Jest grudzień 2005 r. Prezydent Aleksander Kwaśniewski na kilka dni przed końcem kadencji ułaskawia byłego wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotkę, zamieniając mu karę 3,5 roku więzienia na rok w zawieszeniu. Poseł i sekretarz stanu w KPRM Mariusz Kamiński mówi Monice Olejnik w Radiu Zet: „To oczywiście jest decyzja bezczelna, bezwstydna. Aleksander Kwaśniewski zachował się w tej sprawie nie jak prezydent, ale jak prezio. (…) Ręce opadają, że tak może zachować się prezydent Polski”.
Jest listopad 2015 r. Prezydent Andrzej Duda ułaskawia Mariusza Kamińskiego, skazanego nieprawomocnie na 3 lata więzienia. „Postanowiłem w swoisty sposób uwolnić wymiar sprawiedliwości od tej sprawy” – oznajmia prezydent. Kamiński pisze w oświadczeniu: „Decyzję Pana Prezydenta traktuję jak symbol przywracania podstawowego poczucia sprawiedliwości, uczciwości i przyzwoitości w życiu publicznym”.
Skłonny do okrzyków
Kamiński między bezwstydnym ułaskawieniem Sobotki a symbolem przywracania przyzwoitości w postaci własnego aktu łaski wdrapał się wysoko, a potem spadł boleśnie. W sierpniu 2006 r. został szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Sam je stworzył od podstaw, można powiedzieć, skroił na własną miarę. Walka z korupcją była kontynuacją nieustannej walki, jaką prowadził. Od dziecka.
Miał 16 lat, kiedy sąd dla nieletnich skazał go na poprawczak (w zawieszeniu) za zbezczeszczenie Pomnika Żołnierzy Radzieckich w Sochaczewie. Według Służby Bezpieczeństwa PRL był członkiem nielegalnej grupy konspiracyjnej Gniew. Dla SB był figurantem (osobą rozpracowywaną), zakładano mu teczki, nadawano kryptonimy. W 1983 r. wznosił „wrogie okrzyki”, został za to zatrzymany. Wyrzucono go z liceum. Trzy lata później za rozrzucanie ulotek i znów wrogie okrzyki Kolegium ds.