Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kapitan Schetyna

Trudna misja nowego przewodniczącego PO

Grzegorz Schetyna dla każdego chce znaleźć jakieś miejsce, bo z autopsji wie, jakie znaczenie mogą mieć urażone ambicje byłych partyjnych liderów. Grzegorz Schetyna dla każdego chce znaleźć jakieś miejsce, bo z autopsji wie, jakie znaczenie mogą mieć urażone ambicje byłych partyjnych liderów. Adam Lach/Newsweek/Napo / Forum
Był już ministrem, wicepremierem, marszałkiem Sejmu, przez moment nawet pełnił obowiązki Prezydenta RP. Jednak najważniejsza rola w jego politycznej karierze właśnie się zaczyna. Przejmuje stery dryfującej ku skałom Platformy. Albo ją zatopi – jak włoski kapitan Schettino swą „Concordię” – albo zawróci na szerokie wody.
Koncepcja Schetyny opiera się na budowie silnego zespołu, w którym każdy odpowiedzialny jest za jakiś odcinek i jest swoistą kontrpropozycją dla politycznej konkurencji.Marek Kuwak/Forum Koncepcja Schetyny opiera się na budowie silnego zespołu, w którym każdy odpowiedzialny jest za jakiś odcinek i jest swoistą kontrpropozycją dla politycznej konkurencji.
Posłanka Urszula Augustyn: Grzegorz bardzo chroni swoją prywatność. Niektórzy dopiero w kampanii zobaczyli jego żonę i córkę.Łukasz Zarzycki/Forum Posłanka Urszula Augustyn: Grzegorz bardzo chroni swoją prywatność. Niektórzy dopiero w kampanii zobaczyli jego żonę i córkę.

Artykuł w wersji audio

Na stoliku w słynnej „pieczarze”, czyli w gabinecie nowego – jeszcze nieformalnego – przewodniczącego PO, stoi tylko cukiernica i granat M26, tzw. cytrynka używana podczas wojny koreańskiej. Jak zwykle panuje tam półmrok, choć to jeszcze dość wczesna godzina. Okna od zewnątrz przysłaniają iglaki, światło ledwo się tli. Ale Grzegorz Schetyna nie lubi, kiedy jest zbyt jasno. Stąd podobno ta „pieczara”. Określenie miał wymyślić Donald Tusk lub ktoś z jego otoczenia, w czasach kiedy „kierownik” urzędował jeszcze w KPRM. – Donald uważał, że nasze spotkania z Grześkiem zawsze odbywają się po ciemku. Że lubimy tak siedzieć i knuć w mroku, w piwnicy, przy winie i w dymie cygar – śmieje się jeden z częstych gości „pieczary”. Przyjęło się. W istocie jednak gabinet Schetyny nie mieści się w sejmowych piwnicach, tylko w budynku G, między gmachem głównym a hotelem poselskim. To pomieszczenie przeznaczone dla szefa komisji spraw zagranicznych. Na czas przeprowadzki Schetyny do MSZ „pieczarę” przejął Robert Tyszkiewicz, jeden z jego zaufanych, który szefował komisji za czasów rządu Ewy Kopacz. Teraz Schetyna powrócił do „pieczary”. Poprzestawiał meble, przytłumił światło, a na stoliku postawił granat.

Imitacja M26 to tak naprawdę zapalniczka. Raczej do podpalania cygar – „słabości środowiskowej” – niż Polski. Ale PiS właśnie próbuje narzucić przekaz, że Platforma jest gotowa pogrążyć kraj, byle obalić „rząd dobrej zmiany”. Młody reporter odnowionych „Wiadomości” TVP podczas niedawnej konferencji polityków PO, w tym Schetyny, w notatkach miał przygotowane pytanie: „Czy PO jest w stanie podpalić Polskę, aby wrócić do władzy?”. Zmieszany zaprzeczył, aby podyktował mu je niegdysiejszy „bulterier Jarosława Kaczyńskiego”, a dziś nowy prezes TVP Jacek Kurski; podobno „politycy PiS tak powtarzają”. Pytania w końcu jednak nie zadał. Ale w PO mają świadomość, że przetasowania na rynku medialnym nie będą im służyć, że nowe „media narodowe” będą realizować propagandową misję specjalną, a z kolei te prywatne – jak uważają niektórzy politycy Platformy – będą raczej wspierać Ryszarda Petru i jego Nowoczesną, przynajmniej dopóki efekt nowości nie zwietrzeje. Nadzieję wiążą z internetem – chcą zwłaszcza aktywniej działać w mediach społecznościowych i przez nie odbudowywać zaufanie. Jednym z priorytetowych zadań nowego szefa PO będzie naprawa wizerunku partii, która się opatrzyła, której dorobiono gębę nieudolnej, aroganckiej i skompromitowanej aferą z ośmiorniczkami, drogim winem i przekleństwami.

Raczej nie ma co liczyć na wspólny opozycyjny front z Nowoczesną. Ośmielony wysokimi sondażami (CBOS: 22 proc., w innych badaniach nawet 27) Ryszard Petru gra na siebie i coraz wyraźniej wspiera PiS w pogrążaniu Platformy (CBOS: 13 proc.). W jednym z niedawnych programów Tomasza Lisa, pytany o sojusz z PO, powtarzał: „Nie wchodzę w to. Nie będę brał za żonę osoby skompromitowanej”. I podtrzymywał przekonanie wyłożone w noworocznym spocie, że to on jest liderem opozycji. To również jeden z większych problemów nowego (wkrótce) przewodniczącego PO.

Grzegorz Dobra Zmiana

Oficjalnie wszystkie głosy oddane drogą listowną zostały zebrane do 20 stycznia; głosowanie elektroniczne zamknięto dwa tygodnie temu. Wyniki zostały ogłoszone 26 stycznia o godz. 14. Potem politycy PO planują wyjazdowe posiedzenie klubu. Możliwość, że Grzegorz Schetyna nie wygra, jest jednak tylko teoretyczna, bo – podobnie jak Jarosław Kaczyński w wewnątrzpartyjnych wyborach w 2013 r. – były szef MSZ nie ma konkurencji. Na początku grudnia z walki o przywództwo zrezygnował były minister sprawiedliwości Borys Budka. Ostatni konkurent, były wicepremier i szef MON Tomasz Siemoniak, wycofał się ostatniego dnia 2015 r. Jego nazwisko widniało jednak na kartach do głosowania i po jego rezygnacji traktowane jest jako głos przeciwko Schetynie. Hipotetycznie przegrana Schetyny była możliwa, ponieważ były marszałek musiał zdobyć ponad 50 proc. wszystkich głosów. Ale w praktyce oznaczałoby to kres Platformy, bo bezkrólewie, jakie zapanowało w partii po wyborczej klęsce, już mocno odbiło się w sondażach i wyniosło Nowoczesną.

Namówienie rywali do rezygnacji jest dowodem skuteczności Schetyny i biegłości w zakulisowych rozgrywkach. Zwłaszcza w przypadku Siemoniaka sprawa nie była prosta, bo zaangażował się w wewnętrzną kampanię i był mocno wspierany przez stronników Ewy Kopacz i Donalda Tuska (m.in. Sławomira Nitrasa, Cezarego Tomczyka, Joannę Muchę). Ale morale tej części działaczy Platformy nadwyrężył w połowie grudnia sam „kierownik”. – Wywiad Tuska dla POLITYKI [51-52/15] każdy z nas odebrał jako désintéressement sytuacją w partii. Jego słowa niesłychanie zabolały Ewę, bo wyczytała z nich, że dopóki on był w Polsce, wszystko było w porządku, nie wróżyło klęski. To tylko spotęgowało w niej to poczucie niedocenienia jej ogromnych starań – opowiada jeden z członków zarządu PO. – Potem doszły jeszcze do nas pogłoski o tym, że Tuskowi jest w zasadzie obojętne, co z PO, niech Schetyna sobie ją bierze. To było demotywujące – dodaje.

Stronnicy Siemoniaka nie spodziewali się tego, bo raptem dwa tygodnie wcześniej, podczas spotkania po pogrzebie szefa śląskich struktur PO Tomasza Tomczykiewicza, Tusk deklarował wsparcie dla byłego ministra obrony, chciał nawet jakoś nieformalnie mu pomóc. Jednak później jakby stracił zainteresowanie. Schetyna zaś ani na krok nie odpuszczał, a na spotkaniach z działaczami w terenie powtarzał, że: „Tuska nie ma, jest w Brukseli, ma inne rzeczy na głowie, jeżeli ktoś na niego będzie czekał, to może się nie doczekać, a przed PO ważne zadania, trzeba się zorganizować tu i teraz. To trochę jak w zespole piłkarskim, kiedy traci się najważniejszego zawodnika, trzeba sobie dawać radę bez niego i wierzyć, że to się uda” – przekonywał w Tarnowie.

