Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Woś pyta Zandberga: Skąd pan się właściwie wziął, panie Zandberg?

. . Facebook
Chcemy robić inną politykę. Treściwą, w którą ludzie będą się potrafili na serio zaangażować – mówi współzałożyciel partii Razem w rozmowie z Rafałem Wosiem.
.Facebook .

Rafał Woś: – Od wczoraj Polska się zastanawia: skąd pan się właściwie wziął, panie Zandberg?
Adrian Zandberg:
– Bardziej interesujące jest pytanie, skąd wzięło się Razem! Otóż Razem wzięło się stąd, że w Polsce dorosło pokolenie, które nie da się szantażować PRL-em. Pokolenie, które wie, że potrzebuje silnego opiekuńczego państwa, żeby móc żyć tak, jak żyją ich rówieśnicy na Zachodzie. Jesteśmy symptomem tego, że coś się w Polsce zmienia.

A co się zmienia?
Pęka obowiązujące dotąd myślenie, że podatki zawsze należy obniżać, państwo trzeba tylko zwijać, a drogą do realizacji dobrobytu jest forsowanie XIX-wiecznych koncepcji ekonomii wolnorynkowej. Razem wyraża te zmiany.

Pytam o to, skąd się wziął Adrian Zandberg, bo wprawdzie wasza partia powstała ledwie kilka miesięcy temu, ale ludzie tworzący Razem nie urodzili się wczoraj. Kim jesteście?
Sporo jest ludzi z ruchów miejskich, takich jak choćby Kraków Przeciw Igrzyskom [organizacja, która w 2014 r. rozkręcała kampanię przeciwko zorganizowaniu w stolicy Małopolski zimowej olimpiady – red.] czy gorzowska inicjatywa „Ludzie dla Miasta”. Są ludzie, którzy działali w różnych organizacjach pozaparlamentarnej demokratycznej lewicy.

Wielu ludzi pewnie nawet nie wiedziało, że takie organizacje istniały...
Ja sam zakładałem Młodych Socjalistów. A wcześniej byłem członkiem Unii Pracy. Ale odszedłem z niej, gdy została ostatecznie zwasalizowana przez SLD Leszka Millera, realizujący wówczas bardzo neoliberalną politykę gospodarczą. Mamy też ludzi, którzy wywodzą się z ruchu związkowego – choć niekoniecznie z największych centrali. Oni od dawna próbują zakładać organizacje pracownicze na tym trudnym, uśmieciowionym rynku pracy w Polsce. Są u nas również ludzie z kooperatyw spółdzielczych. No i wreszcie cała masa ludzi, którym jeszcze rok temu w ogóle by nie przyszło do głowy, że będą działać w polityce, która kojarzyła im się z żenującym telewizyjnym show i zastanawianiem się, kto się ładnie uśmiechnął, kto kogo lubi albo nie lubi. Nas to nie interesuje.

My chcemy robić inną politykę. Treściwą, opartą o programy i realną reprezentację społecznych interesów. Taką, w którą ludzie będą się potrafili na serio zaangażować. A nie tylko raz na cztery lata oddać głos na mniejsze zło.

Młode, sympatyczne i pełne ideałów dzieciaki z dobrych domów: to częsta reakcja na Razem. Trafna?
Na pierwszy rzut oka może to tak wygląda. Szczególnie w Warszawie, w której Razem faktycznie opiera się na młodej inteligencji. I taki też jest społeczny rodowód założycieli partii. Ale my naprawdę działamy w całym kraju. I są takie rejony jak Śląsk czy Zagłębie Konin, Koło, Turek, gdzie profil społeczny partii usatysfakcjonowałby najbardziej rygorystycznego poszukiwacza partii ściśle ludowej. To się pewnie będzie dynamicznie zmieniało. Mam sygnały, że w ciągu pierwszych kilkunastu godzin od debaty telewizyjnej do Razem napłynęło ponad tysiąc nowych zgłoszeń.

To, że jesteście lewicowi, już wiemy. Ale czym się różnicie na przykład od Zjednoczonej Lewicy?
Przede wszystkim wiarygodnością. Bo nie wystarczy coś mówić, ale też wzbudzać zaufanie, że się to mówi na serio. I w Zjednoczonej Lewicy mamy dziś Leszka Millera, który mówi, że będzie prowadził politykę socjalną. Przecież nikt rozsądny nie powinien w to uwierzyć! Bo to Leszek Miller był jednym z architektów neoliberalnego modelu społecznego, w którym wszyscy żyjemy. To facet, który obniżał podatki i uelastyczniał kodeks pracy. Wreszcie to on poparł wojnę w Iraku, czyli destabilizację na Bliskim Wschodzie, której owoce mamy dziś w postaci kryzysu migracyjnego. W związku z tym my nie wyobrażamy sobie współpracy z Millerem czy Januszem Palikotem. Bo wiarygodność i odpowiedzialność to są ostatnie słowa, które można połączyć z tymi politykami.

Od Zjednoczonej Lewicy różni was też to, że zdecydowanie rzadziej mówicie o sprawach obyczajowych czy światopoglądowych, na pierwszy plan wysuwając sprawy gospodarcze.
To nie jest tak, że my przed tymi sprawami uciekamy. Ale uważamy, że trzeba stawiać je inaczej. Uważamy, że fundamentem jest realne zagwarantowanie ekonomicznych praw człowieka i prawdziwej równości. Ale droga do tego nie wiedzie przez konfrontacyjny język i budowanie tożsamości przez kulturową wojenkę.

To wysuwanie na plan pierwszy postulatów socjalnych zbliża was z kolei do PiS, który w tych wyborach sięgał po taki język. Jest wspólny grunt?
Z PiS jest ten sam problem co ze Zjednoczoną Lewicą. To znaczy brak wiarygodności. Gdy PiS mówi, że nie będzie prowadził polityki pod dyktando banków, to ja przypominam, jak politycy tej partii wspierali udzielanie kredytów frankowych. Gdy PiS mówi, że nie będzie prowadził polityki dobrej tylko dla elit, to ja przypominam, kto obniżał podatki dla najbogatszych i likwidował podatek spadkowy. Z czego skorzystały niedawno na przykład dzieci najbogatszego Polaka Jana Kulczyka.

Zacząłem od Zandberga i na Zandbergu skończę. Razem powstało jako partia antyhierarchiczna i pozbawiona tzw. twarzy. Po wczorajszej debacie mówi się już o was jako o Partii Zandberga. I jak z tego wybrnąć?
Jesteśmy świadomi tego zagrożenia. Na pewno nie zrezygnujemy z zasady, że nie mamy przewodniczącego.

Najlepiej by więc było, żeby Razem zaraz po debacie schowało Zandberga i na pierwszą linię wysłało innych działaczy.
Zamierzamy w najbliższych dniach to robić. I przyzwyczajać media, że Razem to jest wspólny projekt. I że to Razem dobrze wypadło w debacie. A nie Zandberg.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną