Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Pierwsza dama prezesa

Janina Goss: demoniczna zielarka Prezesa

Najpierw zastąpiła Wildsteina partyjnym działaczem, zmarłym właśnie Andrzejem Urbańskim, a potem w nagrodę awansowała na przewodniczącą rady nadzorczej TVP. Najpierw zastąpiła Wildsteina partyjnym działaczem, zmarłym właśnie Andrzejem Urbańskim, a potem w nagrodę awansowała na przewodniczącą rady nadzorczej TVP. Kuba Kamiński/Fotorzepa / Forum
Powiedzieć, że Janina Goss jest dziś ważną postacią w PiS, to zdecydowanie za mało. Jeśli chodzi o realną władzę i wpływ na Jarosława Kaczyńskiego, to ta 74-latka nie ma dziś sobie równych.
Janina Goss jako przewodnicząca Rady Nadzorczej TVP na konferencji prasowej poświęconej działalności Zarządu TVP, kwiecień 2008 r.Darek Golik/Fotorzepa/Forum Janina Goss jako przewodnicząca Rady Nadzorczej TVP na konferencji prasowej poświęconej działalności Zarządu TVP, kwiecień 2008 r.
Słynne są długie futra Janiny Goss, charakterystyczny element jej zimowej garderoby.Marian Zubrzycki/Forum Słynne są długie futra Janiny Goss, charakterystyczny element jej zimowej garderoby.

Artykuł w wersji audio

W rozmowach o niej padają stwierdzenia: apodyktyczna, demoniczna zielarka, nieufna, konfliktowa, szamanka, nawet „wiedźma”, ale jak zastrzega partyjny kolega, to od słowa „wiedzieć”. Na co dzień żyje poza głównym nurtem politycznego i partyjnego życia. Ale „wiedźma” wie więcej niż inni i pierwsza poznaje plany prezesa PiS. I choć ma niejasną pozycję w partyjnej społeczności, to darzona jest wielkim szacunkiem. Jego źródła szukać trzeba w relacjach z najpotężniejszą siłą, z prezesem, zwłaszcza po śmierci Jadwigi Kaczyńskiej, jego matki. – Rzeczywiście ta wiedźma do niej pasuje, a dołożyć trzeba jeszcze to, że w stosunku do wiedźmy wszyscy zachowują rezerwę, dystans i lęk. Tak dokładnie jest z Janiną Goss – mówi osoba z bliskiego otoczenia Jarosława Kaczyńskiego. – Proszę też zobaczyć, jak ona się nosi – spostrzega nasz rozmówca. Rozwichrzone włosy, o wypłowiałym rudym kolorze, odziana w długie szaty i wydziergane na drutach swetry, a zimą naturalne futra do kostek. Choć naprawia u szewca schodzone buty, to na ulubione perfumy potrafi wydać kilkaset złotych. Taka ekstrawagancja. Z zamiłowana zielarka; już do legendy przeszły jej mikstury na wszelkie dolegliwości.

Jadwidze Kaczyńskiej przywoziła lecznicze zioła i domowe konfitury. A prezesowi PiS suszone kasztany, które miały neutralizować negatywne promieniowanie wokół niego. Kaczyński przymyka oko na te dziwactwa, bo ma swoje ważne powody. Poznali się w dzieciństwie, kiedy Bracia zostali obsadzeni w filmowej roli „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Jadwiga Kaczyńska zatrzymała się wtedy w łódzkim mieszkaniu Goss. – Dla Jarosława i Lecha całe dzieciństwo urosło do rangi mitycznej opowieści. Wszystko, co się wtedy działo, ludzie, których spotkali, a przede wszystkim ci, którzy byli ważni dla ich matki, stawali się częścią pięknej legendy – opowiada współpracownik braci Kaczyńskich. Janina Goss jest postacią z tej opowieści.

Janka trwa

To było gdzieś w połowie lat 90., na posiedzeniu zarządu łódzkiego Porozumienia Centrum. Po kilku godzinach debatowania nad jakąś uchwałą, bo wtedy jeszcze się coś wspólnie ustalało, wreszcie została przegłosowana. – Wtedy wpadła do sali Janina Goss, krzycząc, co myśmy najlepszego wymyślili. Rzuciła, że zaraz zadzwoni do pani Kaczyńskiej i wszystko naprostuje – wspomina działacz PC. Potem zadzwonił telefon z centrali PC w Warszawie i uchwała została anulowana.

Choć nie pamiętają Janiny Goss z czasów podziemia, burzliwej Solidarności i stanu wojennego, to wszyscy mówią, że od początku lat 90. była przy Jarosławie. Mniej przy Lechu, bo brat miał swoją Marylkę, a Janina była dla tej pary zbyt szorstka na przyjaźń. W miesięczniku „Na ziemi Zgierskiej” sprzed 20 lat znajdujemy wzmiankę o wyborach prezesa PC ziemi łódzkiej. „Henryk Tomczak, został prezesem partii na 3 lata, zostawiając w pobitym polu jedynego kontrkandydata, Janinę Goss”. Za to ona Jarosława nigdy nie zostawiła w pobitym polu. – PC było rozdyskutowane i targane konfliktami. Jeśli dziś miałbym wręczać medal za lojalność wobec Braci, to Janina nie ma konkurencji – mówi Tomczak, który w tym czasie sam odszedł z PC. Wykazała się, kiedy Jarosław Kaczyński chciał pozbyć się dwóch łódzkich działaczy. Większość się za nimi ujęła i odeszli, a Goss została. Stanęła na czele lokalnej komórki PC, a dokładniej na czele kilkunastu działaczy.

Tabliczkę „Zarząd Regionu PC” przybiła do drzwi swojego mieszkania. Ukuto nawet powiedzenie, że w tamtejszym PC został sztandar i Janka. – Jest wierna ideałom, ale dawała też dowody swojej lojalności w przyziemnych sprawach. Jak choćby to, że płaciła czynsz za siedzibę, bo ze składek nie starczało, a nie żądała nic w zamian – opowiada Czesław Telatycki, przez prawie dwie dekady bliski współpracownik Goss, dziś już poza PiS. Nie trzeba więcej, by zrozumieć, dlaczego Jarosław Kaczyński wymienił ją w wydanej dziesięć lat temu książce „O dwóch takich…” wśród crème de la crème partyjnych, najwierniejszych. „Nie zawiodłem się na Adamie Lipińskim, Ludwiku Dornie, Przemku Gosiewskim, Danucie i Leonardzie Krasulskich, Janinie Goss i Jolancie Szczypińskiej”.

Dziś Dorn jedną nogą jest w PO, Gosiewski zginął w katastrofie smoleńskiej; o Jolancie Szczypińskiej w kolejnej książce wspomni Kaczyński, że ona złapała się na opowieść mediów o rzekomym love story. „Umocniła swoją pozycję jako »narzeczona« premiera czy później prezesa”. Tyle i tylko tyle. – Janka politykę traktuje bardzo osobiście. Mówiła wiele razy, że nigdy nie wybacza politycznej zdrady, po prostu jej nie rozumie – mówi Leonard Krasulski, elbląski poseł PiS. Z tego wąskiego grona bohaterów prezesa tylko Goss nie zajmowała żadnych formalnych politycznych pozycji. Lipiński to wiceprezes, Krasulski – członek wąskiego Komitetu Politycznego, Szczypińska – wciąż posłanka.

Kiedy PC przeistaczało się w PiS, Goss przeszła na zawodową emeryturę. Liczyła się już tylko praca dla Kaczyńskiego. Skończyła prawo na łódzkim uniwersytecie. Przez 12 lat była radcą prawnym w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska i równolegle członkiem Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Łodzi, w Społem, Banku Gospodarki Żywnościowej, na umowy-zlecenia doradzała czasami samorządowcom PiS.

Opinie o jej prawniczej sprawności są podzielone. Jedni mówią, że świetnie orientuje się w papierach, inni nie dostrzegli w niej radcowskiej lotności. – Jest tradycjonalistką, nosi pod pachą segregatory z papierami i ustawami. Podejście do prawa ewoluuje, są różne wykładnie, w których ona się gubi – mówi osoba, która przez wiele lat z nią współpracowała. Ale nikt z naszych licznych rozmówców nie powie, że pani Janina gubi się w partyjnej sieci zależności. Wszak nie bez powodu łodzianie związani z PiS mówią o niej Tekla. Przypomina im bowiem tę mało sympatyczną pajęczycę z bajki. Formalnie jest dziś tylko skarbniczką łódzkiego PiS, ale wszyscy wiedzą, że Tekla rządzi w Łodzi.

To miasto nie dorobiło się swojego posła w PiS. Krosno ma Kuchcińskiego, Radom Suskiego, Lublin Elżbietę Kruk, a w Łodzi zawsze spadochroniarze. Od kilku miesięcy pełnomocnictwa prezesa (formalne!) ma sejmowa debiutantka Beata Mateusiak-Pielucha. Dodajmy – mieszkanka oddalonego od Łodzi Pajęczna, bez prawa jazdy. Marcin Mastalerek miał ambicje być prawdziwym szefem struktur. – Janina chciała go sobie podporządkować przez „usynowienie”, ale nie dał się – mówi znajomy Mastalerka. – Jego strata, bo z listy wyborczej Marcin został eksportowany do Orlenu. Ani Antoni Macierewicz, ani Witold Waszczykowski, ani Piotr Gliński – to też posłowie z łódzkiego – nie mają tu tyle do powiedzenia co Goss. Gliński, dziś wicepremier, przekonał się o tym dość spektakularnie. Przyjechał w kampanii do miasta spotkać się z ważną kościelną personą. Poprosił o klucz do siedziby PiS, ale dowiedział się, że pani Goss nie kazała wydawać, bo profesor nie opłacił składek.

Joanna Kluzik-Rostkowska była łódzkim spadochroniarzem PiS w 2007 r.: – Do pomocy w kampanii zaprosiłam lokalną, sprawną działaczkę PiS. Po kilku dniach zadzwonił do mnie sam Jarosław Kaczyński, wtedy, przypomnę, premier, i poprosił, abym z nią nie współpracowała, bo Janina Goss go o to poprosiła. One nie przepadały za sobą. Byłam szczerze zadziwiona, że pani Goss zawraca prezesowi głowę takimi sprawami. Dodaje, że nie uległa w tej sprawie, ale poczuła, ile znaczy Janina Goss. Decyduje o listach sejmowych i samorządowych, kandydatach do obsadzenia stanowisk, kto wchodzi, a kto przepadnie na zawsze.

Goss podnosi głos

Współpraca z nią do łatwych nie należy. Nie jest wylewna i rozmowna. – Pani Janina, gdy nie chce odpowiadać na zadawane jej pytanie, mówi: nie pana interes. I to dotyczyło wszystkich, bez wyjątków. Gardzi karierowiczami – opowiada Czesław Telatycki. – Gdy w dniu jej imienin ustawiała się kolejka pochlebców, to przyjmowała ich w sposób dość chłodny. Jeden z nich wręczył jej ogromny bukiet kwiatów. Zaraz po jego wyjściu nakazała asystentowi wyrzucić te kwiaty do kosza.

W każdy czwartek partyjny kierowca wiezie ją do Łodzi, bo w piątki przyjmuje w biurze partii. Czasami zorganizuje jakieś zebranie, rozsiada się za stołem prezydialnym i czasami pozwala komuś dojść do głosu. – Ale nie jest cierpliwym słuchaczem. Przerywa i mówi, że ona to lepiej opowie. A z tych partyjnych posiedzeń nie uświadczy się żadnego protokołu – opowiada lokalny działacz.

Słuchając opinii o Janinie Goss, nie można się oderwać od skojarzeń z samym Jarosławem Kaczyńskim. Mówią o niej: lubi sączyć, insynuuje, praktykuje strategię „wiem, ale nie powiem”, tworzy dziwny klimat wokół różnych osób, kreuje konflikty, zawsze ktoś albo coś za czymś stoi. Sprawnie przejęła od Kaczyńskiego technologię sprawowania władzy. – Trzyma wszystkich w niepewności, konfliktuje i blokuje. Nie sposób się z nią porozumieć, negocjować, bo na koniec powie „pan prezes polecił przekazać, pan prezes sobie życzy” – opowiada jeden z działaczy PiS.

Posłowie już się przyzwyczaili, że na ważnych spotkaniach przy Nowogrodzkiej Goss prawie nigdy nie zabiera głosu. – Ale o jej ważności świadczy to, że zaraz po ogólnych naradach zamyka się z prezesem w gabinecie i ustalają swoje. Czasami się pokłócą, a ona wtedy, chyba jak nikt inny i nigdy, podnosi głos na prezesa – relacjonuje członek Rady Politycznej PiS. Ale nigdy w obecności osób trzecich nie mówi o nim per Jarek, choć przecież są po imieniu. Kaczyński obsadził ją w funkcjonalnej roli: wymusza na ludziach antyszambrowanie, wystawanie w kolejkach do niego, proszenie i stawia go w roli rozjemcy, ostatecznej wyroczni. Z własnego wyboru nie robi partyjnej, sformalizowanej kariery, bo przy jej zadaniach to błahostka. Goss zajmuje się bazą, ma władzę na odcinku kontroli kapitałowo-finansowej.

Uzdrowicielka

Gdy gdzieś zaistnieje potrzeba uzdrowienia, Janina Goss wychodzi z ukrycia. Kiedy PiS po raz pierwszy przejmowało władzę, Kaczyński powierzył jej misję w mediach publicznych. Ale bynajmniej nie misję publiczną, zresztą nigdy nie miała specjalnego serca do mediów. „Jadę zrobić porządek w Warszawie” – miała rzucić do łódzkich działaczy. Została członkiem rady nadzorczej TVP i na jej wniosek błyskawicznie odwołano Bronisława Wildsteina. Poszło o to, że chciał robić telewizję zbyt mało nastawioną na promowanie partii, co braciom Kaczyńskim się nie spodobało. Najpierw zastąpiła Wildsteina partyjnym działaczem, przyjacielem Lecha i Jarosława, zmarłym właśnie Andrzejem Urbańskim, a potem w nagrodę awansowała na przewodniczącą rady nadzorczej TVP. Z Urbańskim spotykała się na kawie, przy której omawiali plany programowe, zwolnienia i listy kandydatów do telewizyjnej roboty.

Kiedy minister skarbu, już z PO, w trybie nagłym wygasił kadencję rady TVP, to w ramach koalicji medialnej PiS-SLD Janina Goss przeszła do rady Polskiego Radia. Została w niej do 2011 r., rok później weszła do zarządu spółki Srebrna. Spółka przejęła w latach 90. dwa warszawskie biurowce po Fundacji Prasowej Solidarność. To takie zaplecze finansowe wiernych kompanów Kaczyńskiego, które pozwoliło im przetrwać chude lata. Cały zarząd i rada nadzorcza Srebrnej to zaufani ludzie prezesa, w tym asystent, kierowca, żona Adama Lipińskiego i niezastąpiona sekretarka pani Basia.

W sierpniu 2012 r. spółka Geranium (zależna od Srebrnej) przejmuje pakiet kontrolny w spółce wydającej „Gazetę Polską Codziennie”. Spółkę ochrzciła Goss – geranium to zioło o właściwościach przeciwwirusowych i odkażających. – Chodziło o odkażenie „GPC” z ambicji Sakiewicza i znalezienie platformy do promocji PiS. Daliśmy pieniądze, ale w zamian Jarosław zdecydował, że prezesem spółki wydającej gazetę ma zostać Janina Goss. Tomasz Sakiewicz pozostał tylko na stanowisku naczelnego „GPC”, bo Jarosław bał się, że na pieniądzach PiS wyrośnie mu jakiś lider prawicy – mówi osoba znająca kulisy przejęcia „GPC”.

Nie bawiła się w dyplomację, zwalniała, ograniczała wydatki, obniżała pensje. Ale jak mówią w PiS, popłynęła za daleko. Akurat tego dnia, kiedy dziennikarze „GPC” zrobili prowokację wobec sędziego gdańskiego w związku z aferą Amber Gold, dziennika nigdzie nie było w kioskach. Goss zerwała umowę z firmą Rejtan (był z nią związany teść Sakiewicza), która kolportowała gazetę. Nawet wielcy zwolennicy PiS, jakich w „GPC” nie brakuje, nie mogli zdzierżyć rządów Goss. Odeszła po dwóch miesiącach, ale nie żeby w atmosferze skandalu czy z odium utraty zaufania prezesa PiS. Nic z tych rzeczy.

Pod koniec lutego minister skarbu wymieniał ludzi w Polskiej Grupie Energetycznej. Do rady nadzorczej strategicznej spółki PGE (prawie 30 mld zł dochodu rocznie, 40 tys. zatrudnionych) wchodzi Janina Goss. Tak jak wcześniej nie miała doświadczenia w zarządzaniu mediami, tak o energetyce też nie ma pojęcia. To nagroda w postaci wysokiej pensji za lojalność? – Ależ skąd! To sygnał dla tych, którzy tam rządzą, że prezes ma oko na to, co się tam dzieje. PGE to ogromna kasa, a przy pani Janinie nikt tam kasy na lewo nie zarobi – mówi nasz dobrze zorientowany informator. Szczególnie że PGE będzie budować elektrownię atomową. Bo pani Janina w takich wypadkach nie bawi się w dyplomację.

W ogóle dyplomacja nie jest jej najmocniejszą stroną. – Ona nie wchodzi w relacje przyjacielskie, jak ktoś się do niej mizdrzy, to mu nie zaufa. Myślę, że jej prawdziwym, chyba jedynym przyjacielem jest Jarosław Kaczyński – mówi Leonard Krasulski. Janina nie lubi ludzi. – Wielokrotnie mówiła, że większość to głupcy. Ona jest inteligentna, ma bardzo analityczny umysł, dosłownie „rozbiera” człowieka po półgodzinnej rozmowie – opowiada Telatycki.

Opiekunka wpływa

Do operatora TVN, który podbiegł do niej z kamerą, rzuciła: „Niedługo się przewróci głupiec”. Z dziennikarzami nie rozmawia. Kiedy w 2007 r. reporterka „Gazety Wyborczej” poszła na jej dyżur do łódzkiej siedziby PiS, natychmiast pokazała jej drzwi. Jej współpracownicy mówią, że z podziwem wyraża się tylko o intelekcie i charyzmie Jarosława. Partyjny aktyw to dla niej, w większości, też głupcy. Sama bardzo dużo czyta, chodzi do teatru. Często bywała u krytyka filmowego Zygmunta Kałużyńskiego. Czasami chwali się tą przyjaźnią. Kiedy na warszawskim Torwarze Kaczyński ogłasza, że Szydło będzie premierem, ona nie podrywa się z krzesła jak inni, nie bije braw. To nie jest też typ katolickiej fundamentalistki, choć w rocznice katastrofy smoleńskiej stoi w archikatedrze obok prezesa.

Inny nasz rozmówca zwraca uwagę, że Goss jest do Kaczyńskiego bardzo podobna. Nie prowadzi samochodu, pieniądze do partyjnej kasy chętniej przyjmuje do ręki niż na konto bankowe. Goss nie ma dzieci, nie miała też męża. Opowiadała kiedyś dobremu znajomemu o jakiejś nieszczęśliwej miłości z młodości. Miał być ślub, ale nic z niego nie wyszło. Pozostała samotna. Dość dobrze żyje ze swoim bratem. – Nie kupuje ubrań bez konieczności, mieszka w M-3 w zwyczajnym wieżowcu i w zasadzie nie zmienia mebli – opowiada Telatycki. Goss lubi pisać na maszynie, a telefonu komórkowego zaczęła używać dopiero, gdy została szefową rady TVP, bo musiała.

Po śmierci Lecha to Janina Goss stała się największym wsparciem Jarosława, opiekunką rodziny, jeszcze większą przyjaciółką żoliborskiego domu. Dowoziła zioła na poprawę zdrowia Jadwigi Kaczyńskiej i, jak ujawniła POLITYKA, to od niej Jarosław Kaczyński pożyczył pieniądze na leczenie matki. Z 200 tys. do spłaty pozostało jeszcze 80 tys. zł. Mówi ważny polityk PiS: – To ona po śmierci Jadwigi najmocniej wpływa dziś na nastroje, decyzje i nastawienie do świata prezesa Kaczyńskiego.

Polityka 22.2016 (3061) z dnia 23.05.2016; Temat z okładki; s. 19
Oryginalny tytuł tekstu: "Pierwsza dama prezesa"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną