Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Rozwodnieni

Tydzień w polityce

Wakacje polityczne się skończyły i komentator, jeśli nie chce podzielić smutnego losu fredrowskiego osiołka, któremu w żłoby dano, musi coś wybrać. „Strzygę uchem, kręcę głową” i wybieram.
Maciej Figurski/Forum

Odnotujmy przede wszystkim ostateczne chyba fiasko formułowanej przez obóz władzy koncepcji polityki zagranicznej, w której Polska występuje jako asertywna, podmiotowa „siła przewodnia” krajów naszego regionu, rozpychająca się w Unii Europejskiej. Polska prasa chwaliła – i słusznie – prezydenta Dudę, że jako jedyna głowa państwa pojawił się na rocznicy niepodległości Ukrainy. Ale rola prezydenckiego rodzynka pokazuje, jak obecnie, w sytuacji wzrastającego napięcia między Rosją a Ukrainą, stoją akcje Ukrainy. Stoją nisko. Pokazuje też, jak stoją akcje Polski. To, że w Kijowie nie było głów państw Europy Zachodniej, niespecjalnie dziwi. Nie było też prezydentów z Grupy Wyszehradzkiej. Ale reprezentacja państw nadbałtyckich (Litwa, Łotwa, Estonia) także była na niższym szczeblu. W 2008 r. po wybuchu wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Lech Kaczyński zmobilizował liderów naszego regionu i poleciał z nimi wspólnie to Tbilisi. W 2016 r. prezydent Duda nie tyle nie potrafił, co nie był w stanie powtórzyć dyplomatycznego manewru Lecha Kaczyńskiego, bo nie było chętnych partnerów. Przeminęła koniunktura, nawet kraje nadbałtyckie bardziej niż na Polskę oglądają się na Niemcy, czego obóz pisowski nie przyjmuje do wiadomości.

Porażką okazało się też spotkanie Grupy Wyszehradzkiej w sprawie Unii po Brexicie. Poza rytualnymi zapewnieniami, że nasz region ważny jest i podmiotowy, a Unię trzeba oprzeć na państwach narodowych, oraz powtórzeniem deklaracji, że żaden uchodźca na ziemi „naszego regionu” nogi nie postawi, zabrakło najważniejszego, czyli deklaracji, że w sprawie Unii po Brexicie Grupa Wyszehradzka zacznie opracowywać wspólne stanowisko. I znowu: nic dziwnego. Nasi partnerzy w V4 tradycyjnie uznają Niemcy za główny adres w polityce europejskiej.

Polityka 37.2016 (3076) z dnia 06.09.2016; Komentarze; s. 9
Oryginalny tytuł tekstu: "Rozwodnieni"
Reklama