Mimo słabnącego morale wielu stronników Siemoniaka miało mu jednak za złe, że się wycofał, a przede wszystkim „nikogo nawet nie poinformował”. Siemoniak temu zaprzecza: – W sylwestra wstałem o 5 rano, przygotowałem esemesy do kilkunastu osób, które mnie wspierały, z informacją o swojej decyzji. Do każdego zwracałem się indywidualnie, w trochę inny sposób, po imieniu. Nie mogłem przecież ściągać ich wszystkich z samego rana, żeby im to zakomunikować.

Przed 10 rano na wspólnej konferencji Siemoniak scedował na Schetynę swoje poparcie i zapowiedział współpracę. Jak udało nam się dowiedzieć, w nowym rozdaniu może dzięki temu liczyć na fotel pierwszego wiceprzewodniczącego partii. Rozmowy jednak nie były ani łatwe, ani krótkie. Schetyna z Siemoniakiem siedli do stołu po południu 30 grudnia. Z licznymi przerwami dyskutowali do późnych godzin. Akurat trwało posiedzenie Sejmu, a właściwie kolejna awantura, bo PiS przepychał m.in. „małą ustawę medialną”. W tych przerwach do Siemoniaka zaglądał Jacek Protasiewicz, który czując, co się święci, próbował go przekonać, aby nie ustępował. – To było jednak podyktowane troską o własną skórę, a mniej o PO – mówi jeden z posłów PO. Nie jest tajemnicą, że Protasiewicz obawia się Schetyny, po tym jak przy wsparciu Donalda Tuska odebrał mu dwa lata temu władzę na Dolnym Śląsku. Styl, w jakim to zrobił, kupczenie głosami i atmosfera skandalu wciąż pozostają w pamięci polityków z Wiejskiej. Dlatego wielu spodziewa się, że Grzegorz „Zniszczę Cię” Schetyna odegra się na Protasiewiczu i innych poplecznikach Tuska, którzy mają z nim na pieńku. Sam Schetyna i jego stronnicy przekonują jednak, że to nie czas na takie rozliczenia, bo teraz najważniejsze to zbudować silny zespół, który da odpór PiS (choć raczej nie ma co liczyć, że Protasiewicz będzie dalej rządził na Dolnym Śląsku). Podobno teraz nowym przydomkiem Schetyny ma być „Przytulę Cię”.

Pancernik

Określeń, które na przestrzeni lat przykleiły się do Schetyny, było wiele. Dla przyjaciół jest po prostu Grześkiem lub Schetem, dla tych, którzy za nim nie przepadają: Nosorożcem, Shrekiem, Grzegorzem No Mercy lub Schetino (od nazwiska kapitana „Costa Concordii”). Bo jak mówi Urszula Augustyn, posłanka PO: – Jego albo się lubi, albo się go boi. Ten strach to główna emocja, która napędza jego przeciwników. Do rangi anegdoty urosły już opowieści o pstrykaniu partyjnych kolegów w uszy, o grobowej ciszy, jaka zapada, kiedy ktoś mu przerywa, czy o kąśliwych uwagach, które nieraz rzuca. Ale osoby znające go bliżej mówią, że jest wesołym i ciepłym człowiekiem, choć jego poczucie humoru nie wszystkim może odpowiadać. Wymaga dozy dystansu i umiejętności wyłapania ironii. – Jego kłopotem jest wizerunek twardego, nieustępliwego politycznego gracza. Ale pod tym pancerzem kryje się wrażliwy facet. Trudno jednak do tego dotrzeć, bo Grzegorz bardzo chroni swoją prywatność. Niektórzy dopiero w kampanii zobaczyli jego żonę i córkę – opowiada posłanka Augustyn.

Bo rodzinę zostawił we Wrocławiu. Tam mieszkają jego żona Kalina i 26-letnia córka Natalia. Mimo że w tzw. wielkiej polityce jest od drugiej połowy lat 90., nie zdecydował się na przeprowadzkę do Warszawy. We Wrocławiu bywa jednak tylko w weekendy, a i to nie zawsze. Ostatnie pół roku prawie nie gościł w domu. Najpierw obowiązki szefa MSZ i posła musiał łączyć z kampanią parlamentarną w Kielcach, do których został zesłany decyzją Kopacz, a potem ruszył w Polskę, aby przekonywać członków partii, że ma pomysł, jak podźwignąć PO po wyborczej klęsce. Często powtarza, że jest „największym patriotą Platformy”. Lubił to podkreślać zwłaszcza wtedy, kiedy wielu myślało, że nie wytrzyma kolejnych upokorzeń fundowanych mu przez Tuska (wyrzucenia z rządu, odebrania szefostwa na Dolnym Śląsku, niedopuszczenia do zasiadania we władzach partii). Ale on zacisnął zęby, jego cierpliwość jest zresztą anegdotyczna. Tak jak i pamięć, którą podobno „ma jak słoń”. Jest zresztą historykiem z wykształcenia.

Wbrew pozorom to nie polityka jest jego największą miłością. – Dom i Śląsk Wrocław – przekonuje. Przez kilka lat był nawet prezesem koszykarskiego Śląska. Sam też w wolnych chwilach gra w kosza, piłkę nożną, lubi biegać i jeździć na nartach. – Kiedy byłem dzieckiem, chciałem być piłkarzem, a potem dziennikarzem sportowym – opowiada. O media udało mu się otrzeć na początku lat 90., kiedy współtworzył Radio Eska na Dolnym Śląsku. – Wcześniej był też lektorem w podziemnym radiu w Poznaniu, bo u nas Służba Bezpieczeństwa nie znała jego głosu – opowiada Rafał Grupiński, który mieszkał w jednym pokoju w akademiku z bratem Grzegorza.

Schetyna przewodniczył NZS na Uniwersytecie Wrocławskim. – To był ten „twardszy” NZS niż „salonik” na uniwerku w Warszawie. Siła Wrocławia polegała na pryncypialności. I Grzegorz pokazał, że potrafi powiedzieć prosto w oczy to, co uważa za stosowne. Na dużym wiecu na uczelni, kiedy przyjechał Wałęsa, Schetyna zarzucił mu zdradę – wspomina Andrzej Halicki. Młody Schetyna miał za złe szefowi Solidarności, że podczas Okrągłego Stołu zignorował kwestię legalizacji NZS.

Wierny ogrodnik

Rodzice Grzegorza pochodzą ze Lwowa. W 1952 r. z nakazem pracy trafili do Opola. Tam w 1963 r. urodził się Grzegorz. – Po maturze poszedłem na studia do Wrocławia i tu już ułożyłem sobie życie – mówi. Zanim zajął się biznesem i polityką, pracował fizycznie. Przyszłą żonę, studentkę polonistyki, poznał w 1983 r. w akademiku; później razem wyjechali na saksy do Kanady zarobić na wspólne życie. Grzegorz był ogrodnikiem, Kalina pracowała w fast foodzie. Pobrali się po powrocie w 1988 r. Dwa lata później urodziła się Natalia. Jest oczkiem w głowie taty. Podobnie jak on pasjonuje się koszykówką i lubi psy. Do niedawna mieli suczkę gryfonika brukselskiego o wdzięcznym imieniu Pirania, z którą Natalia przyjeżdżała w odwiedziny do ojca do Warszawy. Andrzej Halicki, który wraz żoną hoduje dogi niemieckie, śmieje się, że Grzegorz woli te mniejsze rasy, przy jego psach trzyma raczej bezpieczny dystans. – On ma przecież psy wielkie jak konie! – odcina się Schetyna.

Przyjaciel Grzegorza przekonuje, że ten chropowaty wizerunek, który mu ciąży, nie jest prawdziwy. – Jest trochę szorstki, niektórym może się nawet wydawać gburowaty, ale to dlatego, że niektórzy nie zdążą złapać, że to, co powiedział, było dowcipem. To człowiek, który szybko analizuje, diagnozuje. Jest bystry i choć nie jest omnibusem, słucha i uczy się – podkreśla. – Podobnie jak Donald nie lubi przegrywać, w związku z tym gra zawsze do końca. Dlatego nawet jego postawa na boisku jest dość agresywna. Ale w odróżnieniu od „kierownika” on nie jest typem gwiazdora, który koniecznie musi strzelić sam gola do pustej bramki. Woli rozgrywać, ustawiać i mobilizować, kiedy widzi, że w drużynie brak koncentracji. Ale nie musi być ostatnim wykonawcą. Teraz taki sztabowy sposób działania może się przydać.

Na tym zresztą opiera się koncepcja Schetyny: budowa silnego zespołu, w którym każdy odpowiedzialny jest za jakiś odcinek i jest swoistą kontrpropozycją dla politycznej konkurencji. I tak np. odpowiedzią na Ryszarda Petru ma być młody, dobrze wykształcony i wygadany poseł Rafał Trzaskowski, a na pisowskich fighterów – szef klubu Sławomir Neumann. Schetyna dla każdego chce znaleźć jakieś miejsce, bo z autopsji wie, jakie znaczenie mogą mieć urażone ambicje byłych partyjnych liderów. – Ja jestem już do uśpienia – mówi Cezary Grabarczyk, po którego „spółdzielni” niewiele zostało. Ale i dla niego może się znaleźć miejsce w drużynie nowego przewodniczącego. – Jest trochę przetrącony po tym wszystkim, ale rozmawiamy – mówi Schetyna. – Platforma jest w takim stanie, że wymaga naprawdę wielkich wyzwań. Zawsze będą tacy, którzy się będą skarżyć na moje decyzje, ale musimy grać zespołowo, bo czeka nas bardzo długi marsz.

Gospodarz opozycji

Najpewniej niedługo zmieni się też zarząd PO. Problemem może być obiecane Siemoniakowi stanowisko pierwszego wiceprzewodniczącego – obecnie zajmowane przez Ewę Kopacz (jednocześnie p.o. przewodniczącego). Jak się dowiadujemy, pomysłem na zagospodarowanie Kopacz ma być tzw. rada liderów – ciało doradcze skupiające zasłużonych polityków PO. Wśród osób, które miałyby tam trafić, wymieniani są też: Bronisław Komorowski, Jerzy Buzek i Bogdan Borusewicz. – Najpierw oni muszą do tego przystąpić, bo inaczej Ewa na pewno się nie zgodzi. Ona już tak ma. Jest strasznie przekorna, jeśli kogoś nie lubi. Jeżeli Grzegorz przyszedłby do niej i powiedział: kup cinquecento, na bank kupi rolls-royce’a – tłumaczy jeden z członków zarządu PO.

Tyle że problem może być też z Bronisławem Komorowskim, który po wyborczej porażce wciąż szuka dla siebie miejsca, niekoniecznie w Platformie. Chciał być patronem ponadpartyjnego porozumienia opozycji (PO-Nowoczesna-PSL), dlatego w wewnętrznej walce w Platformie wspierał Siemoniaka, miał nawet namawiać Schetynę do rezygnacji, ale nic z tego nie wyszło. – Uważał, że Grzegorz nie dogada się z Petru, w którego mocno wierzył, dopóki ten nie zaczął grać na siebie – mówi nasz rozmówca. – Bronek wciąż próbuje odciąć się od Platformy, bo jest przekonany, że to my mu ciążymy. Tymczasem to za nim ciągnie się wspomnienie tego katastrofalnego referendum, ten skandal z meblami i obrazami… No ale Schet się upiera, żeby go zagospodarować – dodaje inny polityk z władz PO.

Leszek Miller, komentując sytuację Schetyny, mówi: – W polityce, podobnie jak w wędkarstwie, liczy się cierpliwość. Tę Schetyna niewątpliwie posiada. Tyle że rządy PiS to nie będzie czas spokojnego wędkowania, a ostrej politycznej walki. Schetyna i Kaczyński są w pewien sposób do siebie podobni: to politycy starego typu, skupieni na celu, który uświęca środki. Obaj wyglądają sztucznie, kiedy wciska się ich w wizerunkowe kreacje specjalistów od marketingu politycznego.

Schetyna może być ostatnim przewodniczącym PO – twierdzi Miller. Może też być jednak politykiem, który osiągnie więcej niż Donald Tusk, bo poprzednie rządy PiS, z którymi zmagał się obecny szef Rady Europejskiej, to przy tych ledwie przebieżka. Schetyna osiągnął wreszcie to, do czego dążył przez ostatnie lata, ale partię przejmuje w sytuacji najtrudniejszej z możliwych. Drugiej szansy nie będzie.

Polityka 4.2016 (3043) z dnia 19.01.2016; Temat tygodnia; s. 16
Oryginalny tytuł tekstu: "Kapitan Schetyna"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną