Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Dobra zmiana… dla rodziny. Jak PiS obsadza urzędy

Tomasz Korzewski / Polityka
Pisowski skok na urzędy i stołki jest niszczący podwójnie. Prócz kwestii wątpliwych kompetencji osób nominowanych ma wymiar ustrojowy.

Tu nie chodzi nawet o modelowe przykłady, w postaci posady doradcy zarządu TVP dla niejakiego Jana Marii Tomaszewskiego, kuzyna samego prezesa Kaczyńskiego. Przecież kuzyn może znać się na telewizji. Wszak w zasadzie wszyscy się na niej w Polsce, podobnie jak na polityce, pogodzie i piłce nożnej, znają.

On nawet w TVP już pracował: trafił tam za prezesury odwiecznego politycznego towarzysza kuzyna Andrzeja Urbańskiego. Zresztą sądząc z curriculum vitae, ów wykształcony artysta plastyk żadnej pracy się nie boi: brał pensje zarówno z Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, jak i z Orlenu.

Rzecz zatem, powtórzmy, nie w kuzynie prezesa. Chodzi o całą falę nominacji po czysto partyjnej linii. Kolejne przykłady tylko z ostatnich dni: oto były rzecznik PiS Marcin Mastalerek dostaje fuchę dyrektora wykonawczego ds. komunikacji korporacyjnej PKN ORLEN. Skompromitowany ponoć ostatecznie wyczynami podczas delegacji do Madrytu (i ponoć surowo ukarany wyrzuceniem z PiS) Mariusz Antoni Kamiński zostaje szefem strategicznego i obracającego sporymi sumami Polskiego Holdingu Obronnego. Kancelaria prawna powiązana, jak twierdzą media, z szefem resortu infrastruktury zarówno towarzysko (przez osobę właściciela), jak i rodzinnie (przez zatrudnionego w niej syna ministra) dostaje z tegoż ministerstwa poważne zlecenie.

Do tego dochodzą setki podobnych nominacji w terenie. Spektakularnie awansują zwłaszcza działacze pisowskiej młodzieżówki i krewni ważnych dla partii postaci. Dowodem mój Kraków. Skąd szlak błyskotliwej, czy raczej błyskawicznej, kariery wiedzie nawet do stolicy! Oto stanowisko szefa Rady Nadzorczej Agencji Mienia Wojskowego objął właśnie 25-letni Paweł Kurtyka, znany głównie jako syn byłego szefa IPN.

Niby nie powinno to dziwić. Przecież PiS nie ukrywało, że gdy dojdzie do władzy, nastąpią radykalne czystki. Ba, niemal ostentacyjnie motywowało tym hasłem zarówno swoich aktywistów, jak i masy zwolenników. Pierwsi liczyli wprost na posady, drugich ujmowały radykalne hasła. Nie przez przypadek kampania wyborcza opierała się na atakach personalnych oraz wizji skorumpowanego i do cna niekompetentnego aparatu państwa.

Oczywiście zaraz pojawi się też argument, że przecież jak świat światem polityczni zwycięzcy obsadzają ważne dla siebie urzędy swoimi ludźmi. I że w III RP czyniły tak zwłaszcza Platforma Obywatelska i PSL, ale też choćby SLD. Otóż, jak świat światem, tak nie jest i być nie musi. A i krajowa symetria jest fałszywa. Otóż nawet jeśli i inne ugrupowania po objęciu władzy sięgały po posady, to nie czyniły tego na taką skalę i z taką ostentacją. Ponadto, co najważniejsze, nie rozwalały w tym celu zasad i struktur państwa.

PiS tymczasem (z prezydentem na czele), chcąc opanować swoimi ludźmi Trybunał Konstytucyjny, nie zawahało się paraliżować jego pracy. Zniszczyło też budowany od początku Wolnej Polski system służby cywilnej, likwidując kardynalną jego regułę, czyli obsadzanie stanowisk urzędniczych w drodze konkursu i na podstawie kryteriów doświadczenia oraz apartyjności. Szykuje się w końcu, jak się zdaje, do wywrócenia samorządów – też m.in. po to, by zdobyć wpływ na kolejne setki czy tysiące stanowisk na poziomie lokalnym. Przecież na dole jest jeszcze wielu wiernych działaczy z tabunem żądnych karier dzieci i szwagrów.

Pisowski skok na urzędy i stołki jest więc niszczący podwójnie. Prócz kwestii wątpliwych komptetencji nominantów (co przecież jest i społecznie demoralizujące, i musi wpłynąć na jakość pracy podległych im instytucji i firm) ma wymiar ustrojowy. Dlatego właśnie rzecz nawet nie w kuzynie prezesa.

Reklama
Reklama