Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Rycerz jednej prawdy

Spór o Sławomira Cenckiewicza

Sławomir Cenckiewicz jest autorem niebywale płodnym. Jak sam podaje na swoim blogu, napisał ponad 200 publikacji naukowych, popularnonaukowych i źródłowych. Sławomir Cenckiewicz jest autorem niebywale płodnym. Jak sam podaje na swoim blogu, napisał ponad 200 publikacji naukowych, popularnonaukowych i źródłowych. Krzysztof Żuczkowski / Forum
Sławomir Cenckiewicz wyrósł na kandydata numer jeden w wyścigu o fotel prezesa IPN. Na razie nie czuje się jednak pewniakiem, bo – jak sam uważa – trwa nagonka wrogów. Czyli dawnych przyjaciół.
Sławomir Cenckiewicz nad dokumentami z teczki TW BolkaTomasz Adamowicz/Forum Sławomir Cenckiewicz nad dokumentami z teczki TW Bolka

Artykuł w wersji audio

Praca naukowa „Życie i twórczość Sławomira Cenckiewicza” jeszcze nie powstała, ale to tylko kwestia czasu, bo życie prowadzi intensywne, a jego oryginalna twórczość wzbogaca polską naukę od czasu, kiedy w 1997 r. zdobył tytuł magistra Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Za pracę magisterską „Geneza opozycji lewicowo-liberalnej w PRL (1956–1968)” dostał wyróżnienie rektora UG. Potem już nagroda goni nagrodę. Jego książki zostają pracami historycznymi roku, jego prace zdobywają laury w konkursach literackich i historycznych. Docenia go Polonia amerykańska. W 2007 r. prezydent Lech Kaczyński odznacza go Srebrnym Krzyżem Zasługi. Cenckiewicz ma wtedy 36 lat i robi błyskawiczną karierę. – Piekielnie pracowity – ocenia historyk młodego pokolenia. Historyk starszego pokolenia: – Ktoś powiedział o Sławku, że jest jak archeolog, który maźnie po ziemi pędzelkiem i już ma znalezisko. To nie był komplement. Te jego prace naukowe za łatwo jakoś powstają.

Fakt faktem, że Cenckiewicz strzela swoimi dziełami jak seriami z karabinu maszynowego. Bez wątpienia jest autorem niebywale płodnym. Jak sam podaje na swoim blogu, napisał ponad 200 publikacji naukowych, popularnonaukowych i źródłowych. Wydał bodajże 20 książek, w tym 12 autorskich (dwie ze współautorami). I to nie byle jakie książki. Każda dużej wagi, dosłownie, bo średnia objętość tych pozycji to prawie 800 stron. Biografię polityczną „Lech Kaczyński” on i troje współautorów zmieścili na 1024 stronach, to na razie rekord. Tym bardziej godny podkreślenia, że biografia kończy się na 2005 r. Podobno pracuje nad jej drugą częścią, czyli o okresie prezydentury, ale ku niezadowoleniu Jarosława Kaczyńskiego dzieło jeszcze nie powstało. W kuluarach mówi się, że właśnie to opóźnienie może być jedynym powodem, dla którego dr hab. Sławomir Cenckiewicz nie zostanie nowym prezesem IPN. Kadencja dotychczasowego dr. Łukasza Kamińskiego upływa w czerwcu.

Cenckiewicz nie krył się z zamiarem wystartowania w konkursie na stołek szefa Instytutu Pamięci Narodowej. O IPN powiedział niedawno, że to „strachliwe leniuszki”. Krytykował obecnego szefa Łukasza Kamińskiego; na pracy prokuratorów IPN nie zostawiał suchej nitki, a szczególnie zawziął się na niektórych kolegów historyków. Prof. Andrzeja Friszke nazwał „papieżem” dziejów oficjalnych (co nie jest komplementem) i zaliczył go wraz z dr. Grzegorzem Majchrzakiem do „lakierników historii”. Z Majchrzakiem jeszcze kilka lat temu blisko współpracował, teraz wypomina mu, że „z uporem maniaka pisze w kółko o fałszowaniu akt »Bolka«”.

To właśnie stosunek do tzw. sprawy Lecha Wałęsy najczęściej powoduje, że Cenckiewicz zaczyna atakować osoby, z którymi do tej pory więcej go łączyło, niż dzieliło. Bywa brutalny w traktowaniu innych. Ktoś mówi o nim, że to przedstawiciel pokolenia pryszczatych IV RP. – Zaczęło się od dyskusji o Lechu Wałęsie – przywołuje początki swojego sporu z Cenckiewiczem prof. Friszke. – A teraz nie podaje mi ręki, przy każdej okazji lży i obraża. Nie chcę o nim mówić, to osoba całkowicie mi odległa.

Wałęsa to od lat główny cel badań historyka Cenckiewicza, ale i obsesja publicysty Cenckiewicza. Roman Daszczyński, dziennikarz z Gdańska, mówi, że w latach 80. Sławek Cenckiewicz, jako nastolatek mieszkający na Zaspie, niedaleko Wałęsy, chodził pod dom sławnego sąsiada, aby oddawać mu cześć. Po kilku latach wszystko się zmieniło. Wałęsa stał się dla niego synonimem szwindlu, za jaki uznał porozumienie Okrągłego Stołu. Wkrótce bohatera dziecięcego mitu Lecha Wałęsę zastąpił mu nowy bohater – Antoni Macierewicz. Podczas pierwszej IV RP doradzał Macierewiczowi jako likwidatorowi WSI, a przez kilka miesięcy nawet kierował komisją likwidacyjną. Teraz Macierewicz jako szef MON dał młodszemu koledze posadę dyrektora Centralnego Archiwum Wojskowego, na razie jako p.o.

Działał w Bractwie Piusa X, zrzeszającym tzw. lefebrystów, zarówno kapłanów, jak i osoby świeckie. Stowarzyszenie sprzeciwiało się m.in. ustaleniom Soboru Watykańskiego II i wszędzie tropiło spiski masońsko-komunistyczne. Sam Cenckiewicz też tropił, może nie masonów, ale współpracowników SB w gronie swoich znajomych. Był bezkompromisowy. Swojemu przyjacielowi Jerzemu Prusowi, byłemu działaczowi Solidarności, który w latach 80. wyemigrował do USA, zarzucił, że był tajnym współpracownikiem SB. Przyjaźnił się z Joanną Kranz, mieszkającą w USA emigrantką z Polski, która pomagała mu, kiedy w Stanach zbierał materiały do publikacji o Polonii, po czym zarzucił jej, że współpracowała z polskim wywiadem w czasach PRL. Znalazł w IPN rachunki za kolacje w restauracjach, na które polscy dyplomaci, a w gruncie rzeczy rezydenci wywiadu, ją zapraszali. To wystarczyło, aby Joanna Kranz została publicznie zlinczowana.

Zlustrował też własnego dziadka Mieczysława Cenckiewicza, pracownika bezpieki w czasach stalinowskich. Nazwał go zbrodniarzem. Odkrycie tej rodzinnej hańby nie przeszkodziło mu zarzucać innym, że mają niewłaściwe pochodzenie. Danucie Wałęsowej wyciągnął jakieś sprawki ojca i braci. Doszedł do wniosku, że to oni ukształtowali żonę Wałęsy.

Nową ustawę o IPN, która już czeka na swoją szybką ścieżkę, pisał poseł Arkadiusz Mularczyk, ale mówi się, że z Cenckiewiczem. Projekt jest kontrowersyjny. Nowy prezes, zgłoszony przez minimum 115 posłów i wybrany zwykłą większością przez Sejm, dostanie większe kompetencje i nie będzie potrzebował corocznego absolutorium Rady IPN, bo tej Rady już nie będzie. Zastąpi ją Kolegium IPN składające się z 9 osób wskazanych przez Sejm, Senat i prezydenta, a nie jak dotychczas przez m.in. instytuty naukowe. W projekcie nie sformułowano żadnych wymagań wobec kandydatów. Do Kolegium trafią wyłącznie osoby wskazane przez PiS, bez tytułów naukowych, ba, nawet bez jakiegokolwiek wykształcenia, bo nie będzie wymagane.

Antoni Dudek, przewodniczący Rady IPN, której kadencja wraz ze zmianą ustawy wygaśnie, jest zwolennikiem wyłaniania prezesów IPN na drodze konkursowej. Nie podoba mu się wiele zapisów nowej ustawy. – Nie rozumiem rozszerzenia okresu objętego badaniami przez IPN, jaki przewiduje nowa ustawa – mówi. Według projektu Mularczyka nowa wersja IPN będzie się zajmowała ofiarami represji totalitarnych nie od 1944 r., jak dotychczas, ale od 8 listopada 1917 r., czyli od wybuchu rewolucji bolszewickiej. – A dlaczego nie od powstania styczniowego? – pyta prof. Dudek.

Media już ogłosiły, że walka o fotel prezesa rozegra się między Cenckiewiczem a dr. Krzysztofem Szwagrzykiem, który kierował poszukiwaniami szczątków żołnierzy wyklętych na tzw. Łączce, ale lista kandydatów jeszcze nie jest zamknięta. Raczej na pewno w szranki stanie dotychczasowy prezes Łukasz Kamiński, ale nawet odkrycie znalezisk w szafie Kiszczaka nie poprawi jego złych notowań w PiS, bo postrzegany jest jako człowiek PO.

Jeżeli nowa ustawa zostałaby uchwalona szybko, to konkurs okaże się bezprzedmiotowy. Ale kształt ustawy wcale nie jest pewny, bo ostatnio Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” wspomniał, że on jednak będzie optował za przeprowadzeniem konkursu na szefa IPN. Poseł Ryszard Terlecki zapowiedział z kolei, że prezesa być może wybierze Kolegium IPN. W ramach konkursu, czy nie, o tym już nie wspomniał.

Niektórzy spodziewali się, że do konkursu przystąpi dr Piotr Gontarczyk, współautor pracy „SB a Lech Wałęsa”, napisanej razem z Cenckiewiczem. Gontarczyk jednak uznał skromnie, że ma za mały dorobek naukowy i brakuje mu doświadczeń niezbędnych w kierowaniu wielką instytucją. Trudno nie zauważyć, że mówiąc o sobie, dr Gontarczyk charakteryzuje przy okazji Sławomira Cenckiewicza, bo są w podobnym wieku i na podobnym etapie naukowej kariery.

Gontarczyk i Cenckiewicz to nie Cyryl i Metody, mówił szef Biura Lustracyjnego IPN Jacek Wygoda, kiedy w 2008 r. Cenckiewicz w dziwnych okolicznościach odchodził z IPN. Spekulowano, że razem z nim odejdzie Piotr Gontarczyk, bo uważano ich za nierozłącznych. Pomyłka polegała na tym, że właśnie wtedy rozeszły się drogi obu historyków. Przyjaźń przerodziła się najpierw w niechęć, a później w jawną wrogość. Poszło o książkę „Sprawa Lecha Wałęsy”, będącą niejako uzupełnieniem wydanej w tym samym 2008 r. pracy „SB a Lech Wałęsa”, napisanej przez Gontarczyka i Cenckiewicza. Nad „małym Bolkiem” – jak roboczo nazwano „Sprawę Lecha Wałęsy” – pracowali w tandemie. Właśnie przewalała się burza po ich pierwszej książce o współpracy Wałęsy z SB i Janusz Kurtyka, ówczesny prezes IPN, poprosił, aby trochę zwolnili tempo, do czasu uchwalenia przez Sejm budżetu. Obawiał się zmniejszenia środków przyznawanych IPN w ramach retorsji za „dużego Bolka”. – Sławek zachował się nielojalnie wobec mnie, IPN i prezesa – mówi Gontarczyk. – Nie zgodził się opóźnić pracy nad książką. Dlatego oddałem mu swoje materiały i wycofałem się ze wspólnej pracy.

Potem już wszystko ich dzieliło. Doszło do tego, że Gontarczyk bronił Wałęsy, krytykując skandalizującą biografię legendy Solidarności pióra Pawła Zyzaka, a Cenckiewicz popierał Zyzaka. Gontarczyk bronił prof. Witolda Kieżuna, atakowanego przez Cenckiewicza za współpracę z bezpieką. Gontarczyk polemizował z pracami Piotra Zychowicza, dowodzącego szkodliwości decyzji o wybuchu powstania warszawskiego, a Cenckiewicz wspierał swojego kolegę z redakcji „Do Rzeczy”. Ostatnio Gontarczyk w artykule Piotra Zaremby w tygodniku „wSieci” oświadczył, że pod rządami Cenckiewicza, który w sporach z historykami zamiast argumentami posługuje się inwektywami, IPN groziłaby naukowa izolacja.

Okazało się, że w prawicowych mediach toczy się ostry spór o Cenckiewicza. Tygodnik „wSieci” atakuje go m.in. za rzekome popieranie tezy, że Polska w 1939 r. powinna zawrzeć pakt z Hitlerem. Murem za swoim publicystą stoi środowisko „Do Rzeczy”, zarzucając polemistom z konkurencyjnego tygodnika manipulowanie faktami i prowadzenie nagonki na Cenckiewicza. Sprawa jest ciekawa, bo po wyborze nowego prezesa IPN okaże się, która z prawicowych grup ma lepsze przełożenie na swoich polityków. Toczy się dość bezpardonowa walka o prestiż.

Sławomir Cenckiewicz to niewątpliwie zdolny historyk, ale na razie o zbyt radykalnych poglądach, aby wybić się na miano bezstronnego badacza dziejów. Ktoś nazwał go rycerzem jednej prawdy. Nie zgodził się na rozmowę ze mną. Napisał esemes: „Panie redaktorze, nie komentuję spraw związanych z IPN i nagonką. Przy innej okazji – obiecuję, niech kurz opadnie. Pozdrawiam”.

Na razie kurz bitewny zasłania pole widzenia. Dr Cenckiewicz walczy.

Polityka 16.2016 (3055) z dnia 12.04.2016; Polityka; s. 23
Oryginalny tytuł tekstu: "Rycerz jednej prawdy"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną