Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Kandydatka

Magdalena Ogórek: teraz lwica prawicy?

Magdalena Ogórek z Jarosławem Kaczyńskim podczas uroczystości wręczenia mu nagrody Człowiek Roku tygodnika „Wprost” Magdalena Ogórek z Jarosławem Kaczyńskim podczas uroczystości wręczenia mu nagrody Człowiek Roku tygodnika „Wprost” Wprost / Forum
To jedna z najdziwniejszych karier dekady i poszukiwanie nowego sposobu na istnienie w polityce. Magdalena Ogórek była już aktorką, modelką, prezenterką, nauczycielką akademicką i eseldowską kandydatką na prezydenta. Czy PiS też jej coś da?
Z Andrzejem Dudą podczas uroczystości przekazania mu przez PKW aktu nominacji na Prezydenta RPKrystian Maj/Forum Z Andrzejem Dudą podczas uroczystości przekazania mu przez PKW aktu nominacji na Prezydenta RP
Z Jackiem Kurskim podczas uroczystości wręczenia nagrody Człowiek Roku tygodnika „Wprost”Forum Z Jackiem Kurskim podczas uroczystości wręczenia nagrody Człowiek Roku tygodnika „Wprost”

Artykuł w wersji audio

Zachwyca się prezydenturą Andrzeja Dudy, na każdym kroku chwali politykę PiS, atakuje rządy PO-PSL, gani KOD. Z uznaniem wypowiada się o Macierewiczu i Ziobrze, krytykuje za to sędziego Rzeplińskiego, którego posądza o stronniczość wynikającą z politycznych aspiracji. Bo paraliżowanie Trybunału Konstytucyjnego przez partię rządzącą szczególnie jej nie niepokoi; nie widzi zagrożenia dla demokracji. Dlatego Unia, jej zdaniem, powinna dać Polsce spokój – w końcu sama „trzęsie się w posadach”, nie potrafi uporać się z emigrantami ani zatrzymać Brexitu. Podobnie jak politycy PiS mówi o hegemonii Niemiec, która „w Europie powoduje duże spustoszenie”, i uważa, że UE nie powinna przyjmować uchodźców, bo stanowią zagrożenie dla Europejczyków – szczególnie kobiet. Za Jarosławem Kaczyńskim powtarza, że trzeba zmienić konstytucję i że opozycja nie może przeszkadzać PiS w rządzeniu. W jej wypowiedziach pojawia się nawet słynny „układ”, spoiwo pisowskiej polityki. Idealna „lwica prawicy”, choć lepiej ubrana. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze w zeszłym roku była kandydatką SLD na prezydenta. Partii, której delegalizacji domagał się przecież Kaczyński i której zarzucał „powiązania ze światem przestępczym”.

Magdalena Ogórek utrzymuje jednak, że o żadnej diametralnej zmianie poglądów nie ma tu mowy. Program PiS ma po prostu „wiele stycznych” z jej wyborczymi hasłami. – W kampanii też mówiłam, że prawo trzeba od nowa napisać. Upominałam się o polskich przedsiębiorców – o czym teraz mówi premier Morawiecki; proponowałam podniesienie kwoty wolnej od podatku i formę obrony terytorialnej – wówczas wszyscy z tego szydzili, a teraz MON ten plan wdraża. Trudno mi zatem nie popierać własnych postulatów, które realizują się na moich oczach – mówi.

Jaja

Z przerażeniem patrzę na to wszystko. Bo pewnie nie tylko ja, ale przede wszystkim elektorat SLD zastanawia się, jak Sojusz mógł wystawić taką kandydatkę? – przyznaje Dariusz Joński. I choć niektórzy politycy lewicy przecierają oczy ze zdumienia, deklaracje Ogórek bynajmniej nie odstają od dzisiejszych poglądów jej niedawnych promotorów. Na entuzjastę nowej ekipy rządzącej wyrasta Leszek Miller, a i Włodzimierz Czarzasty nie szczędzi PiS pochwał za publiczne rozdawnictwo pieniędzy spod znaku 500+ oraz zapowiedzi obniżenia wieku emerytalnego czy rozwiązania problemu frankowiczów. – Miller nie reaguje na uwagi, że powinien się powstrzymać od wychwalania PiS, bo szkodzi całej lewicy. On uważa, że nam pomaga! – zżyma się jeden z ważnych polityków Sojuszu. – Co gorsza, w wewnętrznych badaniach wyszło, że ponad 80 proc. naszego elektoratu dalej sądzi, że to Miller jest szefem Sojuszu! Nie wierzę już w SLD – twierdzi. W kampanii Ogórek brzmiała dziwnie jak na SLD, teraz Sojusz do niej dołącza.

Jeden z posłów PiS tak opisuje to zaskakujące wsparcie z lewej strony: – Ogólnie są niezłe jaja. Ludzie z SLD się do nas przymilają, szukają kontaktu, chcą nam doradzać. I nie mówię tylko o tych politykach z partyjnych dołów... – zaznacza. – Chcą się do nas przykleić jako takie socjalne skrzydło. Mają swoją pulę elektoratu, więc z naszego punktu widzenia taki support jest bardzo pomocny. Lewica, która będzie się oswajała z nami, nie będzie pracowała na siebie. A jeżeli coś im damy: miejsca, kontakty albo koneksje, będą chcieli utrzymać nas przy władzy – twierdzi. Nie wyklucza, że Ogórek liczy na jakąś rządową posadę. Słyszał pogłoski, że chciałaby wyjechać na zagraniczną placówkę, ale za wcześnie na takie propozycje.

Detektyw

– Magda ma czysto biznesowe podejście do polityki – tak tę reorientację na prawicę tłumaczy jej dawny pracodawca Grzegorz Napieralski. Po dotkliwej porażce w wyborach prezydenckich (2,38 proc.) wróciła do mediów. Niedawno została felietonistką „Uważam Rze Historia” i prowadzącą program „Atlas sztuki” (w internetowej telewizji „Rzeczpospolitej”). Jak twierdzi, rozwija swoją wielką pasję, jaką jest historia sztuki, i zgłębia temat grabieży polskich dóbr kultury. – Po 70 latach od wojny dalej nie wiemy, co się stało z ogromną ilością wywiezionych z Polski dzieł sztuki, a one czasem są na wyciągnięcie ręki! Udało mi się dotrzeć do takiej historii. Jednak część moich badań musi na razie pozostać tajemnicą. Akta, które dotyczą tej sprawy, leżą w tajnym archiwum w Watykanie. Od pół roku usiłuję uzyskać do nich dostęp.

Prawicowe media piszą, że Ogórek „wyrasta na ważnego reportera-detektywa poszukującego zaginionych dzieł sztuki”. Na wiosnę przyszłego roku planuje wydać na ten temat książkę. Nie wyklucza jednak, że będzie próbowała wrócić do polityki: – Nie chcę kokietować. Dlatego powiem tak: jeżeli ktoś ma za sobą udział w kampanii prezydenckiej, to ten polityczny bakcyl oczywiście dalej w nim jest i w każdej chwili może się reaktywować.

Na razie zaczęła pojawiać się na pisowskich imprezach. Gościła m.in. na promocji książki rodziców Andrzeja Dudy (z którymi chętnie się fotografowała) i na premierze biografii Lecha Kaczyńskiego. – A dostać się tam wcale nie było łatwo. Nawet ludzie PiS mieli problem, bo po prostu było za mało miejsca. Jej się jakoś udało i nawet siedziała zaraz za przedstawicielami rządu – opowiada jeden z uczestników spotkania. Była także obecna na imprezie Instytutu Strategii i Rozwoju – agencji PR założonej przez warszawską radną SLD Agnieszkę Jadczyszyn i Ilonę Klejnowską, niegdysiejszego „aniołka Kaczyńskiego”, obecnie żonę Mariusza A. Kamińskiego. Jak wspomina jeden z uczestników: – To było specyficzne grono pisowsko-eseldowskie. Ogórek dobrze się tam odnalazła. Podobnie jak na prezentacji przez wicepremiera Glińskiego aplikacji ArtSherlock, która ma pomóc w odnajdywaniu zrabowanych dzieł sztuki.

I tu pojawia się kolejna styczna z PiS. Ogórek zaangażowała się w poszukiwania wywiezionych z Polski dóbr kultury. Twierdzi, że wpadła na pewne tropy, ma pomysł, jak niektóre z nich odzyskać. Uważa, że potrzebna jest współpraca z MSZ i resortem kultury, może nowa komórka organizacyjna. Jej znajomi sugerują, że liczy na posadę w MKiDN, nawet na stanowisko wiceministra. Jednak Ogórek utrzymuje: – Tym tematem powinny się zająć dodatkowe osoby, które podejdą do niego z absolutną pasją, ale jednocześnie nie będą spętane urzędniczymi ramami. Taki urzędnik ma zawężone pole negocjacyjne, trudniej mu np. rozmawiać z synem nazisty, któremu wciąż bliskie są poglądy ojca. Wspomina o koncepcji instytutu – zespołu powiązanego z MKiDN. Dopytywana, czy rozmawiała na temat swoich pomysłów z ministrem Glińskim, woli nie odpowiadać. Pytana, czy widziałaby siebie na czele takiego zespołu, mówi, że nie chce sobie nic uzurpować i jak na razie to wszystko dywagacje, których nie chce komentować.

Taki alians z PiS mógłby jej pomóc w dalszym budowaniu kariery. A i dla partii rządzącej być potencjalnie korzystny. Raz, że neofitka (a ci z reguły należą do najbardziej zagorzałych zwolenników PiS), dwa, że ze Śląska – to mogłoby być kolejne puszczenie oka do Ślązaków, o których przychylność zabiega Kaczyński. Do tego Ogórek jest młoda, medialna, sprawnie korzysta z mediów społecznościowych (ostatnio głośno było o jej wymianie zdań z Tomaszem Lisem, którego nazwała „niezrealizowanym kandydatem na prezydenta”), marketingowo można byłoby to wykorzystać, formułując przekaz skierowany do najmłodszej grupy wyborców, których prędzej przekona Magda Ogórek niż polityczki w stylu Beaty Mazurek.

– Zawsze miała koligacje prawicowe. Wierząca, katoliczka, Ślązaczka. Do SLD trafiła dlatego, że kiedy jako młoda dziewczyna przyjechała do Warszawy, akurat ta partia była u władzy – mówi Ryszard Kalisz. Tę opinię potwierdza inny nasz rozmówca i wspomina, że kiedy rządziła Platforma, a sondaże Sojuszu na tle dwóch głównych partii wyglądały mizernie, Ogórek próbowała się zaczepić w PO. Nawiązała kontakty, ale nic z tego nie wyszło. W 2011 r. wystartowała więc w wyborach do Sejmu z ramienia SLD. Mimo że wsparcia w kampanii udzielili jej m.in. Aleksander Kwaśniewski i Ryszard Kalisz, mandatu nie zdobyła. Na kilka lat zniknęła z polityki. Poszła do NBP; zajęła się działalnością naukową.

Służby

Wróciła w dniu śmierci Józefa Oleksego, kiedy to Leszek Miller postanowił zaprezentować kandydatkę SLD na prezydenta. Kampania Ogórek była kuriozalna. Szybko pojawiły się zgrzyty i odmienne koncepcje działania, współpraca do końca się nie układała. Skończyło się tym, że Ogórek ostentacyjnie zaczęła podkreślać, że jest „kandydatką niezależną”, a SLD zagroziło wstrzymaniem finansowania jej kampanii. – Przyznaję, byliśmy debilami, bo zgłosiliśmy bezsensownego kandydata na prezydenta i zrobiliśmy beznadziejną kampanię wyborczą – rzuca Włodzimierz Czarzasty, szef SLD. A niektórzy jego partyjni koledzy idą jeszcze dalej i w wystawieniu Ogórek dopatrują się działań służb. – Pojawił się facet, który namawiał Leszka Aleksandrzaka, aby przekonał nas do wystawienia Ogórek. Obiecywał wsparcie, ale niedługo potem się ulotnił. To wygląda tak, jakby ktoś próbował rozbić Sojusz od środka – przekonuje jeden z byłych posłów. Aleksandrzak, pytany o ten wątek, ucina: – Były różne osoby, które tę kandydaturę wspierały, także ze środowiska biznesowego… Tyle tylko, że w kampanii prezydenckiej politycy SLD twierdzili coś zgoła innego – że służby próbują zdyskredytować Ogórek.

Chodziło głównie o artykuły na temat męża Ogórek, kiedyś posła tej partii, dr. Piotra Mochnaczewskiego (rocznik 1965). O wyciąganie mu wyroku za jazdę po pijanemu i przypominanie, że nie był to pierwszy raz, kiedy wsiadł po alkoholu za kierownicę (w latach 90. wjechał w traktor, miał jednak immunitet). O wytykanie, że jego nazwisko znalazło się na liście Macierewicza oraz w sprawozdaniu z likwidacji majątku PZPR; czy wreszcie o nagłośnienie kompromitującej sprawy wyprowadzenia ze szkoły, w której był kanclerzem, sprzętu kuchennego wartego pół miliona złotych. Sprzęt w końcu zwrócono, a Mochnaczewski usunął się w cień. Nie jest już rektorem Małopolskiej Wyższej Szkoły im. J. Dietla w Krakowie, pozostał jednak prezesem spółki, która założyła uczelnię.

Tuning

Magdalena karierę w dużej mierze sobie wychodziła. Nie bała się podejść do znanego polityka lub dziennikarza, przedstawić się, pochwalić wykształceniem, zdolnościami, zagadnąć o pracę. Znajomości z wpływowymi osobami sporo jej ułatwiły. Raz pojawiła się szansa występów w telewizji, innym razem – zagrania epizodycznej roli w serialu lub niezbyt ambitnym filmie. Tak dorabiała do studiów, tak zaczepiła się w SLD. Jest pracowita i zdeterminowana, żeby zaistnieć – zgodnie podkreślają nasi rozmówcy. Przewinęła się przez wiele instytucji: od Kancelarii Prezydenta, przez NBP, po spółkę Jana Kulczyka (Autostrada Wielkopolska) oraz TVN24 BiŚ. Nigdzie nie zagrzała zbyt długo miejsca. Na potrzeby kampanii zgrabnie podrasowano jej oficjalne CV. To, co w jej życiorysie przedstawiane jest jako praca – w kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego czy premiera Millera – w istocie było jedynie praktyką. Etat dostała dopiero w MSWiA, dzięki ówczesnemu szefowi resortu Ryszardowi Kaliszowi. – Ale – jak zaznacza Kalisz – udało się dopiero, kiedy pojawił się wakat. W ministerstwie oprócz pracy znalazła także męża – Piotr był wówczas dyrektorem jednego z departamentów. Kalisz został nawet świadkiem na ich ślubie.

Potem pracowała u Napieralskiego, w tym czasie szefa SLD. I choć w wywiadach powtarza, że była „szefową gabinetu przewodniczącego”, Napieralski inaczej to zapamiętał: – Przecież ja nawet nie miałem gabinetu. Ona pracowała dla całego prezydium klubu. Zajmowała się organizowaniem spotkań, rezerwowaniem biletów, kserowaniem materiałów. Jest sprawna, ogarnięta. Ale – podkreślam – nie uczestniczyła w podejmowaniu żadnych decyzji politycznych.

Romans

To taka śląska szwarnofest łobrotno dziołcha, bo urody i zaradności nie można jej odmówić. Urodziła się pod koniec dekady Gierka (1979 r.), w Rybniku, w górniczej rodzinie. Kiedy miała 13 lat, straciła mamę. Nowotwór, za późno wykryty. Dlatego blisko 20 lat później zainicjowała kampanię społeczną „Twoje życie – Twój wybór”, w ramach której po Śląsku zaczęły jeździć mammobusy (równocześnie był to element jej kampanii wyborczej do Sejmu).

Dziś sama jest mamą – wychowuje 11-letnią Magdę. Choć od kilkunastu lat mieszka w Warszawie, nie ucieka od korzeni: często podkreśla, że zapoznaje córkę z kulturą i tradycją Śląska, a jedną z pierwszych książek, jakie jej czytała, były „Bery i bojki śląskie” Stanisława Ligonia. Przykłada dużą wagę do wykształcenia córki. Mała Magda chodzi do prywatnej polsko-angielskiej podstawówki (gdzie czesne wynosi ok. 1,6 tys. zł za miesiąc), interesuje się sztuką, ma osiągnięcia w konkursach recytatorskich. Mama chętnie chwali się jej sukcesami w mediach społecznościowych.

Sama też była pilną uczennicą. Do szkoły poszła rok wcześniej niż rówieśnicy; dostała się do renomowanej rybnickiej „Hanki” (obecnie II LO im. A. Frycza Modrzewskiego); udzielała się w kółku historycznym i strzeleckim. Potem były studia historyczne na Uniwersytecie Opolskim, podyplomówka na UW, kurs w European Institute of Public Administration w Maastricht, wreszcie doktorat na UO – temat: „Beginki i waldensi na Śląsku i Morawach do końca XIV wieku” (miażdżącą recenzję tej pracy opublikował w „Rocznikach Historycznych” prof. Paweł Kras z KUL).

Z Piotrem małżeństwem są od 2004 r., Magda jest jego drugą żoną. Ich związek omal się nie rozpadł. Jeszcze niedawno mówiło się o rozwodzie i romansie Ogórek z Bartoszem Węglarczykiem. Dziennikarz w ostatnią Wigilię pochwalił się nawet na Facebooku pierścionkiem od Tiffany’ego, który zamierzał wręczyć Magdzie. Ale zaręczyny z mężatką się nie powiodły. Magda postawiła na rodzinę. A może nie tylko. – W PiS rozwody są źle widziane – kwituje ich wspólny znajomy.

Pytania

Dla jednych to przykład kariery w stylu Nikodema Dyzmy, gdzie przypadek miesza się ze sprytem i koneksjami. Dla innych znak czasów, kariera w amerykańskim stylu, choć przykrojona do polskich warunków. Magdalenie Ogórek na pewno nie można odmówić samozaparcia i dużych ambicji. Choć wydaje się, że wciąż szuka pomysłu na siebie, bez wątpienia osiągnęła już jedno – jest pierwszą pełnokrwistą polityczną celebrytką. I kobietą, która pogrążyła postpezetpeerowską gwardię. Czy PiS, jeśli ta partia ją w końcu przygarnie, też przyniesie pecha?

Polityka 26.2016 (3065) z dnia 21.06.2016; Polityka; s. 22
Oryginalny tytuł tekstu: "Kandydatka"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną