W niedzielę wieczorem, zaraz po ogłoszeniu sondażowych wyników, Jarosław Kaczyński mówił: „Musimy wprowadzić pakiet demokratyczny, musimy pokazać, że polskie życie publiczne może wyglądać zupełnie inaczej. Może wyglądać tak, że będziemy z niego dumni”. Pierwszy raz usłyszeliśmy o tym w październiku 2010 r. Jego głównym promotorem i autorem jest Kazimierz Michał Ujazdowski. Co to za pakiet? PiS chce, by pierwsze czytanie projektów ustaw odbywało się nie później niż 6 miesięcy od ich złożenia w Sejmie, chodzi o likwidację tak zwanej sejmowej zamrażarki.
Pakiet demokratyczny przynosi też zakaz odrzucania w pierwszym czytaniu obywatelskich projektów ustaw. Czyli takie projekty, jak ten prezentowany przez Kaję Godek o bezwzględnym zakazie aborcji, trafiłyby w takim przypadku do drugiego czytania.
Jeśli uda się wprowadzić pakiet demokratyczny, a wszystko wskazuje na to, że PiS nie będzie miało z tym problemu, to Sejm będzie bardziej rozdyskutowany. W pakiet wpisany jest pomysł, by na każdym posiedzeniu Sejmu odbywała się 3-godzinna debata bez cenzury. Na tej debacie obowiązkowo musiałby się stawić premier. Pytania do niego lub ministrów mogłyby kierować tylko kluby i koła poselskie, które złożyły oficjalne oświadczenie o niepopieraniu rządu.
Oświadczenia miałyby być składane po uchwaleniu wotum zaufania dla Rady Ministrów. Kiedy prezes PiS pierwszy raz przedstawiał ten pakiet, mówił też o likwidacji kart kredytowych dla urzędników. „Nie może być tak, że ludzie władzy mogą szastać pieniędzmi, w gruncie rzeczy na swoje prywatne potrzeby”. Więcej szczegółów nie znamy, bo na stronie internetowej PiS, na której kiedyś opublikowany był projekt pakietu demokratycznego, pojawia się teraz „błąd 404” i informacja: „Wygląda na to, że zbłądziłeś…”.