Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Tajemnica? Publiczna!

Po co władzy nasz internet?

Najprawdopodobniej powstanie gigantyczna pula informacji o obywatelach, nad którą nikt nie będzie miał kontroli. Najprawdopodobniej powstanie gigantyczna pula informacji o obywatelach, nad którą nikt nie będzie miał kontroli. John Lund / Getty Images
Nadchodzi totalna inwigilacja. Nowa władza chce o obywatelach wiedzieć niemal wszystko. Ma to być najwyraźniej część tzw. ciągu technologicznego, maszyny do niszczenia wrogów PiS. Czy można się przed tym obronić?
Szef CBA Ernest Bejda (po prawej) oraz jego zastępca Bogdan Sakowicz w drodze na posiedzenie sejmowej komisji ds. służb specjalnych.Adam Chełstowki/Forum Szef CBA Ernest Bejda (po prawej) oraz jego zastępca Bogdan Sakowicz w drodze na posiedzenie sejmowej komisji ds. służb specjalnych.
Zwiększenie możliwości służb, może się przełożyć nie tyle na skazywanie za konkretne przestępstwa, ile na wiedzę władzy o ludziach, która w dowolnym momencie może być wykorzystana za pośrednictwem zaprzyjaźnionych mediów.Pixinooo/PantherMedia Zwiększenie możliwości służb, może się przełożyć nie tyle na skazywanie za konkretne przestępstwa, ile na wiedzę władzy o ludziach, która w dowolnym momencie może być wykorzystana za pośrednictwem zaprzyjaźnionych mediów.

Artykuł w wersji audio

Do tej pory za pewne drzwi służbom zaglądać nie było wolno. Nie wpuszczaliśmy ich do kancelarii adwokackich, za parawan w gabinecie lekarskim, na kolegia redakcyjne, do konfesjonału. Nowe prawo tej ochrony już nie gwarantuje. 15 stycznia 2016 r. Sejm przegłosował nowelizację Ustawy o policji i tym jednym aktem prawnym zmienił również kilkanaście innych: o wywiadzie wojskowym i żandarmerii, o CBA i Straży Granicznej, a nawet przepisy skarbowe czy telekomunikacyjne. Znowelizowany pakiet ustaw może sprawić, że o zachowanie poufności w najintymniejszych sprawach będzie teraz trudno. Z jednej strony wyposaża on służby w skuteczne narzędzia inwigilacji, ale z drugiej pozwala bardzo głęboko penetrować intymne sfery życia obywateli bez formalnego uzasadnienia. Osoba inwigilowana może nigdy się nie dowiedzieć, że była przedmiotem dociekań służb, a to oznacza, że nie będzie mogła sprawdzić, czy odbyło się to zgodnie z przepisami. Ustawa nie przewiduje wyjątków, to znaczy umożliwia zbieranie informacji objętych tajemnicą adwokacką, dziennikarską czy statystyczną. Przecieki o prywatnych „brudach” popłyną zapewne szeroką rzeką. Przyjrzyjmy się temu wszystkiemu w szczegółach.

Co będą mogły służby

Zgodnie z dotychczas obowiązującymi przepisami służby musiały uzyskać zgodę sądu na zwolnienie z tajemnicy adwokackiej. Nowe prawo nie daje ochrony nie tylko adwokatom, ale też radcom prawnym, notariuszom, doradcom podatkowym, dziennikarzom i lekarzom. Ustawa po prostu nie wymienia ani tych zawodów, ani też sytuacji, które do tej pory były chronione przed bezpardonowym zainteresowaniem służb.

Ustawy regulujące działania służb wyrosły z projektu poselskiego, a nie rządowego – nie musiały zatem być konsultowane przez Centrum Legislacyjne Rządu i poddawane konsultacjom społecznym. Zmianom sprzeciwiała się opozycja oraz: Naczelna Rada Adwokacka, Krajowa Rada Radców Prawnych, GIODO, Krajowa Rada Sądownictwa, ministerialna Rada ds. Cyfryzacji, rzecznik praw obywatelskich i organizacje pozarządowe. Amnesty International wyraziła swoje zaniepokojenie faktem, że nowe prawo „narusza prawo do prywatności i wolności”. Helsińska Fundacja Praw Człowieka zauważyła, że ustawa „nieproporcjonalnie wkracza w życie prywatne”.

Prawnicy przekonują, że organy ścigania będą mogły sięgać po informacje, które będą chętnie wykorzystywane do szantażu. – Naprawdę niewiele trzeba, by postawić człowieka w bardzo złym świetle – przypomina dr Wojciech Marchwicki z kancelarii Wardyński i Wspólnicy. I wcale nie chodzi tu o sprawy nielegalne. Wystarczy dowiedzieć się, że ktoś leczy się z choroby alkoholowej, bywa u psychiatry, seksuologa, dermatologa wenerologa. Kłóci się z żoną, ma dziecko pozamałżeńskie.

Po co służbom dostęp do tak prywatnych informacji? Nie do końca nam to powiedziano. – Skutecznej ochrony pozbawiane są wszystkie tajemnice związane nie ze złamaniem prawa, ale z codziennymi, intymnymi sprawami każdego z nas – mówi dr Marchwicki. Zwłaszcza sprawy związane z Kodeksem rodzinnym i opiekuńczym łączą się z ogromnymi emocjami. Sąd, zadając intymne pytania, rozbraja człowieka. Czy on panią zdradzał? Kiedy ostatnio współżyła pani z mężem bez swojej zgody? Podobnie jest ze sprawami spadkowymi. Ujawniają się zadawnione żale i pokłady goryczy. – Po to jest tajemnica, by w sytuacjach, gdy dochodzi do intymnego rozdarcia tej powłoki prywatności, ta ochrona była silniejsza. Nagle cały świat się może o tym dowiedzieć – przekonuje mec. Marchwicki.

Czego nie będą mogły sądy

Nowelizacja znosi tzw. kontrolę uprzednią, jaką do tej pory sądy sprawowały nad służbami: nie trzeba będzie mieć zgody sądu na inwigilację, wystarczy mu notyfikować, że miała ona miejsce. Kontrola uprzednia, owszem, ogranicza skuteczność działania służb, bo uzyskiwanie zgody sądu na działania „w przypadkach niecierpiących zwłoki” powoduje, że służby są zawsze o krok za przestępcami. Prawnicy mówią, że można dyskutować o zwiększeniu prerogatyw służb, ale pod warunkiem ich bardzo ścisłej kontroli. A ustawa w tym kształcie nie pozwala mieć złudzeń, że będzie jakakolwiek realna kontrola, nawet ta tzw. następcza.

Do sądów będą wpływać jedynie zagregowane dane na temat tego, ile razy służby sięgały po takie informacje i na podstawie jakich przepisów. Nie będą powstawać raporty mówiące o tym, dlaczego i w jakim zakresie inwigilowano pana X czy panią Y. Osoba inwigilowana może nie zostać o tym powiadomiona. Sądy w teorii będą mogły zlecić szczegółową kontrolę następczą, ale czy znajdą na to dodatkowy czas i pieniądze?

Zamiast tego otrzymają tabelki z kategoriami danych, których służby szukały, oraz listę przepisów, na podstawie których ich szukano. Czy zechcą dowiadywać się, co się kryje pod setkami tysięcy takich spraw w lakonicznych tabelkach – wedle prawników należy w to wątpić. Mec. Paweł Rybiński, dziekan stołecznej Izby Adwokackiej: – Jako adwokaci nie wiemy, jak ta kontrola ma chronić interesy naszych klientów. Nie są nam znane procedury – ustawa weszła w życie, a wciąż nie wiadomo, co znajdzie się w rozporządzeniu. Nie ma ani aktów wykonawczych, ani etatów dla sędziów, którzy mieliby patrzeć służbom na ręce. Jedyne, co wiemy, to że służby chcą dobrać się do jak największej liczby informacji.

Mec. Grzegorz Majewski, prezes Sądu Dyscyplinarnego stołecznej palestry: – Służby oczywiście będą prosić sąd o zgodę następczą, czyli np. o zgodę na zatwierdzenie podsłuchu, ale nie wiadomo, jak będą motywować taki wniosek. Czy pokażą całe spektrum zebranego materiału operacyjnego, czy tylko dogodny dla siebie wycinek? Z chwilą gdy tak ważna ustawa się pojawia, powinny być od razu przedstawione akty wykonawcze, projekty aktów wykonawczych. Powinien być czas, by obywatele mogli się dowiedzieć, jak daleko służby chcą ingerować w ich życie osobiste. To prawo nam odebrano.

Czego nie będą mogli adwokaci

Pewien stołeczny adwokat został decyzją sądu zwolniony z tajemnicy adwokackiej. Zgodnie z procedurą stawił się w prokuraturze, wylegitymował, podał dane do protokołu. Następnie podczas przesłuchania nie odezwał się choćby słowem. Ta historia miała miejsce za poprzedniej kadencji ministra Zbigniewa Ziobry. Po przesłuchaniu prokurator postawił adwokatowi, pełnomocnikowi pokrzywdzonego, zarzut zatajania prawdy, ale postępowanie umorzono. Sądy jednoznacznie wypowiadają się, że milczenie nie jest tajeniem prawdy i nikogo do samooskarżenia zmusić nie wolno. Tę historię o milczącym adwokacie prawnicy przytaczają sobie nie tyle jako anegdotę, ale wskazówkę. Patroni powtarzają swoim aplikantom: nawet jeśli sędzia żąda, byście obciążyli klienta, pamiętajcie, że przyrzekaliście zachować tajemnicę.

Osoba szukająca ochrony prawnej może skorzystać z tzw. tajemnicy obrończej – gdy wchodziła w grę sprawa karna o wykroczenie, przestępstwo lub sprawa dyscyplinarna. Lub też tajemnicy adwokackiej – działającej np. w sprawach rozwodowych, spadkowych, cywilnych, czyli tam, gdzie strony mogą się same ułożyć. Gwarantowała, że wszystkie sprawy klienta pozostaną między nim a jego adwokatem. Oczywiście – co do zasady. Mógł to zmienić, w absolutnie wyjątkowych sytuacjach tylko sąd.

O tym, że tajemnica obrończa jest bezwzględnie niewzruszalna, mówi wciąż art. 178 Kodeksu postępowania karnego. To znaczy, że nikt nie może z niej zwolnić adwokata, nawet klient. Jej naruszenie (np. poprzez złożenie zeznań lub ujawnienie osobom trzecim, jak choćby policji) obarcza adwokata odpowiedzialnością na kilku polach: karnym, cywilnym i dyscyplinarnym. Jednak już dwa lata temu Naczelna Rada Adwokacka dyplomatycznie wyrażała swe „daleko idące zaniepokojenie coraz częstszymi przypadkami naruszania bezwzględnej zasady ochrony tajemnicy obrończej”. Takie sygnały płynęły z wielu okręgowych izb – wzywano obrońców do składania zeznań w charakterze świadka w sprawach, w których bronili. – W ciągu ostatnich trzech miesięcy było osiem takich przypadków – mówi adw. Paweł Rybiński. – Niepokoi fakt, że sądy sięgają po ten instrument w sprawach niezwykle błahych.

Na początku lutego samorząd stołecznych prawników powołał specjalną Komisję Etyki i Ochrony Tajemnicy Adwokackiej. – Bo choć pojęcie tajemnicy adwokackiej mieści się w szeroko pojętej etyce zawodu, podkreśliliśmy ten aspekt właśnie ze względu na widoczne zakusy do jej ograniczenia – stwierdza dziekan Rybiński. Paradoksalnie osoba oskarżona o używanie lewych odważników na bazarze może korzystać z tajemnicy obrończej. Ale osoby ufające adwokatom (i radcom prawnym) w kwestiach majątkowych, cywilnych, rozwodowych itd. już tej bezwarunkowej ochrony będą pozbawione. Poza tym nawet jeśli dziś adwokat dochowa „należytej staranności” i nie puści pary z ust, to klient już nie ma gwarancji, że przekazanych prawnikowi informacji nie wykorzystają służby bez zgody, a nawet wiedzy adwokata. – Użyteczność pomocy prawnika będzie dużo mniejsza, jeśli zajdzie ryzyko, że przekazane mu poufne informacje mogą być dostępne także dla innych stron postępowania, dla policji, a także dla mediów – przekonuje dr Wojciech Marchwicki.

Co może dać służbom internet

Już wcześniej służby mogły w ramach kontroli operacyjnej zbierać informacje na temat obywateli, śledząc ich poczynania w internecie. Tyle że teraz nie będzie wymagana zgoda sądu. Służby będą korzystać z tzw. bezpiecznego łącza i pobierać te dane bezpośrednio od firm internetowych. Do tej pory udzielaniem odpowiedzi na ich zapytania zajmowały się specjalnie zatrudnione tam osoby. Np. portal Onet.pl rocznie odpowiadał na kilka tysięcy takich zapytań. Teraz służby same będą pobierać dane, bez zgody, a nawet wiedzy firm. Wcześniej musiały się po nie zwracać każdorazowo i pisemnie na „potrzeby prowadzonych postępowań”. Teraz uzasadnieniem będzie „zwalczanie i wykrywanie przestępstw” oraz „ratowanie życia i zdrowia ludzkiego”.

To bardzo szerokie kryteria – analizowanie ruchu w serwisach peer-to-peer (wymiany plików) można będzie zakwalifikować jako prewencję. Jakiego typu informacje będą teraz dostępne dla służb? To dane internetowe (poza treścią rozmów i maili), czyli np. nazwisko i imiona usługobiorcy internetowego, PESEL, numer dowodu osobistego, adresy, dane służące do weryfikacji podpisu elektronicznego; adresy elektroniczne usługobiorcy, jego aliasy. Także historia wyszukiwarki – jakie strony odwiedza i jak długo, czego w internecie szuka, z kim rozmawia. Jakie zdjęcia ogląda. Internauci, tak ostro protestujący kilka lat temu w sprawie ACTA, teraz chyba nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co się wydarzyło.

Dzięki dostępowi do tych danych można skonstruować bardzo szczegółowy profil każdego z nas – czego szukamy, czym się martwimy, czym się interesujemy – mówi Wojciech Klicki, prawnik z Fundacji Panoptykon walczącej o ograniczenie ingerencji władz w życie prywatne obywateli. Niemal każdy regularnie płaci kartą za zakupy w hipermarkecie, raz na tydzień niedzielne kino z żoną. Ale nagle na wyciągu bankowym pojawiają się rachunki za hotele, drogą biżuterię, kolacje w dobrych restauracjach. Może z klinik medycyny estetycznej, może potem także z położniczych. Nasze mikroślady pozwalają wiele opowiedzieć o prywatnym życiu.

Czy zbędne informacje będą niszczone

Ustawa pozwala na zachowanie danych określonych jako „istotne dla bezpieczeństwa państwa” oraz „istotne dla obronności”, nie przewiduje natomiast niszczenia danych bez znaczenia dla prowadzonego postępowania. Ernest Bejda, p.o. szefa CBA, mówi, że gwarantuje istnienie bezpiecznych procedur, a i tak ewentualne wątpliwości zweryfikuje on. – Może jego to uspokaja, ale adwokatów i ich klientów już nie bardzo – mówi mec. Wojciech Marchwicki.

Informacje zdobyte z naruszeniem prawa (poprzez nielegalny podsłuch, wymuszenie zeznań, włamanie w celu uzyskania dowodów) to w języku prawniczym owoce zatrutego drzewa. Nawet jeżeli dowód jest użyteczny, nie można go wykorzystać. Służby mają obowiązek zniszczyć takie dowody. Ale pojawia się szerokie pole do nadużyć. Bo jeśli nawet zniszczą informacje objęte tajemnicą, oficer śledczy już ich nie zapomni. Najprawdopodobniej sięgnie po legalne źródła, dzięki którym uzyska te same informacje, np. po nakaz przeszukania.

W sytuacji gdy zgromadzone materiały będą zawierały tajemnicę obrończą czy tajemnicę spowiedzi, ich niezwłoczne, komisyjne i protokolarne zniszczenie powinien zarządzić komendant główny policji, komendant CBŚP albo komendant wojewódzki policji. Czyli – podkreślmy – zniszczenia ma dokonać na własną rękę dysponent tych materiałów. Ale sąd nie weryfikuje, czy do tego zniszczenia faktycznie dochodzi.

Gdy materiały będą zawierać inne tajemnice (mediatora, dziennikarską), prokurator, niezwłocznie po ich otrzymaniu, ma obowiązek skierować je do sądu z wnioskiem o stwierdzenie, które z przekazanych materiałów zawierają tego rodzaju informacje. Sąd, po złożeniu wniosku przez prokuratora, powinien zarządzić niezwłoczne zniszczenie materiałów, których wykorzystanie w postępowaniu karnym jest niedopuszczalne. Odbywać się to ma komisyjnie. Komisja może być stała lub doraźna, a zniszczenie następować albo poprzez fizyczne zniszczenie dokumentu, usunięcie zapisu informacji w sposób uniemożliwiający jej odtworzenie, albo – gdy nie jest to możliwe – poprzez fizyczne zniszczenie samego nośnika. Ale „odzobaczyć” się tych dokumentów już nie da. Mec. Grzegorz Majewski nie ma złudzeń: – Największy problem jest taki, że gdy pojawi się materiał objęty zakazem dowodowym, zostanie on jednak zweryfikowany, czy rzeczywiście taką tajemnicę zawiera. To oznacza, że wiele osób się z nim zapozna jeszcze bez zgody sądu. I nawet jeśli finalnie uznają, że informacje te chroni klauzula tajemnicy, to już sama ich weryfikacja tę tajemnicę narusza. Kolejna osoba zaczyna wiedzieć – zatem tajemnica przestaje być tajemnicą.

Najprawdopodobniej powstanie gigantyczna pula informacji o obywatelach, nad którą nikt nie będzie miał kontroli. Na tzw. przecieki połakomią się żądne sensacji i rozmaitych brudów media. Z jednej strony dziennikarze powinni chronić swoje źródła, z drugiej jednak nie tylko brukowce często nadużywają tej ochrony, rozpowszechniając zwykłe plotki i pomówienia. Czy przewidziano sposób, by zapobiec publicznemu ujawnianiu rozmaitych intymności? Nie. Jak mówi mec. Majewski, nie wiadomo, kto teraz będzie ponosił odpowiedzialność za powstałe w ten sposób materiały. Informacje dostępne służbom już wcześniej przeciekały do mediów – teraz tylko skala będzie większa. Można spodziewać się, że takich zdjęć, jak te przedstawiające senatora Piesiewicza w halce, będzie więcej. Służby będą mogły tymi intymnościami żonglować – co ważne, nie muszą to być wykroczenia czy przestępstwa. Wystarczy, że naruszą obyczajowość czy czyjeś subiektywne poczucie dobrego smaku – otwiera się nam szerokie pole do kompromitujących przecieków, ośmieszających informacji i szantażu. Ustawa otwiera tamę, ale nie tworzy zbiornika retencyjnego.

Co będą mogli politycy

Środowiska protestujące przeciw nowym rozwiązaniom zwracają uwagę, że teraz kontrola nad służbami będzie skrajnie upolityczniona. – Problemów z nadmiernymi uprawnieniami służb nie stworzył nagle obecny rząd, one istniały już wcześniej. Mamy źle skonstruowane prawo, które godzi w interesy demokratycznego społeczeństwa – mówi Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon. Już w 2014 r. Trybunał Konstytucyjny zauważył, że uprawnienia służb nie podlegają należytej kontroli, i nakazał zmianę przepisów. – Teraz podtrzymano fatalne rozwiązania, bo jesteśmy jednym z niewielu europejskich państw, w którym dostęp do danych odbywa się bez kontroli niezależnych instytucji zewnętrznych.

Nowelizacja ustawy, przygotowana przez PiS, jedynie pozornie realizuje wyrok TK – bo choć uchyla poprzednią wersję ustawy, to wprowadza nowe rozwiązania, do których TK się nie odnosił. Jak jednak podkreśla TK w wydanym niedawno oświadczeniu, „Trybunał Konstytucyjny wskazał, że w wypadku pozyskiwania danych telekomunikacyjnych osób zobowiązanych prawnie do zachowania tajemnicy zawodowej zgoda niezależnego organu musi być udzielona przed ich pobraniem, a nie po udostępnieniu służbom policyjnym i ochrony państwa takich danych”. A to oznacza, że zgoda na inwigilację adwokatów i dziennikarzy musi być uprzednia, nie następcza. A sądy nie są zbyt rychliwe do zwalniania ani jednych, ani drugich z ciążącego na nich obowiązku zachowania tajemnicy. Tymczasem ustawa przeforsowana przez PiS oznacza tzw. działanie a contrario – wbrew stanowisku TK.

Zwiększenie możliwości służb, jak pokazuje dotychczasowa praktyka, może się przełożyć nie tyle na skazywanie za konkretne przestępstwa, ile na wiedzę władzy o ludziach, która w dowolnym momencie może być wykorzystana za pośrednictwem zaprzyjaźnionych mediów. „Hakologia” dostała kolejne narzędzie.

Polityka 8.2016 (3047) z dnia 16.02.2016; Temat z okładki; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Tajemnica? Publiczna!"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną