Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Jakiej rodziny chcą Polacy? Trzy wykluczające się projekty w Sejmie

asife / PantherMedia
Już na zaczynającym się w środę posiedzeniu Sejmu posłowie rozpatrzą w sumie trzy projekty ustaw dotyczących kwestii być może najważniejszej dla Polek i Polaków.

Projekty obywatelskich komitetów Stop Aborcji i Ratujmy Kobiety oraz poselski projekt regulujący kwestię in vitro proponują wykluczające się wizje polskiej rodziny.

Według projektu Stop Aborcji całkowity zakaz przerywania ciąży (nawet w przypadku gwałtu, kazirodztwa czy zagrożenia zdrowia kobiety) oraz penalizacja poronień mają realizować konstytucyjne prawo do życia. Niestety, przegłosowanie tego projektu mogłoby oznaczać, że takich przypadków jak dwunastoletnia matka z Kielc będzie o wiele więcej. Co do starszych, bardziej zorientowanych i majętnych osób z większych miast, sytuacja zapewne zmieni się niewiele. Już dziś badania wskazują, że dla nich brak dostępu do legalnej aborcji nie jest aż takim problemem jak dla mieszkańców mniejszych ośrodków, którzy muszą brać poprawkę na klauzulę sumienia lekarzy, gorzej zaopatrzone apteki i skromniejsze zarobki (cena zabiegu w podziemiu waha się od 1,5 do 3 tys. złotych).

Polacy już teraz odkładają rodzicielstwo na późniejsze etapy życia. Jesteśmy społeczeństwem „na dorobku” i o sporej mobilności w stronę wielkich metropolii, co wiąże się np. z dotkliwymi dysproporcjami płci w odpowiednim przedziale wiekowym. Inaczej mówiąc, młodym coraz trudniej znaleźć odpowiedniego partnera. Przesunęła się średnia wieku zawierania pierwszego małżeństwa oraz średni wiek, w którym Polki wydają na świat pierwsze – często jedyne – dziecko.

Wiele par ze względu na wpływ czynników środowiskowych, stresu, wieku czy powikłań zdrowotnych nie może liczyć na potomstwo bez wspomagania prokreacji. Debata sejmowa dotyczyć będzie również projektu nowych regulacji procedury zapłodnienia in vitro. Jak podkreślają organizacje pozarządowe, zaproponowane przez posła Jana Klawitera (Prawica Rzeczypospolitej) regulacje, czyli możność tworzenia tylko jednego zarodka naraz, zakaz mrożenia, a więc konieczność implantacji w przeciągu 72 godzin, uczynią procedurę nie do przeprowadzenia w praktyce.

Zestaw ustaw Stop Aborcji i Klawitera zmniejszy liczbę rodzin ze starszymi, odpowiedzialnymi rodzicami. W połączeniu z programem 500+ być może zwiększy dzietność wśród młodych. Ale to nie jest pewne. Wprowadzenie zakazu aborcji w 1993 roku nie przełożyło się dodatnio na liczbę urodzeń, i to mimo że w Polsce dostępność skutecznej antykoncepcji hormonalnej była wówczas znikoma.

Jak pokazuje praktyka i sondaże opinii, najbliższa rzeczywistości jest wizja komitetu Ratujmy Kobiety. Możliwość planowania rodziny, dostęp do najnowocześniejszych metod wspomaganej prokreacji czy oparta na wiedzy edukacja seksualna trafiają do przekonania większości Polaków, przy czym około połowa – w zależności od sondażu – opowiada się za liberalizacją dostępu do aborcji.

Tylko co jedenasty Polak lub Polka chce zaostrzenia dostępu do zabiegu przerywania ciąży. Ten konserwatywny elektorat jest już zagospodarowany. Trudno oczekiwać, że starsi zwolennicy całkowitego zakazu aborcji porzucą PiS, a młodsi Kukiza lub Korwina na rzecz świeżo nawróconych posłów opozycji. Wydaje się wręcz, że jest to temat marzenie. Tak niewiele trzeba, by się zapisać we wdzięcznej pamięci obywateli. Można rzec: sympatia niekonserwatywnych wyborców po prostu leży na ulicy i wystarczy się po nią schylić.

Jednak sejmowa rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana. Partie nie tylko nie chcą zadzierać z Kościołem katolickim. Partie opozycyjne, które borykają się z narzucaną przez rząd i prorządowe media konserwatywną narracją, obawiają się… dezercji. Platforma Obywatelska nie chce przegrać głosowania. Broniąc status quo, czyli osławionego kompromisu aborcyjnego, będzie się starała udowodnić, że jest ciągle „na fali”.

Nowoczesna za wszelką cenę usiłuje uniknąć stygmatu „lewactwa”, nawet kosztem relacji wewnętrznych. Ryszard Petru opowiedział się przeciwko liberalizacji, wbrew wcześniejszym deklaracjom posłanek własnej partii (w końcu ustalono, że klub nie będzie wymagał od posłów dyscypliny). Brak dyscypliny zapowiedział też wolnościowy klub Kukiz’15, przy czym nie jest jasne, czy jego członkom będzie chodziło o wolność kobiet. Tradycyjnie konserwatywne stanowisko przedstawia PSL, które prawdopodobnie będzie dążyć do utrzymania obecnego kompromisu.

Najciekawsza sytuacja, paradoksalnie, to ta, w której znalazło się Prawo i Sprawiedliwość. Karuzela stanowisk i lecące głowy wskazują na ostrą walkę frakcyjną, jednak prowadzoną na tyle dyskretnie, że trudno wytyczyć linię demarkacyjną między jednym a drugim obozem. Z pewnością jednak stawką w grze jest doktrynalna czystość.

Przeforsowanie konserwatywnych rozwiązań, nawet jeśli miałyby nieść za sobą spore koszty – jako drakońskie prawo, którego właściwie nie da się wyegzekwować – to polityczna zdobycz, którą niełatwo się podzielić. Z drugiej strony całkowity zakaz aborcji może zniechęcić wielu wyborców i doprowadzić do znacznej mobilizacji przeciwników obecnej opcji rządzącej. Po wyborach krążyły pogłoski, jakoby Jarosław Kaczyński tego właśnie się obawiał.

Można więc się spodziewać, że międzyfrakcyjna bitwa nie odbędzie się na sali plenarnej, ale w zaciszu obrad komisji, do których posłowie po pierwszym czytaniu będą chcieli skierować jeden lub więcej projektów. Wówczas mapa wewnętrznych napięć PiS nieco się wykrystalizuje. Być może ze względu na społeczny opór projekty trafią do sejmowej zamrażarki, gdzie poczekają na tzw. lepsze czasy…

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną