Weźmy szkoły. Nauka ułożona jest wedle „przedmiotów”, a właściwie zbiorów przedmiotów, zwanych rodzajami bądź gatunkami, którym odpowiadają poszczególne „nauki szczegółowe”, jak geografia albo biologia. To wynalazek Arystotelesa i założonej przez niego szkoły, z łacińska zwanej Liceum. Na cześć wielkiego filozofa nazwaliśmy szkoły średnie liceami, choć unikamy wspominania jego imienia, żeby ograniczyć zgubny wpływ arystotelizmu na umysły współczesnych.
Zadbali o to twórcy powszechnego szkolnictwa, będący pozytywistami, ciętymi na wszystko, co „metafizyczne” i „scholastyczne”. A jako że metafizyczne i scholastyczne było dokładnie to, czego nauczano na uniwersytetach w średniowieczu i wczesnej nowożytności, czyli kościelna wersja arystotelizmu, stał się Filozof ofiarą wielkiej wojny nowoczesności z porządkiem feudalnym i teokratycznym. Razem z kąpielą średniowiecznej „ciemnoty i zacofania” chciano wylać i Arystotelesa.
Wylewanie Arystotelesa powiodło się wszak tylko połowicznie. Czy wyobrażacie sobie świat jako wielki zbiór rzeczy, podzielony na podzbiory, takie jak gwiazdy, kamienie, ludzie itd.? No właśnie! To Arystoteles zaszczepił w nas obsesję rzeczy. Wszystko, co istnieje, jest jakąś rzeczą, wyposażoną w pewne cechy, czyli „własności”. „Własności” dlatego, że rzeczy je w sobie „mają”. Każda rzecz jest „rzeczywista”, a to znaczy, że skupia w sobie, jak w jakiejś centrali, pewne własności, będące czymś więcej niż biernymi cechami. Są aktywne – jabłko nie tyle jest czerwone, co się czerwieni, „pała” swoim kolorem.