Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Zdziwieni „audytem”, wkurzeni na PiS? Czytajmy Orwella, wszystko będzie jasne

. . KŻ / Polityka
Choć książka „Rok 1984” została napisana 70 lat temu, jest – niestety – zaskakująco i zatrważająco aktualna.

Rząd PO-PSL był złodziejski, kradł w dzień i w nocy, o poranku i o zmroku, przed śniadaniem i po kolacji, do ostatnich sekund. Kradli wszyscy, z użytkownikami słynnego już „złotego mercedesa”, który okazał się beżowym, na czele. Aż ukradli Polakom 340 mld i zostawili nas z długiem na 900 mld zł. W dodatku wystawili Polskę na pewny łup wrogów. „Co takiego wam Polska zrobiła, że pozostawiliście ją bezbronną?” – głos niezawodnego Antoniego Macierewicza to dopełnienie obrazu, jaki przedstawili w środę ministrowie PiS podczas dziesięciogodzinnego korowodu.

Kto jednak zna twórczość George’a Orwella, nie czuł się zaskoczony. Więcej – przeżywał déjà vu. Wszystko zostało już przecież opisane w „Roku 1984”. Książka napisana 70 lat temu jest – niestety – zaskakująco i zatrważająco aktualna.

Przykłady? Wiara smoleńska. To przecież nic innego jak przejaw orwellowskiego „dwójmyślenia” (naprawdę sądzicie, że politycy PiS z Antonim Macierewiczem wierzą w zamach?), język prezesa i jego przybocznych – te wszystkie „układy”, „archipelagi”, „wzmożenia” i „dobre zmiany” – układają się w nowomowę, a próby pisania historii na nowo to przecież nic innego jak orwellowska „zmienność przeszłości”.

To wszystko w „Roku 1984” (dwójmyślenie, nowomowa i zmienność przeszłości) składało się na fundament „angsocu”, czyli ideologii rządzącej w stworzonej na potrzeby książki totalitarnej Oceanii.

Gdy oglądałem – a lepiej byłoby napisać: słuchałem na tyle, na ile wytrzymywał układ nerwowy – środowy, wielogodzinny maraton pod nazwą „audyt”, przed oczami stanęły mi opisy „dwóch minut nienawiści”, czyli obowiązkowego rytuału, w którym w „Roku 1984” każdy z członków Partii musiał wziąć udział.

Oto Wielki Brat w postaci Prezesa przyprowadził swoich podwładnych do Sejmu i pozwolił wylać falę złości, żeby nie powiedzieć nienawiści na wroga kryjącego się pod literami P i O (w oryginale – kontrrewolucjonisty i sprawcy wszelkiego zła – Emmanuela Goldsteina). Stanąć przed nim i móc wykrzyczeć całą niechęć do czegoś, co dla PiS jest synonimem najgorszego – jak powiedział Prezes – „dna” (u Orwella ten „najgorszy” kieruje „organizacją spiskowców, dążących za wszelką cenę do obalenia ustroju”).

Z perspektywy głównego bohatera powieści „najgorsze w Dwóch Minutach Nienawiści było nie to, że człowiek czuł się zmuszony do takiego zachowania, ale że nie umiał się wręcz powstrzymać od przyłączenia do zbiorowego obłędu”.

Dobrze, powoli kończmy te porównania. Napiszę tylko, że w „Roku 1984” ulgę uczestnikom przynosi dopiero pojawienie się Wielkiego Brata, ostoi spokoju, potęgi, niosącego ze sobą poczucie bezpieczeństwa. Nie wiem, czy Jarosław Kaczyński przynosi ulgę swym partyjnym podwładnym, raczej budzi u nich rosnące napięcie i niepewność jutra. Jeśli jednak ktoś w PiS poczuł się lepiej po środowym seansie, to na pewno zagrożona dymisją Beata Szydło, którą rozpromieniony Prezes w nagrodę wyściskał i wycałował. Bo przecież „wojna to pokój, wolność to niewola, ignorancja to siła”. Brrr.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama