Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Perełki absurdu (ale nie tylko)

Logik demaskuje brak logiki w wypowiedziach polityków PiS

. . Facebook
Beata Kempa, zapytana przez Monikę Olejnik m.in. o okoliczności katastrofy smoleńskiej, rzekła z całą mocą swego ministerialnego dostojeństwa, że sprawa smoleńska była wymierzona w... Związek Radziecki.

Pani Beata Kempa, szefowa (w randze ministra) Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, posłanka na Sejm RP, błysnęła nie tylko konceptem prawnym (ten polegał na, cytuję z pamięci i zapewne w formie parafrazy, „w mojej ocenie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego było sprzeczne z prawem, więc nie jest publikowane”), ale także rozeznaniem w historii jak najbardziej najnowszej.

Wystąpiła mianowicie w programie „Kropka nad i”. Zaraz na początku wywiązała się ożywiona dyskusja na temat, kto kogo i z jakiego powodu obgadywał za tzw. za granicą. Monika Olejnik przypomniała wypowiedzi eurodeputowanych PiS na temat sfałszowania wyborów samorządowych w Polsce i okoliczności katastrofy smoleńskiej. Pani Kempa, czołowa obrończyni zasady, że brudy trzeba prać we własnych domu, rzekła z całą mocą swego ministerialnego dostojeństwa, że sprawa smoleńska była wymierzona w Związek Radziecki. Prowadząca audycję zauważyła, że Związek Radziecki już nie istnieje. Pani Kempa zignorowała tę informację.

Milczenie pani Kempy może być rozmaicie interpretowane, np. w ten sposób, że Związek Radziecki jeszcze istnieje, a co za tym idzie, skoro enuncjacje eurodeputowanych PiS na temat niecności rządu polskiego w sprawie katastrofy smoleńskiej były wymierzone przeciwko ZSRR, to nie mogły być skierowane pod adresem Polski. Jasne jak słońce i proste jak parasol.

Mam jednak inną interpretację. Pan Grupiński, poseł na Sejm RP z ramienia PO, oświadczył, że słyszał plotkę jakoby pan Macierewicz, minister obrony narodowej, rozważał wysłanie wojska po wiadomy wrak ciągle znajdujący się w Smoleńsku. Jestem przeciwny rozpowszechnianiu plotek w poważnych sprawach politycznych. Może być jednak tak, że nowa (nowa, bo bywały kilka wieków temu) wyprawa smoleńska zostanie przygotowana w tajemnicy i takoż zakończy.

Jak wytłumaczyć przewidywane niepowodzenie? Słowa pani Kempy, ocenione z rzeczywistego punktu widzenia, dostarczają bardzo przekonującego wyjaśnienia, ponieważ skoro Związek Radziecki nie istnieje, to nie można było wyprawić się na jego terytorium. Pozostaje do rozważania tzw. nierzeczywisty (kontrfaktyczny) okres warunkowo: „Gdyby Związek Radziecki istniał, to nowa wyprawa smoleńska zakończyłaby się sukcesem”. Kłopot jednak polega na tym, że zasady ustalania wartości logicznych takowych gdybań są dość złożone.

Można to dodatkowo zilustrować takim oto przykładem. Pan Waszczykowski, minister spraw zagranicznych, powiada, że nie ma mowy o jakimkolwiek ociepleniu stosunków z Rosją. Wszelako od czasu do czasu słychać głosy, że jednak jest mowa, a nawet perspektywa zmiany w rzeczonej temperaturze. Załóżmy, że te przewidywania okażą się trafne. Jak je uzgodnić z przytoczonym stanowiskiem pana Waszczykowskiego?

Będzie mógł np. stwierdzić, że miał na myśli, kierując się opinią pani Kempy, to że nie może być mowy o ociepleniu stosunków ze Związkiem Radzieckim. I takiemu objaśnieniu nic nie można zarzucić, ponieważ, z powodów metafizycznych, a także logicznych, nie można ocieplić stosunków z państwem, które nie istnieje. Nie ma tego, co nie istnieje – powiadają filozofowie. I mają rację.

Gdyby ktoś pokrętnie (bo jakże by inaczej) zauważył, że to wytłumaczenie kwestionuje stanowisko szefowej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a więc nie byle kogo, trzeba by podkreślić, ze retorycznie milczenie pani Kempy po uwadze, że Związku Radzieckiego już nie ma, wcale nie znaczyło, że to państwo jest obecnie lub że pani minister użyła słówka „jest” w sposób bezczasowy. Jak mawiał Lec: „Wszystko zależy do fantazji logików”. No może wyjąwszy paralogików, ale nie kruszmy kopii o detale.

Trwa ożywiona dyskusja na temat, kto jest uchodźcą, a kto imigrantem. Europa dowiedziała się z miarodajnego źródła, że w Polsce jest milion uchodźców z Ukrainy. Zaraz jednak podniosły się głosy, że to nie uchodźcy, ale imigranci, ponieważ pracują, płacą podatki, mają wizy itd. Sprawę podjął pan Ryszard (Richard) Czarnecki, jeden z kilkudziesięciu wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego. Poczuł się w obowiązku bronić oficjalnego stanowiska Polski w sprawie uchodźców z Ukrainy i bystrze wskazał, że np. w Wielkiej Brytanii jest milion polskich uchodźców.

Monika Olejnik, prowadząca program, zauważyła, że to raczej imigranci niż ci, którzy uszli z Polski. Pan Czarnecki zgodził się z tą korektą i przyznał, że to są „imigranci, którzy częściowo na pewno wrócą”. Wypowiedzi pana Czarneckiego bardzo często powodują wesołość wśród tych, którzy je słyszą. Tak było i tym razem, aczkolwiek wygląda na to, że uwadze słuchaczy uszła (uchodźcy uwagi?) istotna konsekwencja stwierdzenia jednego z kilkudziesięciu wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego. Załóżmy, że X jest imigrantem, który na pewno częściowo wróci do Polski. Nie jest jednak jasne, co to znaczy, że wróci częściowo, i to na pewno. Czy to, że np. od pasa w górę będzie znajdować się w Wielkiej Brytanii, a reszta w Polsce (lub odwrotnie)? Czy też to, że X będzie permanentnie kursował pomiędzy Wielką Brytanią a Polską? Pan Richard Czarnecki chciał na pewno powiedzieć, że część emigrantów na pewno wróci do Polski, ale na pewno wyszło jak zwykle.

Swego czasu często czytywałem „Rzeczpospolitą”. Przestałem, gdy takie tuzy niezależnego dziennikarstwa jak panowie Lisicki, Skwieciński, Semka i Magierowski przeniosły się do innych nawet bardziej niezależnych mediów. Pan Magierowski nigdy mnie nie zawiódł. Moje oczekiwanie, że w jego tekście znajdzie się coś niezwykłego, zawsze się spełniło. Nic nie zmieniło się pod tym względem, gdy pan Magierowski został przełożonym biura prasowego w Kancelarii Prezydenta RP. Magierowski został kolejny raz zapytany o to, dlaczego pan Andrzej Duda, prezydent RP, ciągle odmawia przyjęcia ślubowania do trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego wybranych w 8 października 2015 r., tj. przez Sejm VII kadencji. Pan Magierowski wyjaśnił, że przyjęcie ślubowania nie może mieć miejsca, gdyż byłoby to niezgodne z wolą Sejmu (oczywiście VIII kadencji).

To bardzo osobliwe stanowisko. Załóżmy, że Sejm uchwala ustawę, a prezydent zgłasza veto lub kieruje ustawę do TK dla zbadania jej konstytucyjności. Wprawdzie jest to sytuacja całkowicie teoretyczna (nie tylko z powodu znanych sporów o TK) w obecnej rzeczywistości politycznej, ale nie ma żadnego powodu, aby nie rozważać takiego czystego hipotetycznego zdarzenia. Czy pan Magierowski, powiedzmy już jako niezależny dziennikarz, a nie urzędnik w Kancelarii Prezydenta, zobowiązany do lojalności wobec swego pracodawcy, oświadczy wtedy, że prezydenckie veto (lub skierowanie ustawy do TK) jest bezpodstawne, ponieważ sprzeciwia się woli Sejmu.

Mamy też ewidentne powtórki, wcale nie z rozrywki, z dziejów Polski sprzed lat kilkudziesięciu. Pan Ryszard Petru, jeden z liderów obecnej opozycji politycznej w Polsce, został zdemaskowany przez portal „Niezależna”. Okazuje się, na podstawie materiałów z IPN, że jako 12-letni chłopiec przebywał wraz z rodzicami w Instytucie Badań Jądrowych w Dubnej w ZSRR. „Niezależna” wyciągnęła z tego wniosek, że pozostawał pod kuratelą GRU (radziecki wywiad wojskowy). No i teraz wszystko jasne, bo czym skorupka nasiąknie itd.

Jeden z prawicowych blogerów napisał nawet, że teraz wszystko układa się w logiczną całość. Nie chodzi nawet o to, że IPN znalazł i upowszechnił materiały wtedy, gdy na to zasłużyły (tak drzewiej też bywało), ale o sposób, w jaki zostały użyte.

Dokładnie tak samo jak (z tą różnicą, że nie było IPN) w demaskowaniu syjonistów i ich dzieci 1968 r., członków KOR w latach 70. i wielu działaczy „Solidarności” w latach 80. Prawdziwie dobra zmiana. Kilka dni temu odbył się konkurs skoków w Zakopanem. W tym czasie pan Ziemiec, pozytywnie zweryfikowany dziennikarz TVP, prowadził rozmowę (w TVP Info) z panią Kidawą-Błońską, wicemarszałkinią Sejmu. W pewnym momencie przerwał. Na ekranie ukazał się widok pana Dudy, prezydenta RP, który witał się z panem Małyszem. Prawdę mówiąc to bardziej przypomina państwo Kimów (północna cześć Półwyspu Koreańskiego) niż PRL. A więc jeszcze lepsza zmiana.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną