Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Mój 4 czerwca

Mój 4 czerwca. Emocje tamtych dni były jak te dzisiejsze, towarzyszące obecnym zmianom w Polsce

Jaap Arriens / Flickr CC by 2.0
Uczestniczyliśmy w czymś bezprecedensowym, historycznym, wywracającym stereotyp, że komunizm dojdzie kiedykolwiek do zmiany.

27 lat temu wcale nie było pewności, że lista Komitetów Obywatelskich Solidarność nie przegra. Byłem wtedy działaczem zbudowanego momentalnie i od zera tego ruchu obywatelskiego na rzecz demokracji, praw człowieka, a także, taką mieliśmy nadzieję, odzyskania pełnej niepodległości. Może po długim marszu, ale jednak.

Rano przypiąłem plakietkę, oprowadzałem po lokalach wyborczych przedstawiciela amerykańskiej organizacji Freedom House. Był przejęty, tak samo jak ja, że trafiła się nam taka okazja.

Uczestniczyliśmy w czymś bezprecedensowym, historycznym, wywracającym stereotyp, że komunizm, a ściślej: autorytarne status quo w Europie podzielonej na część wolną i zniewoloną, dojdzie kiedykolwiek do zmiany, chyba że drogą masowej oddolnej rebelii przeciwko autorytarnemu systemowi narzuconemu nam po II wojnie światowej.

Rano zabraliśmy nasze małe córki z przypiętymi plakietkami Solidarności do lokalu wyborczego, aby towarzyszyły nam przy oddaniu głosu. Późnym wieczorem było już jasne, że lista Solidarności wygrała tyle, ile było można: 30 procent miejsc w Sejmie i 99 miejsc w stuosobowym Senacie.

Radość zaćmiły, ale szczerze mówiąc tylko na chwilę, dwie wiadomości: że frekwencja w tych pierwszych po wojnie częściowo wolnych wyborach parlamentarnych była nie tak wysoka, jak można było oczekiwać, i że chińskie władze komunistyczne tego samego dnia wydały rozkaz szturmu na demonstrujących na placu Tienanmen w Pekinie prodemokratycznych studentów.

Emocje tamtych dni były tak wielkie, jak te dzisiejsze, towarzyszące obecnym zmianom w Polsce. Bo przecież wybory mają to do siebie, że ich wynik jednych raduje, innych wprost przeciwnie. Demokracja ma sposoby, by rozładować te wyborcze emocje przynajmniej w pewnym stopniu. Mają w tym pomóc politycy i media.

Ale co począć, kiedy te sposoby przestają działać? Taka sytuacja dotknęła dziś nasz kraj. Politycy, którzy doszli do władzy, nie poczuwają się do roli jednoczącej społeczeństwo, a posłuszne im i przez nich kontrolowane media ze swej strony dolewają oliwy do ognia.

Nie ma prostej i jednej odpowiedzi. Muszą ją znaleźć różne środowiska polityczne i obywatelskie, które są dziś w opozycji do obozu władzy. Ta odpowiedź przyjdzie, przyjdzie nowa, demokratyczna dobra zmiana.

Ale nie przyjdzie sama. Trzeba jej pomóc na różne sposoby, tak jak każdy, komu wartości demokratyczne są drogie, musi się o to postarać we własnym zakresie. Suma tych starań się w końcu skumuluje i przeważy.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną