Karuzela rządowych stanowisk kręciła się w tym roku w szalonym tempie. Ruszyła już w styczniu, kiedy premier Ewa Kopacz odwołała swoją rzeczniczkę i dwóch najważniejszych doradców w gabinecie politycznym (okazało się, że doradzali też opozycji). Po pół roku względnego spokoju Kopacz wymieniła ministrów: zdrowia, Skarbu Państwa, sportu oraz koordynatora służb specjalnych, a także marszałka Sejmu Radka Sikorskiego. A wszystko przez kontrowersyjnego biznesmena Zbigniewa Stonogę, który nie niepokojony przez prokuraturę posiadł moc meblowania rządu. Opublikował na swoim Facebooku 20 tomów akt ze śledztwa w sprawie afery taśmowej, w którą sam jest zamieszany. I w konsekwencji ofiary nielegalnych nagrań, które w niewybrednych słowach komentowały kuchnię polityczną, straciły stanowiska. Zmiany na politycznym boisku były rozpaczliwą próbą przejęcia przez Platformę inicjatywy i wywietrzenia woni ośmiorniczek, którą opozycja tak chętnie odurzała wyborców. Jednak jesienią w efekcie wyborów cały rząd PO-PSL został ostatecznie wyproszony, ale dopiero po wyborczej niedzieli PiS ujawniło głównych kucharzy nowego gabinetu, których skrzętnie ukrywano w drugim planie podczas kampanii: Antoniego Macierewicza, Mariusza Kamińskiego i Zbigniewa Ziobrę.