W ostatnim wydaniu publicystycznego talk show jego gospodarz pytał swych gości o przyszłość Polski. Dwaj byli prezydenci i dwaj byli premierzy nie widzą jej czarno. To minie – mówił Bronisław Komorowski. Lech Wałęsa zachęcał polityków, by rozmawiali z obywatelami. Marek Belka uspokajał, że kondycja ekonomiczna Polski nie jest zagrożona. Sami musimy obronić prawo i demokrację, przekonywał Włodzimierz Cimoszewicz.
Takim ostrożnie optymistycznym przesłaniem Tomasz Lis pożegnał się z widzami. Bez egzaltacji, bez czarnowidztwa, w dobrym stylu wytrawnego dziennikarza.
Trudno pojąć, czemu TVP nie przedłużyła kontraktu z Lisem. Nie, nie żartuję. W mediach zachodnich, od Francji przez Brytanię po USA, takie programy jak ten Lisa nie schodzą z anteny czasem nawet przez dziesięciolecia.
Zmiana władzy politycznej nie ma na ich funkcjonowanie żadnego wpływu. Rządy się zmieniają, a twórcy tych talk shows mogą robić dalej swoje. Politycy mogą się wściekać, ale nie śmieliby zabiegać o zdjęcie z anteny nielubianych przez siebie programów publicystycznych. Gdyby spróbowali, to polecieliby raczej oni niż dziennikarze.
Jak widać, do zachodnich standardów nasze media tym razem nie dorosły. Ściślej – nie dorośli do nich nowi rządcy tych mediów. Szkoda Lisa.