przy czym chodzi oczywiście o strategię wyborczą PiS.

Referendum Dudy

Odpowiedź premier Kopacz na inicjatywę prezydenta, retorycznie dość sprawna, miała jednak słabe punkty. Andrzej Duda zgłosił pytania, za którymi w swoim czasie rzeczywiście zebrano wieleset tysięcy podpisów, choć te słynne „6 milionów Polaków”, na które się nieustannie powołuje PiS, to gruba przesada, bo podpisy z reguły zbierano w podobnych grupach i środowiskach, tych dostępnych PiS i Solidarności. Niemniej za pytaniami zaproponowanymi wstępnie przez Ewę Kopacz – o in vitro, przywileje związkowe i parlamentarzystów, pobór do wojska czy fundusz kościelny – nie stoją żadne podpisy. Po drugie, jeśli teraz premier domagała się od Andrzeja Dudy konsultowania dodatkowych pytań i przyjęcia sugestii różnych środowisk politycznych, bardzo łatwo zarzucić jej, że od Bronisława Komorowskiego, który wymyślił swoje referendum w jedną noc, tego nie oczekiwała. Potem Komorowski na propozycję uzupełnienia referendum o nowe tematy odpowiedział, że „dopisać się można do wycieczki”, czym ustanowił pewien standard; Duda już nie musiał niczego wymyślać.

Wygląda więc na to, że premier Kopacz postulowała dopisanie pytań do referendum Dudy po to, aby po nieuwzględnieniu ich przez prezydenta mieć pretekst do odrzucenia jego wniosku w Senacie (bez zgody Senatu prezydent nie może rozpisać referendum). – Rzuciliśmy prezydentowi Dudzie koło ratunkowe, by mógł być prezydentem ponad podziałami, niech zrobi konsultacje, sformułuje katalog pytań, będziemy dyskutować – potwierdzał Mariusz Witczak, poseł PO, jeszcze przed przesłaniem prezydenckiego wniosku do Senatu.

Niemniej wszystko to tylko polityczne szachy, które – trzeba jasno powiedzieć – rozpoczął prezydent Komorowski. – Referendum to był największy błąd Bronka w ciągu tych pięciu lat – mówi znany polityk PO. – Teraz musimy się z tym bujać. Nie będzie frekwencji ani nawet specjalnego zaangażowania w kampanię. Ja pójdę do tego referendum tylko dlatego, że dziennikarze zaraz by wyłapali, gdyby mnie nie było.

Swoje referendum były prezydent zarządził po to, aby w gorącym okresie między dwiema turami głosowania w ostatnich wyborach przechwycić zwolenników Pawła Kukiza. Więcej sympatyków rockmana przejął jednak Andrzej Duda, reprezentujący PiS, czyli partię, która JOW stanowczo nie chce, a to właśnie jednomandatowe okręgi wyborcze do Sejmu są główną treścią tego referendum. Czyli JOW nie miały większego znaczenia, były symbolem politycznych postaw, a nie ich istotą. Zwłaszcza że Kukiz, dla którego wprowadzenie JOW jest, jak sam głosi, sensem jego istnienia w polityce, konsekwentnie gromi Platformę, a ciepło wyraża się o PiS. Logiki w tym nie ma żadnej, a ten brak myślowej spójności odciska się na ogólnym stosunku do referendum Komorowskiego. Ugrupowania polityczne wyraźnie gubią się w tej materii (iść – nie iść, poprzeć coś – nie poprzeć), wydają niejednoznaczne sygnały i intensywnie mrugają okiem w nadziei, że wyborcy to zrozumieją.

Dlatego takie znaczenie miał dla PiS ruch prezydenta Dudy. Do tej pory partia Kaczyńskiego upiornie męczyła się z pomysłem Komorowskiego. – My jesteśmy przeciwni temu referendum i wydawało mi się, że będziemy je po prostu ignorowali – mówi szczerze jeden z posłów PiS młodszego pokolenia. – Nikt nic na tym referendum nie ugra. Nie wybieram się na nie, chyba że będzie decyzja, że musimy iść. Politycy tego ugrupowania zawsze byli przeciwni jednomandatowym okręgom wyborczym, znacznie mniej dla nich korzystnym niż system proporcjonalny (w przeliczeniu za ostatnie wybory z 2011 r. Platforma miałaby samodzielną większość, nawet bez PSL) i zawsze opowiadali się za państwowymi dotacjami dla partii. Referendum, którego istotą i polityczną siłą jest głosowanie pozytywne na „tak”, jest dla nich zatem niewygodne, zwłaszcza że musieliby nawoływać do głosowania przeciwko ewentualnemu przyszłemu koalicjantowi Kukizowi. Trudno im jednak wprost zbojkotować to referendum, bo przez lata zarzucali Platformie, że nie jest obywatelska, ponieważ boi się demokracji bezpośredniej. Teraz już nie muszą obawiać się zarzutu bojkotowania idei referendum, bo mogą mieć swoje własne, „słuszne”, nawet jeśli ewentualnie odrzucone.

Referendum Dudy, wbrew pozorom, może jednak nie być takie proste do odrzucenia w Senacie. PO ma rosnące trudności z utrzymaniem dyscypliny swoich senatorów (posiada ich teraz 57, ale np. za in vitro głosowało tylko 43 z wówczas 59), z których co rusz ktoś grozi odejściem z ugrupowania, bo naruszono jego konserwatywne sumienie. Niektórzy z senatorów mogą teraz układać się pod nową władzę, a mentalnie zapewne już są w PiS. Odrzucenie wniosku prezydenckiego będzie natomiast wykorzystane propagandowo jako jeszcze jeden dowód znieczulicy Platformy na społeczne problemy. Taki szantaż już się zresztą rozpoczął: politycy PiS mówią o sprawdzianie obywatelskości Platformy, która ma szanse naprawić dawne grzechy, kiedy to mieliła podpisy składane pod wnioskami o referenda.

Ponadto Platforma narazi się na zarzut, że namawia do referendum Komorowskiego (nawet jeśli nie do końca szczerze), a jednocześnie zwalcza propozycję Dudy. – Liczymy na to, że Platformie zadrży ręka, jeśli będzie ten wniosek odrzucać – mówi Adam Bielan z przypisowskiej Zjednoczonej Prawicy. Ireneusz Raś, poseł PO, zdaje się rozwiewać nadzieje Bielana. – To nie jest głosowanie światopoglądowe, gdzie nasi parlamentarzyści mają swobodę, więc stanowisko polityczne będzie respektowane. Jednak inny czołowy i rządowy polityk Platformy już nie jest tak stanowczy. – Wcale nie jest pewne, że utrzymamy w Senacie w tej kwestii większość, to chytre zagranie ze strony PiS. Odpowiedź Ewy Kopacz z dodatkowymi pytaniami polegała na tym, żeby doprowadzić pomysł PiS i Dudy do absurdu: jedno referendum, drugie, może jeszcze kolejne?

Być może Platforma ma jeszcze jedną ewentualność, wspomnianą przez konstytucjonalistę prof. Marka Chmaja: odrzuca w Senacie wniosek Dudy, ale przejmuje jego pytania w ich dokładnym brzmieniu, dokłada kilka własnych i przegłosowuje takie referendum w Sejmie, który także może je zarządzić. Takie rozwiązanie miałoby swoje zalety, bo nikt nie mógłby zarzucić, że lekceważy się tematy poddane przez głowę państwa, a zarazem PiS straciłby przewagę wynikającą z faktu, że w dniu wyborów głosowane byłyby tylko kwestie wygodne dla PiS.

Tyle że wówczas Platforma musiałaby wymyślić naprawdę sensowne pytania, bo te, które przedstawiła premier Kopacz, to – łagodnie mówiąc – luźny projekt. Byłby to jeszcze jeden element kampanijnej gry, ale idea referendum i tak już została nadwerężona i sprowadzona do roli wyborczego gadżetu. Odbudowanie prestiżu tej instytucji będzie trudne.

Ostatnia szansa

Platforma jeszcze przed inicjatywą prezydenta Dudy miała ból głowy z pomysłem swojego prezydenta. Oficjalnie wspiera ideę referendum Komorowskiego i opowiada się za JOW, za likwidacją finansowania partii z budżetu oraz za rozstrzyganiem wątpliwości w kwestiach skarbowych na korzyść podatnika, ale bez zapału. Zwłaszcza że choćby ostatnia sprawa została niedawno uregulowana i sami politycy PO przyznają, że nie ma już czego głosować. W przypadku dwóch pierwszych punktów z kolei sam Bronisław Komorowski, w niedawnej rozmowie z POLITYKĄ, przyznał, że nie ma jednoznacznego, ostrego stanowiska. Wolałby raczej zamiast JOW mieszany system wyborczy na wzór niemiecki; także w kwestii finansowania partii nie stawia sprawy na ostrzu noża i proponuje hybrydowe rozwiązania, np. z odpisem podatkowym, czyli de facto także z zasobów przeznaczonych dla budżetu państwa.

Platforma poczuwa się do obowiązku bronienia pomysłu prezydenta, a ponieważ w swoim dawnym programie miała JOW i była przeciwna finansowaniu partii z państwowych pieniędzy (w trakcie kadencji ograniczyła je, przy proteście PiS), nie wypada jej teraz nie bronić tego stanowiska. Jednak jednocześnie, chcąc nie chcąc, wspiera tym samym Kukiza, pokazując, że rockman ma w tych punktach rację, a w dodatku bardziej mu zależy. Platforma firmuje więc wydarzenie, które sam Kukiz nazywa wielkim prezentem, jaki otrzymał od Komorowskiego, ale nie przejawia za to najmniejszej wdzięczności. Dostał swoje i szydzi z ofiarodawcy.

Wygląda więc na to, że kukizowcy (w malejącej, jak wynika z sondaży, liczbie) pójdą do referendum, zwolennicy Platformy mogą pójść, jeżeli nie odczytają ukrytego przekazu, aby nie iść, lewica i ludowcy raczej nie pójdą, a pisowcy jeszcze nie mają jednolitej strategii. Ale żadnego entuzjazmu tu nie będzie, nawet jeśli Kaczyński miałby się narazić Kukizowi, bo ostatnie sondaże pokazują, że muzyk staje się powoli klientem i petentem prawicy, a nie w miarę równorzędnym partnerem.

Zresztą sam Kukiz widzi, co się dzieje i zaczął się wycofywać z deklaracji o koalicji z PiS na rzecz luźnej współpracy z każdym, kto przedstawi „sensowne projekty”. Może zrozumiał, że silny był wtedy, kiedy trzymał w miarę równy dystans do PiS i PO, bo wydawał się rzeczywistą alternatywą dla systemu, a dramatycznie osłabł wówczas, kiedy zaczął się bez umiaru przymilać do Kaczyńskiego. Dlatego też skrytykował referendalną inicjatywę Dudy, wyrażając żal, że ten nie uzupełnił o swoje pytania referendum 6 września albo nie przeniósł całości na 25 października. Porównał wręcz zaangażowanie Dudy na rzecz PiS do wspierania PO przez Komorowskiego. To pokazuje poziom emocji.

Desperacja dosięgła też PSL, które JOW nie chce. Prezes ludowców Janusz Piechociński wystosował list do prezydenta Dudy, aby ten referendum odwołał (a pieniądze przekazał na wsparcie rolników, czyli elektoratu PSL), co od razu podchwyciło PiS, podkreślając różnice zdań w koalicji. Także SLD nie widzi dla siebie w tej kwestii żadnych politycznych korzyści.

Paweł Kukiz natomiast, dla którego referendum to ostatnia szansa, aby odzyskać popularność po katastrofalnych spadkach sondażowych, bierze w ciemno wszystkie pytania. Stwierdził, że zgadza się i na te pisowskie, i nawet na te zgłoszone przez Janusza Palikota (fundusz kościelny, co podjęła Kopacz, i religia w szkołach, czego premier nie podjęła), o których z kolei nie chce słyszeć PiS. Trwa więc festiwal nieszczerości i hipokryzji. Wszyscy poza Kukizem z ulgą by odetchnęli, gdyby jakimś cudem referendum Komorowskiego skasowano. Z kolei na referendum Dudy zależy tylko PiS, choć może trochę pożywić się na nim SLD (wraz z resztą lewicy), ponieważ ugrupowanie to mocno zwalcza reformę emerytalną Platformy.

