Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Ekocentrym, czyli gender leśny

Co kąsa w Puszczy Białowieskiej?

Renata i Marek Kosińscy / Forum
Za poprzednich rządów ekocentryzm krępował ręce leśnikom. Teraz ma być inaczej, niestety.

Cieszy, że politycy PiS, tak zajęci podnoszeniem Polski z kolan i z ruin, znajdują chwilę, by wyrwać się na łono ojczystej przyrody. W leśnych ostępach udaje się im zaobserwować i nawet wejść w bliższy kontakt ze stworzeniami naukom biologicznym szerzej nieznanym.

Niestety, tu kończą się dobre wiadomości, gdyż nowo odkryty stwór to szkodnik podstępny. Występuje wyspowo na terenie całego kraju, ale dziś szczególnie intensywnie toczy zdrową tkankę Puszczy Białowieskiej. O wykryciu jego śladów w Puszczy dopiero co poinformował Konrad Tomaszewski, dyrektor generalny Lasów Państwowych. Chodzi o ekocentryzm, groźne założenie, sprecyzował dyrektor Tomaszewski, że „nic nie należałoby robić w przyrodzie, że siły przyrody sobie same poradzą, one ukształtują krajobraz i ręce człowieka precz od przyrody”.

Dyrektor Tomaszewski, jako leśnik z 40-letnim stażem, uważa, że takie nic nierobienie, np. przyglądanie się tylko przyrodzie, prowadzi do jej denaturalizacji. A to się w Puszczy właśnie dzieje, na naszych oczach. Za poprzednich, słusznie minionych rządów ekocentryzm krępował ręce leśnikom. Stanie na pozycjach ekocentrycznych z piłą i siekierą u nogi rozochociło korniki i inne patogeny, utracono leśną pompę ssąco-tłoczącą. Giną świerki i nie tylko, także jesiony i inne drzewa. W ogóle rozpadają się całe drzewostany. Puszcza staje się mniej puszczańska. Zarasta.

Rzecz jest zatem poważna. Na szczęście dyrektor Tomaszewski, będąc krewnym samego Prezesa, ma nie tylko jego błogosławieństwo i nie tylko wie, co mówi, ale jest także częścią biało-czerwonej drużyny, która dobrze wie, co trzeba robić, by tzw. gradację, masowe rozmnażanie się ekocentryzmu, powstrzymać.

Zajmuje się tym Jan Szyszko: ekspert od chrząszczy z rodziny biegaczowatych, profesor nauk leśnych, były i obecny minister środowiska, a z tej racji szef dyrektora Tomaszewskiego. Minister, który myślistwo wyssał z mlekiem matki, idzie w las, by bezpardonowo rozprawić się z plagą.

Minister najpierw rozpoznał sytuację i zarządził inwentaryzację w Puszczy. Wielotygodniowe działania leśników ujawniły straszne skutki działania ekocentryzmu, który niszczy puszczańską pierwotność. Dlatego minister nakazał rozpoczęcie operacji, którą nazywa ochroną siedlisk priorytetowych dla Unii Europejskiej, chronionych w ramach sieci Natura 2000. Cała akcja ma być zgodna, wręcz wynikać z tzw. planu zadań ochronnych dla obszarów Natura 2000. Zaczęło się w nadleśnictwie Białowieża (12,3 tys. ha, 20 proc. polskiej części Puszczy) od wycinania suchych świerków stojących w pobliżu dróg i szlaków turystycznych.

W nadleśnictwie Białowieża naliczono 60 tys. takich uschniętych, zabitych przez kornika drukarza drzew. Zdaniem leśniczych mogą one w każdej chwili spaść na przebywających w lesie mieszkańców i turystów. Suche drzewa mają stanowić także zagrożenie pożarowe.

Do tej pory w Białowieskim Parku Narodowym przewracające się drzewo nikogo nie zabiło, a tamtejsze pożary były wyłącznie dziełem podpalaczy i lasy w parku, pełne martwego drewna, jakoś nie chciały się palić. Ale leśni inwentaryzatorzy, ujawnił dyrektor Tomaszewski, trzykrotnie uciekali przed spadającymi świerkami.

Zbliża się szczyt urlopowy, po lesie będzie się kręcić coraz więcej osób, i to nie specjalistów, więc drwale już wycinają, mimo m.in. trwającego okresu lęgowego ptaków. Wycinane drzewa na pewno niszczą gniazda i wiele chronionych organizmów, ale – zgodnie z prawem ochrony przyrody – drwali i leśników rozgrzesza dbałość o zapewnienie bezpieczeństwa publicznego.

No i, przypominają leśnicy, nadleśniczowie, jako gospodarze terenu, odpowiadają karnie, jeśli spadająca gałąź lub przewracające się drzewo zrobią komuś krzywdę. Zatem w nadleśnictwie Białowieża wybór był tylko między cięciem a całkowitym zamknięciem lasu.

Zapewnianie bezpieczeństwa ma być jedynie wstępem do właściwej rozprawy z ekocentryzmem. Minister Jan Szyszko przy każdej okazji – podczas sejmowego „audytu”, posiedzenia rządu, na putinowski wzór transmitowanego na żywo w telewizji albo niedawnej leśnej konferencji w Brukseli – opowiada, że Puszczę przed niszczącymi siłami natury może obronić tylko leśnik uzbrojony w piłę łańcuchową.

Na szczęście dla Puszczy i polskiej przyrody minister zawczasu z ekocentryzmu oczyścił swoje otoczenie. M.in. z liczącej 39 członków Państwowej Rady Ochrony Przyrody wyrzucił na początku maja 32 pseudoekspertów, głównie przedstawicieli nauk biologicznych, i zamiast nich dokooptował ekspertów pewniejszych, którzy dodają ministrowi otuchy i zachęcają do bardziej zdecydowanych cięć, także z dala od szlaków i dróg.

Rozgonienie Rady było niezbędne. Przedstawiciele nauk biologicznych zbyt często, właściwie zawsze, stoją na stanowiskach ekocentryzmu, zbytnio sprzyjają też organizacjom ochroniarskim. Ukąszeni ekocentryzmem torpedują działania leśników, nie rozumieją przepisów prawa, nie wiedzą, jak funkcjonuje drzewostan, nie doceniają, że Puszcza to dzieło miejscowej ludności i leśnika polskiego.

Na początku czerwca do Puszczy przyjedzie grupa ekspertów UNESCO (poprzedni rząd zbyt pochopnie, twierdzi minister, zwrócił się o status obiektu światowego dziedzictwa dla całej Puszczy). Na ręce ministrowi patrzy też Komisja Europejska, pilnująca, by nie niszczały obszary Natury 2000. Eksperci, otrzymujący donosy od krajowych ekocentrystów, przyjrzą się linii frontu na miejscu. Niestety nie są to eksperci mianowani przez ministra i zachodzi niebezpieczeństwo, że oni też mogą być ukąszeni.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną