Wystarczy kwadrans i po sprawie
Zamiast składać wniosek ws. obrony suwerenności, niech PiS naprawi, co zepsuł
Nie ma zaskoczenia. Wobec żądań Komisji Europejskiej, by w Polsce usunięte zostały przeszkody w funkcjonowaniu Trybunału Konstytucyjnego, obóz rządzący sięgnął po starą formułę: „nie będzie Niemiec (Komisja, Zachód, cywilizowany świat) pluć nam w twarz!”.
Premier Szydło grzmi bowiem z mównicy sejmowej, że „polski rząd nigdy nie będzie ulegał żadnemu ultimatum. Polski rząd nigdy nie będzie pozwalał, by Polakom była narzucana wola kogokolwiek”. Wicepremier Jarosław Gowin stwierdza, że w rząd zostały wymierzone „lufy dyplomatycznych karabinów” – lecz ten oczywiście nie zamierza się ugiąć.
Pojawia się sugestia, że organ wykonawczy Unii nie ma w ogóle kompetencji, by zajmować się sytuacją przestrzegania praworządności w Polsce. Pada wreszcie argument, że przecież proces legislacyjny jest skomplikowaną procedurą, więc wymaga czasu…
W rzeczywistości tymczasem żeby zlikwidować problem, wystarczy jakiś kwadrans. Wbrew temu, co usiłuje wmówić obywatelom aktualna większość parlamentarna (a czemu niestety ulega też wielu polityków opozycji), w Polsce nie ma mowy o żadnym skomplikowanym kryzysie konstytucyjnym. Doszło natomiast – i nigdy dość tego przypominać – do bezpardonowego złamania konstytucji.
Właśnie dlatego wyjście jest proste. Wystarczy:
- by premier przestała blokować opublikowanie werdyktu Trybunału Konstytucyjnego (choć prawdę mówiąc, można przyjąć, że skoro wyrok został przez Trybunał ogłoszony na rozprawie, wystarczy, by obowiązywał).
- by prezydent przyjął ślubowanie od sędziów wybranych prawidłowo przez Sejm wiosną ubiegłego roku (choć i tu wedle niektórych można przyjąć, że wystarczy, by przedstawili oni głowie państwa swoje ślubowania w formie na przykład listownej).
Na obie te czynności (przyjmując, że w ogóle są konieczne) wystarczyłby właśnie wspomniany kwadrans. Trzeba najwyżej doliczyć czas potrzebny wcześniej brnącemu w zaparte prezesowi Kaczyńskiemu do przetrawienia tego, co napaskudził.