Od lat wiedziałem, że rosnący rozdźwięk (...) między narodem a tymi, którzy wypowiadają się w jego imieniu (...) musi doprowadzić do czegoś chaotycznego, gwałtownego i nieprzewidywalnego” – mówi bohater „Uległości” Michela Houellebecqa. Ja też wiedziałem. A państwo? Myśleliście, że czarne chmury krążące nad naszymi (polskimi, europejskimi, zachodnimi) głowami będą jak strzelba Czechowa, która wisi od początku sztuki, ale nie wystrzeli nawet w piątym akcie, bo boski inspicjent zapomniał o kapiszonach?
No, dobrze. Niestety, też nie wiedziałem. Pisząc, że to wisi w powietrzu, zbliża się itp., łudziłem się, że przesadzam. Houellebecq ma rację, gdy pisze, że „przeszłość zawsze jest piękna, przyszłość zresztą również, tylko teraźniejszość zadaje ból”. W imię „zawsze pięknej przyszłości” trzeba się było łudzić, choć teraźniejszość niosła bolesną obawę, że wprawdzie idzie dobrze, ale jednak ku złemu. A przecież nikt tego przed nami nie ukrywał. Nawet wręcz przeciwnie.
Nowy porządek
Od przeszło dekady PiS, duża część wschodnioeuropejskiej prawicy i radykalna prawica na Zachodzie powtarzały, że czas skończyć z liberalną demokracją. Kaczyński opisywał ją jako „impossybilizm”, bo prawo ogranicza władzę. Rokita wzywał do „szarpania cuglami”. Tusk to realizował, wzmacniając rolę premiera, marszałka, prezydentów miast kosztem rządu, Sejmu, rad. Ale wizje Kaczyńskiego i PiS idą dużo dalej.
„System polityczny, system społeczny, system gospodarczy jest w Polsce do zmiany” – mówi prezes. „Naprawa musi się zacząć od góry (...) Trzeba to wszystko złożyć od nowa”.