Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Co się działo w sztabach? Relacje i wypowiedzi polityków

PiS PiS Polityka
Nasz rząd nie będzie musiał dzielić żadnych koalicyjnych łupów – słychać w sztabie PiS.
.Nowoczesna Ryszarda PetruMateusz Marchwicki/Polityka .Nowoczesna Ryszarda Petru

Prawo i Sprawiedliwość

Zanim pojawiły się pierwsze wyniki, zgromadzeni w siedzibie PiS skandowali: „Jeszcze Polska nie zginęła!”. PiS zorganizowało wieczór wyborczy przy Nowogrodzkiej. – Chcieliśmy podkreślić, że nie cieszymy się żadnymi łupami, ale skromnie i pokornie przystępujemy do rządzenia krajem – mówi jeden ze sztabowców. Do tej skromności nawiązał też w swoim przemówieniu prezes Jarosław Kaczyński: – Musimy pamiętać o skromności. O skromności, która nas wszystkich obowiązuje. Skromnie przy sprawowaniu władzy, ale zdecydowanie, z pełnym projektem zmiany, z mocną drużyną wielkiej zjednoczonej prawicy, a za chwilę może z wielką biało-czerwonej drużyną. Entuzjazm i radość też okazywano dość skromnie jak na tak wielkie, po ośmiu latach spędzonych w opozycji, zwycięstwo PiS.

Na Nowogrodzkiej nie było koalicjantów PiS – ani Jarosława Gowina, ani Zbigniewa Ziobry. Była zaś obecna Beata Kempa, która przyznała, że „gdyby nie geniusz polityczny Jarosława Kaczyńskiego, to ten gigantyczny sukces nie byłby możliwy”.

Na wieczorze wyborczym PiS pojawił się też Adam Hofman. W pobliżu sceny mówił do znajomych z PiS, że cieszy się z tej wygranej. Jeden z rzeczonych stwierdził, że sztab PiS dokończył jego dzieło, że kontynuował strategię Hofmana i że ten sukces nie byłby bez niego możliwy. Na co Hofman z satysfakcją przytaknął.

Jarosław Kaczyński zapowiedział, że PiS nie będzie żądał żadnej zemsty: – Żadnych negatywnych emocji, żadnych osobistych rozgrywek. Żadnego kopania tych, którzy upadli. Nawet jeśli upadli z własnej winy, i słusznie!

Zgromadzeni w siedzibie PiS potraktowali te słowa raczej jako żart. Już po zakończeniu oficjalnej części snuli scenariusze rozliczeń: – PO ma porozprowadzanych ludzi w spółkach skarbu państwa i będzie ich teraz bolało. Ciekawe, z czego teraz będą spłacać kredyty, które pobrali na swoje apartamenty. Dziennikarze prawicowej „Gazety Polskiej” pytali Beatę Gosiewską, wdowę po Przemysławie, w jaki sposób zostaną ukarani ludzie dotychczasowej władzy za wszystkie krzywdy, które przez ostatnie osiem lat wyrządzili ludziom związanym z obozem patriotycznym. – Nie będziemy szukali zemst, ale oczywiście prawo będzie działać i ci, którzy popełnili przestępstwa, odpowiedzą za to – odpowiadała Gosiewska. Wynik PO skomentowała słowami: – Jak na tyle, ile zepsuli przez ostatnie lata, to i tak zrobili dobry wynik.

Janusz Wojciechowski mówił, że już od jutra partia powinna przystąpić do realizacji swojego programu: – W wymiarze sprawiedliwości, który jest mi najbliższy, na pierwszy ogień pójdzie połączenie prokuratury z ministerstwem sprawiedliwości, bo musimy poradzić sobie z różnego rodzaju krzywdami.

Joachim Brudziński mówił z kolei, że uczci ten wieczór lampką wina i nie rozumiał zdziwienia dziennikarzy, którzy dopytywali, dlaczego prezes PiS zaczął swoje wystąpienie od wspomnienia swojego brata Lecha Kaczyńskiego. – Nie byłoby przecież PiS, nie byłoby tej siedziby, w której dziś świętujemy, gdyby nie Lech Kaczyński. To on wypracował dla nas to poparcie – mówił sekretarz generalny PiS. Żaden z polityków nie chciał jeszcze obdzielać stanowisk. – Poczekamy na wyniki do wtorku i dopiero wtedy ogłosimy naszą rządową drużynę – mówi Mariusz Błaszczak, typowany przez niektórych polityków PiS na marszałka Sejmu. I dodał: – Mam nadzieję, że się PKW tym razem nie skompromituje i najpóźniej we wtorek poda wyniki. Stojący obok niego polityk PiS dodał: – Jeśli te wyniki ostateczne będą dla nas gorsze niż te sondażowe, to my się im będziemy musieli lepiej przyjrzeć.

Ryszard Czarnecki, pytany o porażkę PO, mówił, że to czerwona kartka za całokształt. Dodał jednak: – Nie spodziewałem się aż tak wysokiego wyniku PiS. Cieszył się, że PiS nie będzie musiało się układać z koalicjantami: – Nasz rząd nie będzie musiał dzielić żadnych koalicyjnych łupów. Będziemy mogli szybko podejmować decyzje.

Prezes PiS ani razu nie wspomniał, że to Beata Szydło będzie premierem. Politycy często za to mówili w kuluarach o Jarosławie Kaczyńskim – „pan premier”. Jacek Kurski wyjaśniał, że teraz to Komitet Polityczny partii musi zatwierdzić kandydaturę Szydło na premiera. – Nie byłoby Beaty Szydło, gdyby nie Jarosław Kaczyński. To on jest liderem tego obozu. Kurski dodał, że zwycięstwo PiS nie byłoby możliwe, gdyby do kampanii nie włączył się prezes Kaczyński: – Ta kampania już siadała, ale dzięki prezesowi udało się ją podnieść i odnieść tak wielkie zwycięstwo.

W sztabie nie było wielu polityków PiS: Antoniego Macierewicza, Mariusza Kamińskiego, rzecznika sztabu Marcina Mastalerka. Był za to zastępca tego ostatniego, Krzysztof Łapiński, który inaczej niż Kurski przekonuje, że o wygranej PiS zdecydowała świetna kandydatka.

Na miejscu był też Marcin Kędryna, współpracownik Andrzeja Duda odpowiadający za kontakty z mediami.

Platforma Obywatelska

Ewa Kopacz na wieczór wyborczy w Centrum Prasowym przy ul. Foksal pojawiła się ok. 10 minut przed godz. 21. W obstawie ochroniarzy nie odpowiedziała na żadne z pytań dziennikarzy. W sali, gdzie tłoczyły się media, tuż przed ogłoszeniem wyników exit poll prawie nie było polityków Platformy Obywatelskiej. Pojawiła się za to córka pani premier, która opowiadała, że niedzielę spędziła z mamą na odpoczynku i spacerach. – Jestem zadowolona, że żyję w wolnym kraju, że nikt nie decydował za mnie, czy mam chodzić do kościoła czy nie, do jakiej szkoły mam wysłać swoje dzieci – mówiła. Dopytywana przez dziennikarzy, czy po zwycięstwie PiS wyjedzie z Polski, tłumaczyła, że nie da nikomu tej satysfakcji.

Ewa, Ewa, Ewa! – skandowali działacze i sympatycy PO po wystąpieniu premier Kopacz. Szefowa partii po wypowiedzeniu ostatniego zdania niemal natychmiast opuściła budynek, nie odpowiadając na prośby dziennikarzy, którzy próbowali dopytywać: – Smutek czy żal?

Sala, gdzie wstęp mieli jedynie zaproszeni goście, po wyjściu Ewy Kopacz również zaczęła się przerzedzać. – PSL niestety wszedł, oni zawsze wchodzą – komentowano po kątach.

Politycy PO robili dobrą minę do złej gry: – To jest oczywiście porażka, ale nie klęska. Poniżej 20 proc. to rzeczywiście byłby zły wynik – mówiła Hanna Gronkiewicz-Waltz. – Jeśli będzie 23,4 proc., a myślę, że jeszcze trochę nam dojdzie, bo nie są to pełne wyniki, to będzie to wynik zgodny z sondażami. Premier pracowała od roku, a musiała tłumaczyć się ze spraw, które nie wynikały z jej premierowania – stwierdziła prezydent Warszawy.

Wicepremier Tomasz Siemoniak mówił, że należy pogratulować zwycięzcy, a Platforma będzie główną partią opozycyjną: – Cieszmy się z wysokiej frekwencji – próbował odszukać pozytywy. – Mniejsze partie są na granicy progu, ich wyniki mogą przesądzić o ostatecznym wyniku wyborów – mówił na gorąco Siemoniak. – To fenomen, że rządziliśmy przez osiem lat – przekonywał.

Platforma przejdzie do opozycji. Ten nurt, który reprezentujemy, już nie raz przegrywał wybory, a potem wygrywał. I tak będzie znowu – mówił Jan Vincent Rostowski po ogłoszeniu wyników exit poll. Zdaniem byłego wicepremiera Platforma w opozycji przejdzie przez okres refleksji, wzmocni się, a po jakimś czasie będzie musiała zmienić „wiele rzeczy”, bo każda partia musi. Jego zdaniem skupić należy się raczej na tym, co zrobi PiS: – Na te obietnice, które złożył, nie ma pieniędzy, przed czym zresztą ostrzegaliśmy. Gdybym był politykiem PiS, zacząłbym się już bardzo martwić, bo albo nie spełnią swoich obietnic, a wtedy wyborcy ich surowo rozliczą, albo je spełnią i doprowadzą tym do takich wstrząsów gospodarczych, że Polacy jeszcze surowiej ich rozliczą – mówił Rostowski. – To kradzież polityczna, bo oni w zasadzie te wybory ukradli. Przekonywali, że te czterdzieści kilka czy 56 mld złotych, zależy jak licząc, można po prostu znaleźć. Każda kradzież, także polityczna, zawsze się mści – dodał.

Czy przywództwo premier Kopacz w fotelu szefowej partii jest zagrożone? – Musimy popatrzeć, poczekać. To nie moment, by o tym mówić – studził Rostowski. Także w wypowiedziach innych polityków obecnych na wieczorze przeważał nastrój spokojnego oczekiwania na ostateczne wyniki. W Warszawie nie pojawił się Grzegorz Schetyna, który był w Kielcach, w okręgu, z którego startował. – Dopóki będzie trwał rząd, będzie ministrem spraw zagranicznych – mówił europoseł Adam Szejnfeld. – Raz się wygrywa, raz przegrywa. Kiedy Miss Polski nie zdobywa korony Miss Świata, nie mówi, że odchodzi. Jego zdaniem Ewa Kopacz nie poda się do dymisji: – Nie mamy wyniku, który byłby hańbiący czy wstydliwy. Przed nami i tak są wybory, bo to wynika ze statutu. Ewa Kopacz objęła rządy po odejściu Donalda Tuska.

Szejnfeld przypomniał o dwóch niepowtarzalnych zjawiskach z ostatniego ćwierćwiecza: Platforma dwukrotnie wygrała wybory i tworzyła rząd. – Dziś mamy nowe zjawisko, jakaś partia wygrała wybory, uzyskując bezwzględną większość. O tym i my marzyliśmy. Zobaczymy, co PiS zrobi z tą odpowiedzialnością – dodał.

Najciekawsze przed nami – stwierdziła Małgorzata Kidawa-Błońska, wychodząc z wieczoru wyborczego. Nie było szampana ani bankietu, budynek opustoszał w ciągu godziny.

Nowoczesna

– Trochę jesteśmy zestresowani, ale będzie dobrze – dodawali sobie otuchy działacze .Nowoczesnej zebrani przed wejściem do warszawskiego Space Clubu, gdzie odbywał się wieczór wyborczy. Słychać było głosy, że każdy wynik ponad próg wyborczy byłby sukcesem, bo „jak na partię, która istnieje pół roku, to i tak będzie dobrze”.

– To jest bardzo duży sukces, chyba pierwszy po 1989 roku, żeby udało się oddolnie w tak krótkim czasie zbudować tak silną partię i wejść z takim wynikiem do parlamentu – mówi Adam Kądziela, najmłodszy kandydat na posła w Nowoczesnej.

Na pytanie o działalność w parlamencie i pierwsze wyzwania stojące przed partią Ryszard Petru (wtórowali mu Adam Kądziela i Krzysztof Mieszkowski, jedynka na liście wrocławskiej) odpowiada: Przede wszystkim działalność na rzecz wolności gospodarczej, prostsze podatki, kierunek proeuropejski i neutralność światopoglądowa.

W tłumie dało się usłyszeć, że po wygranej PiS „jedyne, co można zrobić, to patrzeć tej władzy na ręce, kontrolować ją na każdym kroku i informować społeczeństwo o następstwach działań większości parlamentarnej i rządu”.

Zjednoczona Lewica

Atmosfera w sztabie Zjednoczonej Lewicy była nieco przygnębiająca. Większość obecnych na sali już wiedziała, że partia nie przekroczy progu wyborczego, choć jeszcze kilka godzin wcześniej była nadzieja na lepszy wynik.

W kuluarowych rozmowach słychać było głosy, że część winy ponosi za to partia Razem, która odebrała koalicji lewicowych wyborców. Słychać też było narzekania na media, które nie chciały promować mniejszych partii, oraz na emocjonalne i spontaniczne decyzje wyborców. Wygłoszone ze sceny motto Barbary Nowackiej, że „jeszcze będzie przepięknie”, nie napawało przesadnym optymizmem. Mimo że większość osób deklarowała utrzymanie koalicyjnej współpracy, gdzieniegdzie przebijały się tony pesymistyczne, wskazujące na to, że trwałość dotychczasowej koalicji stoi pod znakiem zapytania.

Słychać też było głosy, że to partia Ryszarda Petru zabrała lewicy wszystko oprócz pojęcia „świeckie państwo”. Główni działacze partii nie byli chętni do udzielania wywiadów przed kamerami. Wyraźnie zasmucona Barbara Nowacka koncentrowała się na młodych ludziach, którzy pomagali w organizacji kampanii, podchodząc do każdego z osobna, dziękując i próbując wykrzesać w nich resztki optymizmu, zaś Leszek Miller stał z boku, nieskory do dzielenia się swoimi przemyśleniami, zapowiadając, że tak niski wynik wymaga dogłębnej analizy, która nie może być wykonana w pośpiechu i blasku fleszy. Oto wybrane wypowiedzi ze sztabu:

Katarzyna Piekarska: – Niewątpliwie nie jest to radosny wieczór. Jestem rozczarowana wynikiem, tym bardziej że kiedy prowadziłam kampanię wyborczą, spotykałam się z naprawdę bardzo dobrym odbiorem i wiem, że część osób, która na nas zagłosowała w tych wyborach, zagłosowała po raz pierwszy na lewicę. Te osoby nam zaufały.

Myślę, że coś się stało, że nie umieliśmy przekonać Polek i Polaków, że jesteśmy potrzebni. Niestety uważam też, że zadziałał strach przed PiS. Spotykałam się z głosami osób, które mówiły, że nie zagłosują na nas, bo boją się PiS. Po raz kolejny ten strach zadziałał i nasi potencjalni wyborcy głosowali na Platformę. Zabrakło niewiele do tych 8 proc., ale myślę, że to nie był błąd, że staraliśmy się pójść razem i że zbudowaliśmy naprawdę ciekawy projekt polityczny, który daje on gwarancję wygraną w wyborach za trzy lata. Nie znikamy ze sceny, bo mamy radnych w całej Polsce. Ja sama jestem jedyną radną wojewódzką na Mazowszu i w zasadzie to czuję na sobie taką dużą odpowiedzialność, żeby to wszystko odbudować. Mamy na to trzy lata do następnych wyborów samorządowych.

Gdybyśmy zaczęli budowę tego projektu na wybory prezydenckie i wystawili wspólnie kandydata bądź kandydatkę całej zjednoczonej lewicy, to to jest jasne, że nie wygralibyśmy tamtych wyborów, ale zbudowalibyśmy pewien zaczyn i rozpoczynaliśmy z pułapu 9–10 proc. Zabrakło nam na tej ostatniej prostej dwóch, trzech tygodni, żeby przekonać wyborców do naszego projektu. Jednoczyliśmy się latem, a wszystkie badania pokazują, że ludzie w tym okresie nie interesują się polityką, przynajmniej nie tak intensywnie, bo wyjeżdżają, uprawiają różnego rodzaju aktywności, nie oglądają telewizji. Po raz pierwszy będzie to więc Sejm bez głosu lewicy.

Myślę, że wiele się zmieniło po ostatniej debacie, gdy ludzie zobaczyli dwie lewice. Partia Razem częściowo odebrała nam głosy, choć w ich przypadku nie można też mówić o dobrym wyniku. Ostatecznie ani nas, ani ich nie ma w parlamencie. Ponieważ uważam, że zawsze warto rozmawiać, to wydaje mi się, że do wspólnych rozmów z partią Razem też warto będzie wrócić.

Nauka jest jedna. Trzeba dalej pracować. Głęboko wierzę w to, że nic mądrzejszego niż praca u podstaw nie wymyślono. I trzeba przekonywać Polaków do naszego projektu i naszej wizji Polski. Żałuję, bo mamy bardzo dobry program, który został wyliczony przez ekspertów, ekonomistów. Mieliśmy gotowe projekty ustaw, nie wiem, kto teraz je wniesie, może Platforma Obywatelska, choć gdyby miała załatwić pewne sprawy światopoglądowe, to pewnie już by to zrobiła.

Joanna Erbel: – Czekamy na ostateczne wyniki, choć nie ukrywam, że jestem trochę zawiedziona. Miałam nadzieję, że wprowadzimy choć kilku posłów i kilka posłanek do Sejmu, żeby walczyć o nasze postulaty. Ale po tych wyborach wiem, że jesteśmy na tyle zgranym środowiskiem zjednoczonej lewicy, że najważniejsze jest dla nas to, by realizować postulaty, dla których się zjednoczyliśmy. Pozytywnie zaskoczyło mnie jednak, że potrafimy grać do jednej bramki. Jesteśmy wolni od czegoś, co było obecne we wszystkich poprzednich wyborach, czyli siostrobójczej lub bratobójczej walki. Wiemy, co nas łączy, że mamy wspólnych około 80 proc. postulatów, a o te 20 proc. nie warto się zabijać. Trudno powiedzieć, co się stało, że nie osiągnęliśmy progu wyborczego – trzeba by zapytać wyborczyń i wyborców. Te wyniki cały czas się wahały.

Od samego początku jesteśmy otwarci na współpracę z partią Razem. To partia Razem nie chciała iść z nami, a warunki, które nam stawiano, były nie do przyjęcia. Widzimy, że w Sejmie będzie miała większość partia prawicowa, że może zostać zmieniona konstytucja i w takiej sytuacji nie ma miejsca na osobiste niechęci. Dlatego się zjednoczyliśmy w takiej dość szerokiej koalicji. Chcemy zachować moralność, słuszność i czystość ideologiczną, walczyć o to, co jest dla nas ważne: podniesienie płacy minimalnej, wyższą składkę godzinową, prawa dla mniejszości. I wciąż będziemy o to walczyć, tylko teraz z innego trochę miejsca. Część osób, która startowała w tych wyborach, nie jest rasowymi politykami i polityczkami, to jest nasze życie. Od tego, jak będzie wyglądała polityka, zależy to, jak będzie wyglądało nasze życie codzienne, warunki pracy, jak będziemy funkcjonować, jak będą traktowane mniejszości etniczne i seksualne. To są rzeczy fundamentalne i nie wyobrażam sobie, byśmy mogli je odpuścić.

Kazimiera Szczuka: – Nie byłam zaskoczona wynikiem, gdyż jestem urodzoną pesymistką i w pewnym momencie wyczułam, że spełni się czarny scenariusz i wcale nie będzie lepiej w tym polskim Sejmie. Myślę, że to się zaczęło przy negocjacjach koalicyjnych, kiedy partia Razem nie chciała wejść do Zjednoczonej Lewicy, stawiała warunki niemożliwe do spełnienia i nie chciała współpracować. Zamęt w ludzkich głowach był tak duży, że wiadomo było, że mogą zdarzyć się rzeczy nieoczekiwane. I w pewnym momencie ja już wiedziałam, że ludzie chcą oddawać swój głos w poczuciu słuszności. To jest dobre w demokracji, ale są też takie sytuacje, w których walczymy o to, by lewica była w Sejmie, i tu wyszło na to, że tam niestety nie będziemy. Partii Razem należy zapewne pogratulować, tylko ten wynik jest żaden, bo oni też nie wchodzą do Sejmu. Dobrze, że dostaną dotację i niech działają, a to, czy wrócimy do rozmów z nimi, zależy od Basi Nowackiej.

Leszek Miller: Będziemy się zastanawiać, co dalej, ale nie dzisiaj. To wymaga spokojnego rozważenia i dokonania spokojnej analizy, czemu ten wynik jest taki, jaki jest. Co mnie najbardziej zaskoczyło? Dominacja PiS jest bardzo widoczna, klęska Platformy jest oczywista. Widoczny jest też sukces tych mniejszych ugrupowań, które weszły do Sejmu, zwłaszcza tych, które znalazły się tam po raz pierwszy.

Polacy wybrali PiS, które ma teraz historyczną odpowiedzialność za Polskę, a my za cztery lata będziemy mogli ocenić, jak ten czas wykorzystało. Trzeba pogratulować PiS, bo jest zwycięzcą. Każde ugrupowanie, które rozpoczyna sprawowanie władzy, robi to z dobrymi intencjami. Potem okazuje się, że albo problemy są większe niż przypuszczano, albo staje się coś innego i potem przychodzi egzamin, który się albo zdaje, albo nie.

Zobaczymy, czy nasza koalicja przetrwa. Jest taka szansa, ale na pewno ten dzisiejszy wynik nie jest optymistyczny. Wszyscy się spodziewali więcej, że to będzie dwucyfrowy wynik. Trzeba się spokojnie zastanowić, dlaczego ten wynik jest, jaki jest, a to, czy będę traktował ten wynik jako osobistą porażkę, okaże się, gdy poznam wyniki ze swojego okręgu wyborczego.

Partia Razem

Wieczór wyborczy zorganizowano w warszawskim kinie Luna. W ok. 400-osobowej sali panowała piknikowo-rodzinna atmosfera. Jeszcze przed ogłoszeniem wyników, przygotowując się do wejścia na żywo jednej z telewizji, żartowano: „słuchajcie, zajmijmy miejsca na przodzie sali, bo wyglądamy jak PSL”.

Po ogłoszeniu wyników młodzi działacze Razem nie kryli radości i wzruszenia. Wielu umiało wydusić z siebie jedynie: „to niesamowite, co się stało”; jąkając się i przepraszając za to, że nie wiedzą, co powiedzieć więcej.

Jedna z liderek Razem Marcelina Zawisza podkreślała, że sukces partii wynika z przekonania, że inna polityka jest możliwa. Nie zawiedziemy swoich wyborców zapewniała. Można zbudować masowy, demokratyczny ruch polityczny, który łączy wspólną wizję kraju, który walczy o prawa pracownicze, występuje przeciwko śmieciówkom i samozatrudnieniom. Nasza siła jest w tym, że będziemy razem niezależnie od wszystkiego, jesteśmy dzisiaj, będziemy jutro, bo walka o prawa pracownicze trwa.

Z kolei pełnomocniczka finansowa partii mówiła przez łzy, powstrzymując płacz: Na początku cała nasza partia mieściła się w mieszkaniu Marceliny. Myśleliśmy, liczyliśmy na to, że we wrześniu będzie nas 200 osób. A teraz nie mieścimy się już w kinie. W międzyczasie udało nam się zrobić wszystkie rzeczy, które wydawały nam się kiedyś niemożliwe. Zarejestrowanie komitetu wydawało nam się niemożliwe, zebranie podpisów wydawało nam się niemożliwe...

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną