Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Orędzie prezydenta, czyli  mowa (partii) będzie krótka

Orędzie prezydenta Orędzie prezydenta Andrzej Duda / Facebook
Nie ma nadziei, że Andrzej Duda będzie choćby próbował być prezydentem obywateli o innych niż pisowskie poglądach.

Andrzej Duda potrzebował jakichś trzech minut, by przedstawić swoje stanowisko w sprawie najpoważniejszego kryzysu ustrojowego w dziejach wolnej Polski. Mówił do obywateli wedle starej zasady: porozmawiajmy jak czekista z czekistą.

Prezydent nie pozostawił złudzeń. Po pierwsze wobec tego, że bez odstępstw realizuje linię swojej partii. Przygotowanie artyleryjskie do wystąpienia głowy państwa dał – i wyznaczył jej ton – choćby marszałek Sejmu Marek Kuchciński („Decyzje Trybunału Konstytucyjnego wywołują niesmak i zniechęcenie do tej instytucji, przypuszczam, jak u większości Polaków. (…) Potrzebna jest całkiem nowa ustawa (…), która wyłoni TK, który będzie rzeczywiście stał na straży porządku prawnego w Polsce (…) Wybory, które zostały wczoraj dokonane, tzn. wyłonienie pięciu sędziów TK przez Sejm, są ważne. I tylko tyle”).

O pomniejszych politykach PiS nie wspominając… Andrzej Duda podjął tę interpretację. Jak posłuszny uczeń powtarza nauki surowych mistrzów.

Nie ma więc nadziei (jeśli ktokolwiek ją jeszcze żywił), że będzie choćby próbował być prezydentem obywateli o innych niż pisowskie poglądach. Komunikat był tak krótki, bo sprowadzał się do pokazania, kto tu teraz rządzi (nie bez powodu kilka lat temu popularne w tej formacji hasło brzmiało po prostu: „teraz, k…, my”).

Nie ma też szans, po drugie i najważniejsze, że Pałac Prezydencki stanie się znaczącym ośrodkiem na mapie instytucji państwa. Przejawem żałosnej bezradności, czy raczej ubezwłasnowolnienia, było to, że osoba mająca pełnić funkcję głowy państwa nie potrafiła (czy raczej nie chciała) zaproponować jakiegokolwiek planu na rozwiązanie pata, który to pomysł byłby do przyjęcia z konstytucyjnego punktu widzenia (mimo że prawnicy suflowali kilka rozwiązań).

Tym samym Andrzej Duda sam sprowadził się (a także, niestety, urząd, który piastuje) do pozycji księgowego, kwitującego plany polityczne swoich partyjnych szefów.

Ma to oczywiście dalekosiężne konsekwencje ustrojowe. Musi bowiem wpłynąć m.in. na strategię opozycji parlamentarnej. A nadto uderzyć w poziom i niezależność sądownictwa czy nauki (zależne w dużej mierze od prezydenta nominacje sędziowskie i profesorskie), o innych sferach życia nie wspominając.

Co równie kluczowe: sposób, w jaki prezydent Duda odniósł się do werdyktu Trybunału, pokazuje, że jego formacji chodzi nawet nie tyle o zdominowanie sądu konstytucyjnego, ile o ośmieszenie samej idei prymatu konstytucji nad wolą partii, będącej akurat na politycznym topie, a tym samym mogącej powołać się na mityczną wolę ludu.

Śpiewał kiedyś rockowy bard Lech Janerka: „Są wesołe konstytucje, które mają jeden cel. Chcą oddalić rewolucję. Ale my to mamy gdzieś. Dokładnie tam”. Było to za PRL i miało antysystemowy wydźwięk. Teraz słowa tej pieśni – zastosowane do PiS, a także do prezydenta – brzmią co najmniej złowieszczo.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną