Sondaże dają Zjednoczonej Lewicy 5–9 proc. w nadchodzących wyborach. A jeszcze z gruntownych badań, w które latem zainwestował SLD, wynikało, że może liczyć nawet na 20 proc., jeśli postawi na młodych, kobiety i wysunie na sztandary sprawy socjalne. Badanie szybko rozesłano do liderów TR, PPS, UP i Zielonych, z którymi ostatecznie Sojusz zawiązał wyborczą koalicję. To miało dać im nadzieję, bo te 20 proc. to przecież sporo sejmowych mandatów, ale przede wszystkim – utemperować oczekiwania programowe i szukać tu kompromisu.
Kłopot z programem
A tworzenie programu było ekwilibrystyką w najczystszej postaci. Wszak jeśli ma się w koalicji zafiksowanych na ekologii Zielonych, a z drugiej strony nie można się nawet zająknąć o zamykaniu kopalń, bo trzeba dbać o miejsca pracy, to w programie trzeba to było jakoś zapisać. I wyszło jak wyszło: „Polska energetyka powinna opierać się na dwóch filarach: odnawialnych źródłach energii i energetyce węglowej”. Jak to pogodzić? – Nie chcemy natychmiast zamykać kopalń, ale stopniowo przenosić ludzi do pracy przy pozyskiwaniu energii ze źródeł odnawialnych – tłumaczy Adam Ostolski, współprzewodniczący partii Zieloni, kandydat ZL z jedynki na liście w Szczecinie.
Sztab wyborczy, układając program oraz kampanijną strategię, zadeklarował, że najważniejsze sprawy, którymi powinni się zająć lewicowi politycy, to: służba zdrowia (63 proc. poparcia we wspomnianych badaniach), poprawa sytuacji młodych (53 proc.), bezrobocie (45 proc.), polityka rodzinna (44 proc.), regulacje na rynku pracy (41 proc.). Sprawy światopoglądowe okazały się ważne dla 29 proc. ankietowanych. Dlatego w pierwszej połowie programu rozpisano na czynniki pierwsze te socjalne postulaty: obniżenie wieku emerytalnego i uzależnienie go od stażu pracy, podniesienie emerytur, podwyższenie pensji minimalnej (do 2,5 tys. zł), większa minimalna stawka godzinowa (15 zł), likwidacja umów śmieciowych, darmowe leki dla seniorów.