Kłopot z referendum Komorowskiego (i potencjalnie z referendum Dudy) mają jednak przede wszystkim wyborcy. Jest pewne, że niezależnie od frekwencji większość głosujących będzie za JOW, bo determinacja zwolenników tego systemu z natury rzeczy okaże się silniejsza od motywacji jego mało zainteresowanych przeciwników. Ci więc, którzy pójdą do urn i zagłosują przeciw JOW, powiększą tylko frekwencję i wzmocnią wagę całego eventu, dodając znaczenia Kukizowi, a nie zmienią przy tym całościowego wyniku. Po prostu Kukiz wygra przy większej publiczności, nawet jeśli nie będzie to wymagane 50 proc. Z kolei niepójście do głosowania dla wielu osób o postawach obywatelskich jest trudną decyzją, i to podjętą na własny rachunek. To jeszcze większe polityczne wyzwanie niż przy głosowaniu w sprawie odwołania z funkcji prezydenta Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, kiedy to Platforma wprost namawiała do absencji. Już wtedy pojawiały się krytyczne głosy, że to nakłanianie obywateli do niekorzystania z ważnego instrumentu demokracji i dla wielu krytyka ta miała podstawy.

Gra referendami to przykład na sytuację, kiedy teoretyczne założenia i oficjalne intencje rozchodzą się z polityczną praktyką i prawdziwym sensem wydarzenia. Oficjalnie referendum jest świętem demokracji i trzeba na nie iść, aby wyrazić obywatelską opinię. W rzeczywistości jest to albo spadek po prezydenckiej kampanii, nieskuteczny chwyt wyborczy Komorowskiego, który teraz wpisuje się w kampanię parlamentarną, albo manewr wyborczy obecnego prezydenta na rzecz swojej macierzystej partii. Oba mogą przynieść zyski i straty konkretnym siłom politycznym. Wobec tego takie samo znaczenie ma tu udział, co absencja, jako pełnoprawne podejścia do tej szarady. Ważne to zwłaszcza wtedy, gdyby doszło do referendum Dudy w dniu wyborów, gdzie 50-proc. frekwencja jest znacznie bardziej prawdopodobna niż 6 września, a zatem rozstrzygnięcie referendalne mogłoby być wiążące. W takiej sytuacji znacznie wzrasta waga głosu, nawet jeśli, jak wstępnie stwierdzili przedstawiciele KBW, frekwencja w obu głosowaniach będzie liczona oddzielnie. Niemniej już samo pobranie karty referendalnej będzie doliczane do frekwencji.

Przejawem wyczucia obywatelskiej czujności staje się więc nie bezrefleksyjne uczestnictwo w czyimś politycznym projekcie, ale świadoma ocena wszystkich jego motywów i skutków. Referendum 6 września i propozycja drugiego to chwyty wyborcze, którym, tak jak w przypadku innych tego typu instrumentów, można się poddać lub nie. Nie jest wszystko jedno, czyje i jakie intencje stoją za tymi politycznymi wydarzeniami, obywatel ma prawo do samodzielnej oceny. Wszystkie elementy polskiej polityki, także referenda, są ze sobą ściśle powiązane, a to, czy wyborcy będą w stanie właściwie rozeznać się w tej rozgrywce, zdecyduje o wyniku październikowych wyborów. Chyba nigdy dotąd wybory parlamentarne i zdarzenia je poprzedzające nie wymagały takiej orientacji, dojrzałości i czytania między słowami.

Współpraca: Malwina Dziedzic

***

Pytania prezydenta Bronisława Komorowskiego:

1. Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?

2. Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?

3. Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?

Pytania prezydenta Andrzeja Dudy:

1. Czy jest Pani/Pan za obniżeniem wieku emerytalnego i powiązaniem uprawnień emerytalnych ze stażem pracy?

2. Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego systemu funkcjonowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe?

3. Czy jest Pani/Pan za zniesieniem powszechnego ustawowego obowiązku szkolnego sześciolatków i przywróceniem powszechnego ustawowego obowiązku szkolnego od siódmego roku życia?

Polityka 35.2015 (3024) z dnia 25.08.2015; Temat z okładki; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Referenda dwa, czyli polityczne trzy po trzy"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną