Prezydent Andrzej Duda w przemówieniu wygłoszonym w rocznicę Grudnia’70 stwierdził, że poszkodowani wówczas „nigdy nie doczekali się od III RP elementarnej sprawiedliwości” oraz że „III RP nie zdała egzaminu sprawiedliwości, uczciwości, a w tym ostatnim względzie egzaminu elementarnej przyzwoitości i gospodarności”.
Dlatego – jak powiedział – „za tę III RP po 1989 roku, która nie umiała skazać sprawców tej zbrodni, wstyd, zwyczajnie wstyd dzisiaj. Chyba nam wszystkim, jak tutaj stoimy”.
Trudno zgodzić się ze słowami tak wypowiedzianymi i – sądząc po nieśmiałych oklaskach – nie wszyscy słuchający prezydenta w Gdyni z nimi się zgadzają. Ja się nie zgadzam. Jest mi po prostu wstyd.
– Wstyd mi za prezydenta, który jednym zdaniem podważa cały dorobek wolnej Polski po 1989 roku
– wstyd mi za prezydenta, który obiecywał łączyć, a dzieli
– wstyd mi za prezydenta, który jątrzy zamiast łagodzić
– wstyd mi za prezydenta, który przyrzekał strzec Konstytucji, a ją narusza
– wstyd mi za prezydenta, doktora prawa, który tego prawa nie szanuje
– wstyd mi za prezydenta, absolwenta i pracownika mojego Uniwersytetu, który swoimi słowami i działaniami Jego budowany od prawie 700 lat autorytet podważa
– wstyd mi za prezydenta, który uczestniczy w zamachu na Trybunał Konstytucyjny, w jednym rzędzie z prokuratorem stanu wojennego
– wstyd mi za prezydenta, który przemawiając w rocznicę Porozumień Sierpniowych, ani razu nie wspomniał nawet słowem o ich najsłynniejszym sygnatariuszu
– wstyd mi za prezydenta, który ułaskawiając swojego byłego kolegę z partii, zaprzecza jawnie własnym słowom sprzed czterech lat
– wstyd mi za prezydenta, któremu nie wstyd, że udało mu się to wszystko osiągnąć w niewiele ponad cztery miesiące swej kadencji.
Pora na otrzeźwienie. Panie prezydencie, jeszcze jest czas.