Przyznam – nie wierzyłem. Wątpiłem. Twierdziłem, że nie istnieje. Biję się w piersi tym mocniej, że pewnie długo jeszcze żyłbym w tej mało chwalebnej niewiedzy, gdyby nie przypadek. A właściwie obowiązek – to znaczy Wszystkich Świętych, które to święto – jak wiadomo – zmusza część zasiedziałych mieszkańców miast do wyjazdów w tzw. Polskę.
Więc pojechałem. Zobaczyłem i uwierzyłem, że nasz kraj to sama dykta.
Droga z Warszawy na wschód. Jedziesz i widzisz tylko te rudery ze świeżo pomalowanymi ścianami, połyskującymi dachami, przed którymi stoi motoryzacyjny złom, nie wiedzieć czemu wart dziesiątki tysięcy. Widzisz cudem zachowujące pion większe i mniejsze hale, sklepy i biura ze szklano-aluminiowo-kamiennymi elewacjami czy wyrastające jak zielsko na gruzach stacje benzynowe z walącymi po oczach szyldami. A po horyzont – wszystko świeżo zorane.
Widać to wszystko jak na dłoni z perspektywy rozjechanej drogi, na której z nieznanych bliżej powodów dziwnie nie czuć wybojów, a jasno jest nawet po zmroku (ale może to przez te bolidy, co nam ostatnio po niebie latały).
Jedziesz na północ – to samo: ruina, gdzie okiem sięgnąć, choć hale jeszcze większe, drogi jeszcze szersze, a stacji jeszcze więcej. Na końcu tej drogi było coś, co ktoś nazwał szumnie Mazowieckim Portem Lotnicznym. I to jest dopiero ruderownia (szczegółów opisywał nie będę, każdy wie, jak wygląda ta kupa gruzu, która szpeci nadwiślański pejzaż).
Ale najgorzej jest na zachodzie i południu. W ogóle wyjechać z Warszawy w tych kierunkach to jakaś totalna masakra. Na tych dwujezdniowych, czwórpasmowych drogach trudno się w ogóle połapać, jak jechać i gdzie. Wystarczy parę tygodni nie wychylać nosa z domu i człowiek nie poznaje okolicy. Taka ruina. Tu i ówdzie krajobraz przypomina księżycowy – góry ziemi, rozkawałkowanego betonu i asfaltu, wygrzebane w ziemi doły.
Widziałem to wszystko na własne oczy, ale czuję się oszukany. Bo skoro jedna czwarta Polski według obliczeń PiS miała być w ruinie, to dlaczego prezes Kaczyński twierdzi od niedawna, że nie w sensie dosłownym? Dlaczego wciąż kandydująca na premiera Beata Szydło ogłasza, że jednak nie w ruinie, tylko źle rządzona? To co ja oglądałem?
Mam nadzieję, że PiS jednak otrzeźwieje. Że sprostuje, przeprosi i nie będzie już mącić, kręcić, mamić i manipulować. Bo Polska to naprawdę niezła ruina. Kto jak ja widział, ten wie.