Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Test Wałęsy

Nigdy tyle nie mówiono o wielkości Wałęsy, co przy okazji ujawnienia teczek z szafy Kiszczaka

Facebook
Pewnie tylko ci, którzy wierzą w zamach smoleński, i młodzi, którzy niewiele pamiętają, mogą, wbrew wszelkim faktom i świadectwom, przyjąć opowieść o III RP jako spisku ubeków z agentami.

Komentarz pochodzi z najnowszego numeru POLITYKI, do kupienia od wtorku w wersji cyfrowej.

Nie używam alternatywnego określenia „teczki Kiszczaka”, bo do dziś nie wiemy, co jeszcze pracownicy IPN wynieśli w pudłach z domu generała. Słyszeliśmy, że było tam kilkadziesiąt kilogramów akt, zapewne o szczególnym znaczeniu. Fakt, że IPN w dużym pośpiechu, nie czekając na fachowe ekspertyzy, ujawnił dwie teczki Bolka, niepotrzebnie sprawia wrażenie jakiegoś chachmęcenia. Czy doczekamy się równie sprawnego ujawnienia wszystkich pozostałych znalezisk?

Tymczasem cała Polska ekscytuje się (i jest ekscytowana) kwitami Wałęsy. Bez względu na to, kto i jakie opinie ma o Lechu Wałęsie, jest czymś okropnym patrzeć na szamoczącego się, zaszczutego i osamotnionego człowieka, pamiętając, że to jedna z najważniejszych postaci całej polskiej historii. Czy naprawdę nie ma przy nim nikogo, jakiejś choćby nielicznej grupy wsparcia, jakichś doradców?

Fakt, Wałęsa ma dość paskudny charakter, rozmaitych ludzi do siebie pozrażał, politycznie i środowiskowo został sam jak palec, więc teraz szarpie się z upokorzeniem, gdzieś ze świata wystukując coraz bardziej chaotyczne wyjaśnienia. To przykre, ale w sumie uważam, że dobrze się stało, także dla Wałęsy. Nieoczekiwanie zaczął się montować spontaniczny front obrony Lecha, stanęły do apelu niemal wszystkie najważniejsze autorytety dawnej solidarnościowej opozycji, z wyjątkiem nielicznej grupki jego od dawna zaprzysięgłych wrogów. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek tyle mówiono o wielkości Wałęsy, co przy okazji ujawnienia teczek zawierających (?) „kompromitujące dowody jego współpracy z SB”.

Nie mam intuicji, jaka emocja przeważy w tzw. publicznym odbiorze – potępienie i dzika satysfakcja, prezentowana dziś przez niektórych polityków PiS (prezydent Duda, premier Szydło i jej ministrowie) oraz propisowskie środowiska, czy raczej odruch obrony naszej własnej pamięci o Lechu, niechby nawet w wersji o Polaczku-cwaniaczku, który wykiwał komunę, dostał Nobla i prezydenturę. Mam wrażenie, a może to tylko życzenie, że PiS przejedzie się na poniewieraniu Wałęsy i orwellowskim przerabianiu historii. Pewnie tylko ci, którzy wierzą w zamach smoleński, i młodzi, którzy niewiele pamiętają, mogą, wbrew wszelkim faktom i świadectwom, przyjąć opowieść o III RP jako spisku ubeków z agentami.

Ta kanoniczna dla PiS narracja, uzasadniająca dzisiejszą rewolucję, właśnie została poddana nieoczekiwanej próbie. Sądzę, że każdy z nas, jeśli nie publicznie, to przed samym sobą powinien wypowiedzieć się w sprawie Wałęsy. Czy, nawet jeśli te wszystkie Kiszczakowe kwity są prawdziwe, jest skłonny zrozumieć, wybaczyć, uznać, że Wałęsa odpokutował i z nawiązką zadośćuczynił? Czy raczej trzeba Bolka-Wałęsę obłożyć infamią, zrewidować jego pozycję w historii, być może raz na zawsze wymazać z katalogu polskich bohaterów? Ten „test Wałęsy” wydaje mi się ważny dla określenia naszego stosunku do historii, własnego doświadczenia i wobec innych ludzi.

Nasłuchałem się ostatnio i naczytałem głosów „sprawiedliwych wśród narodu”, którzy Wałęsie nie odpuszczą. Zwłaszcza polscy polityczni chrześcijanie prześcigają się, kto pierwszy rzuci kamieniem. Najłagodniejsi mówią – niech się przyzna, niech się ukorzy i prosi (nas) o wybaczenie. Kościół katolicki, którego Wałęsa jest wiernym synem i przez najtrudniejsze lata obnosił się z Matką Boską w klapie, też nie śpieszy mu z pomocą, otuchą, publicznym „jako i my odpuszczamy”. Nie – mamy ten sam pełen pychy moralny rygoryzm wobec innych, pisowskie poczucie wyższości, bezkompromisowości. Kościół też powinien pilnie zrobić sobie test Wałęsy.

Niestety, nie mam złudzeń co do PiS, chyba że w teczkach Kiszczaka znalazłyby się jakieś kwity niewygodne dla rządzącej formacji. Tylko wtedy mogłoby się okazać, że ubeckie papiery bywały fałszowane, że nie są wyrocznią, że ludzie mają prawo do błędu. Jeśli nie – będziemy celebrować publicznie jedną z najsilniejszych cech tej formacji: mściwość.

Nawet po 30 latach Jarosław Kaczyński (a więc i jego dwór) nie daruje dawnemu wrogowi; żadne wspomnienia wspólnej walki nie będą okolicznością łagodzącą; nie będzie względu dla bólu i wstydu starego człowieka, który musi się tłumaczyć z niedoświadczenia, strachu czy naiwności w jakichś odległych czasach. Nieistotny jest wizerunek i zagraniczny prestiż Polski, dumna legenda walki o wolność, nie – trzeba się zemścić. To nienaturalne, chore zaleganie złych emocji przytłacza dziś polską politykę większym ciężarem niż wszystkie ubeckie teczki.

Więcej o sprawie Lecha Wałęsy w najnowszym wydaniu POLITYKI, w tekście Adama Szostkiewicza „Nasz Lechu, wasz Bolek” oraz w rozmowach Jacka Żakowskiego z prof. Karolem Modzelewskim i Joanny Podgórskiej z Andrzejem Celińskim.

Polityka 9.2016 (3048) z dnia 23.02.2016; Komentarze; s. 5
Oryginalny tytuł tekstu: "Test Wałęsy"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną