Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Dlaczego rządzący nie odcinają się od nacjonalistów, tylko się z nimi pokazują?

Kancelaria Prezesa RM
W mieście, w którym zaczęła się druga wojna światowa, polski prezydent i premier maszerują w towarzystwie narodowców.

To były dwie uroczystości. Dwa pogrzeby, po których zostały dwie pamięci. Uczestnicy tej pierwszej ocierali łzy, widząc małe harcerki z lilijkami na beretach. Orkiestrę Reprezentacyjną Marynarki Wojennej RP, nasze najpiękniejsze wojsko. Sanitariuszki z Harcerskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Klęczącego ojca przytulającego córkę. Grupy rekonstrukcyjne, w tym dzieci przebrane za małych powstańców. Kwiaty rzucane na trumny sunące na wojskowych lawetach. Kilkuletniego chłopaczka w koszulce z wilkiem, symbolem Żołnierzy Wyklętych, idącym przed najwyższymi władzami państwowymi. Kibiców z całej Polski, ale i z budapeszteńskiego Ujpestu, który ostatnio chętnie włącza się w nasze bardziej narodowe święta. Widzieli też dziewczynę z napisem na piersi mówiącym, że chce Polski czystej jak łza.

W drugiej pamięci zostały przede wszystkim długie drzewce i zielone sztandary narodowców, górujące nad wszystkimi innymi pocztami, nad biało-czerwonymi flagami. Race i okrzyki – na trasie konduktu pogrzebowego i na cmentarzu. Agresję Młodzieży Wszechpolskiej. Ogromny baner Lechii Gdańsk rozpostarty w bazylice Mariackiej. Idących w pochodzie przedstawicieli Ruchu Narodowego z kotwicą Polski Walczącej na ramieniu. Zielone proporce z mieczykiem Chrobrego. Czarne koszulki narodowych organizacji militarnych. Jak zawsze: „Pamiętamy”, „Raz sierpem, raz młotem...”.

Na gdańskich uroczystościach pogrzebowych „Inki” i „Zagończyka” przemawiał prezydent Andrzej Duda. O jego płomiennym wystąpieniu w ostatnich godzinach już wiele napisano. Jedni byli poruszeni, wzmocnieni – inni oburzeni i zażenowani. Rację miał sam prezydent, mówiąc, że „to nie tylko pogrzeb, ale także polityczna manifestacja”. Jej najbardziej wymownym symbolem jest aureola zielonych flag narodowców, na których tle sfotografowano m.in. uśmiechniętego prezydenta Andrzeja Dudę, premier Beatę Szydło i min. obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Nie znaleźli się tam przypadkowo. To wielki wstyd.

Ugrupowania nacjonalistyczne coraz śmielej biorą udział w oficjalnym życiu społeczno-politycznym, bez słowa sprzeciwu obecnie rządzących. Coraz więcej niby-drobnych incydentów, ale to zawsze zaczyna się od drobiazgów. Pod kościołem poturbowano przedstawicieli KOD. Policja reagowała nienachalnie, teraz prezydent Gdańska domaga się wyjaśnień. Ale przedstawiciele władz centralnych milczą. Rzeczniczka rządu mówiła później, że przedstawiciele KOD swoją obecnością w pewien sposób prowokowali. Ale ani ona, ani inni przedstawiciele władzy nie odcięli się od związków z organizacją, która otwarcie propaguje nienawiść i agresję. Głos zabrał za to Robert Winnicki z Młodzieży Wszechpolskiej, mówiąc, że „Kijowski, zajmujący się m.in. szkalowaniem Polski na arenie międzynarodowej, powinien być persona non grata na uroczystościach państwowych”.

Choć polska tradycja mówi, że nie zaprasza się na pogrzeb, dziś narodowe bojówki decydują, kto ma prawo przyjść i być razem. Do tego, że Polacy świętują swoje ważne chwile niby w masie, ale jednak zdecydowanie osobno, już przywykliśmy. Jednak trudno uznać za nową normę, że wstydliwie marginalizowane do tej pory ugrupowania, nawiązujące wprost do tradycji faszystowskich, są dosłownie tłem dla najwyższych polskich władz.

Oficjalnie wszystko jest jak należy. Podczas uroczystości wiele razy padał cytat z Inki: tak trzeba. Pierścienie z tymi słowami wręczył niektórym (m.in. premier i prezydentowi) gdański abp Sławoj Leszek Głódź, który dodatkowo usankcjonował to kontrowersyjne wystąpienie Dudy. „Panie Prezydencie, przemówił Pan tak jak trzeba. Idzie Pan do przodu, tak jak trzeba” – skomentował. Również Wiadomości TVP poinformowały na pasku, że „prezydent przemówił jak trzeba”.

Czyli i rządzący, i Kościół twierdzą, że jest w porządku. Że nie ma się czego bać. Ale Gdańsk kilka lat przed śmiercią Inki też już widział manifestacje, gdzie łopotały chorągwie na wyjątkowo wysokich drzewcach. Gdzie całe rodziny uśmiechały się, słuchając radykalnych przywódców, mówiących, co jest właściwe. Gdzie z okien wąskich kamieniczek widać było maszerujących mężczyzn w ciężkich, czarnych butach. Wtedy jeszcze bił blaszany bębenek.

Jakie więc „pamiętamy”? Nie rozumiecie, nie pamiętacie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną