Zbigniew Ziobro, żegnając się w 2007 r. z prokuratorami i pracownikami ministerstwa, rzucił do nich: Jeszcze tu kiedyś wrócę. Musicie wytrwać. I mimo że nikt w to już nie wierzył, słowa dotrzymał. Osiem lat później, dokładnie co do dnia, ustępujący minister sprawiedliwości Borys Budka przekazał mu resort. Być może nowy minister z PiS nawet tego powitania specjalnie nie oczekiwał, bo osiem lat temu sam nie widział potrzeby, by witać swojego następcę.
Zbigniew Ćwiąkalski wspomina, że zamiast Ziobry zastał robotników remontujących gabinet. Dochowania dobrego obyczaju powitania w urzędach następców nie uszanowali też wtedy ówczesny premier Jarosław Kaczyński (Tuskowi drzwi otworzył Przemysław Gosiewski) i szefowa MSZ Anna Fotyga. Tym razem wszyscy godnie przekazali resorty. Tylko nowy koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński poczuł się urażony, że zamiast Marka Biernackiego czekała na niego w gabinecie pusta szafa i sekretarka, co zdążył mu wypomnieć przy kamerach na sejmowych korytarzach.
– To było nieporozumienie, bo ustaliłem ze współpracownikami pana Kamińskiego, że chcę się z nim spotkać następnego dnia i proszę o ustalenie godziny. A szafy były puste, bo jak zapewne wie nowy koordynator, miejsce na takie dokumenty jest w tajnej kancelarii – wyjaśnia Biernacki.
Trzeba na słowo wierzyć Beacie Kempie, którą Beata Szydło, mimo nieszczególnej chemii między paniami, mianowała szefową KPRM, kiedy mówiła w TVP Info: „Pracujemy 24 godziny na dobę. Nad tym czuwa też moja skromna osoba, aby pani premier miała pełen komfort podejmowania decyzji, zgodnie z procedurą”. Chodziło jej o decyzje dotyczące nocnej zmiany na stanowiskach szefów służb specjalnych. W PiS słychać, że doceniając tym stanowiskiem Kempę, premier liczy na jej wdzięczność.