Zwołany w trybie pilnym Nadzwyczajny Kongres Sędziów Polskich wezwał prezydenta i rząd do poszanowania sądów – gwaranta praw i swobód obywatelskich. Raczej bez wiary w sukces.
Charakterystyczne były na Kongresie puste krzesła prezydenta, premiera i ministra sprawiedliwości. Oto problem: władza wykonawcza – wbrew konstytucyjnemu obowiązkowi – nie tylko nie współdziała z władzą sądowniczą, ale ją lekceważy i poniża.
Władza sędziowska nie jest władzą niższą niż wykonawcza czy ustawodawcza, choć PiS tak uważa. Najważniejsze osoby rządzącej partii o Kongresie mówiły „kabaret”, o sędziach – „mafia”, a wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki szuka sposobów usunięcia sędziów ze stanowiska. Charakterystyczne też, że w przekazach telewizji publicznej Kongres sędziów łączono z relacjami o zwrocie majątku oszustom; PiS pokazuje obraz „zgniłych elit” czy przykłady wątpliwych wyroków, by uzasadnić, że „korporację sędziowską” trzeba przywołać do porządku, bo władza ma rację nie tylko polityczną, ale i moralną.
Sędziów łatwo jest oskarżać. Procesy ciągnące się latami, bezkarni aferzyści, zawiłości procedury, hermetyczny, niezrozumiały język prawa. To wszystko jest dziś zapisywane na ich konto. Ale zaraz, kto tworzy prawo, procedurę i organizację pracy? Wszystko było: sądy 24-godzinne, sądy grodzkie, małe, duże, łączenie sądów, rozdzielanie, nieustanny bałagan i zamieszanie. Przykład: tyle było hałasu o sztandarową reformę procesu karnego, przygotowywaną latami i nagle zniesioną w jeden dzień. Każdy minister sprawiedliwości mówi, że musi mieć władzę nad sądami, bo ponosi za nie odpowiedzialność polityczną. Tymczasem jest to najczęściej zmieniane stanowisko ministerialne w Polsce, niezależnie od barwy politycznej.