Kiedy pp. Duda i Szydło odmieniali przez wszystkie przypadki słowa „zgoda, jedność, razem i wspólnie”, większość wyborców zamiast puknąć się w czoło i pomyśleć „zgoda – z kim?”, sięgała jak lunatycy po listę nr 1. Pięćset złotych też piechotą nie chodzi. Jak kogoś zapytać, czy jest przekupny, to będzie oburzony. Ale sprzedać głos za pięć stów? Czemu nie? – wszak to dla dobra dziecka.
Kiedy prezes zapowiadał pakiet demokratyczny, czyli prawa i szacunek dla opozycji w Sejmie, nikt nie sądził, że chodzi o prawo do obradowania całą noc. Jak dzieci! Za czasów Platformy marszałek kończył debatę o dwudziestej i gasił światło, żeby zdążyć na kolację do Sowy. A dzisiaj każdy może zobaczyć, jak posłanka Pawłowicz wygląda w nocy.
Kiedy przyszła premier Szydło zapewniała, że nie wilk tylko baranek będzie ministrem obrony, elektorat odetchnął z ulgą i postawił na jedynkę. Kiedy wielki strateg (copyright by Andrzej Duda) ukrył Kaczyńskiego, Macierewicza, Pawłowicz i Ziobrę za kulisami, dorośli wyborcy uwierzyli jak dzieci, że straszny kwartet sobie poszedł. W nagrodę dostali jeszcze Beatę Kempę w roli ministra. Kiedy ich zapewniano, że nareszcie Polska będzie państwem prawa – nie przeszło im przez myśl, że za kilka dni prezydent ułaskawi partyjnego kolegę w trakcie apelacji. Prawnik, prezydent Polski, strażnik konstytucji – na oczach kamer i dziennikarzy z imienia i z nazwiska zbeształ sędziego, który w majestacie Rzeczpospolitej ośmielił się skazać kryształowo uczciwego człowieka. Gdyby Barack Obama publicznie wychłostał sędziego, Ameryka – najstarsza demokracja świata – by się zagotowała.