Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

KOD drepcze już w miejscu. Radzimy, jak rozwiązać ten problem

Simona Supino / Forum
Faktycznie, to nie liczebność najnowszego marszu KOD ma znaczenie. Problemem jest to, że ruch wciąż drepcze w miejscu.

Tego, że do Warszawy nie zjedzie z milion przeciwników panujących dziś w Polsce porządków, można się było spodziewać. I to nie tylko dlatego, że obecna ekipa ma wciąż spore poparcie, bo naród jest taki, jaki jest. Swoje zrobiło też oczywiście wyczerpanie formuły – ileż razy można krzyczeć te same hasła nawet w najlepszym towarzystwie, skoro w widoczny sposób niczego to nie zmienia (prócz samopoczucia towarzystwa)?

Ale znaczenie miał i prosty błąd socjotechniczny: otóż szefowie KOD (kolejny raz zresztą) zamiast postawić na demonstracje lokalne, w których siłą rzeczy w sumie wzięłoby udział więcej sympatyków ruchu, a i lokalny efekt byłby większy (nie tylko pod względem propagandowym, ale też nacisku na miejscowe władze), ulegli pokusie centralizacji i magii pokazania się w ogólnopolskich telewizjach.

Jak się zresztą zdaje, to właśnie seria takich wpadek spowodowała, że pięknie się zapowiadający ruch społecznego oporu przeciwko antywolnościowo-nacjonalistycznym tendencjom, które zaczęły dominować w Polsce, nie może jakoś rozwinąć skrzydeł. Ba, upływ czasu siłą rzeczy powoduje, że skrzydła te się zwijają.

Symbolem może być choćby hasło ostatniego marszu. Można oczywiście opowiadać, że slogan „Jedna Polska, dość podziałów” oznacza, że Polacy ponad podziałami są jednym narodem i społeczeństwem. Tyle że jest to z jednej strony banał, a z drugiej – pobożne życzenie. Nie mówiąc o tym, że wielu sympatyków samego KOD niekoniecznie poczuwa się do wspólnoty z aktywistami PiS, o bojówkarzach ONR nie wspominając.

Równie wymowne jest to, że KOD wciąż nie zdołał okrzepnąć strukturalnie – a przecież nawet wielkiemu ruchowi społecznemu kilka miesięcy powinno wystarczyć na stworzenie choćby ram organizacyjnych.

Kłopot w tym, że owe kiksy mają poważniejsze źródła: jest nim brak koncepcji politycznej. Więcej, sam lider KOD – znowu w opozycji do wielu zwolenników ruchu – sugeruje apolityczność ruchu. Bo do tego sprowadzają się opowieści, że nie chodzi o walkę z PiS, lecz z porządkami wprowadzanymi przez tę partię. Tyle że w praktyce jest to przecież albo zaklinanie rzeczywistości, albo są to naiwne dyrdymały.

Zaś już ostentacyjne odcinanie się szefostwa od bardziej radykalnych uczestników ruchu (choćby tych, którzy nazywają Andrzeja Dudę kłamcą i gotowi są stanąć przed sądem pod zarzutem obrazy prezydenta) jest obrzydliwe.

Prawdziwy problem (prócz tego, że naród jest, jaki jest) polega na tym, że rzeczywiście to właśnie KOD nadal daje największą szansę na stawienie oporu zarówno władzy Jarosława Kaczyńskiego i jego ludzi, jak i narastającym w kraju tendencjom narodowo-socjalistycznym. Ugrupowania opozycji parlamentarnej bowiem również zdają się nie mieć żadnego spójnego pomysłu na PiS – ani nawet chęci wspólnego go poszukiwania.

W tej sytuacji pozostaje liczyć na to, że KOD zostanie zdynamizowany przez rozmaite inne ruchy protestu: sędziów i niektórych przedstawicieli pozostałych profesji prawniczych, nauczycieli i rodziców, lekarzy i pielęgniarek, ekologów i samorządowców, a może też górników itd. A zanim do tego dojdzie, faktycznie postawi na aktywność w terenie – i to nie tylko w formie skandowania nawet i dowcipnych haseł podczas cyklicznych manifestacji, ale też happeningów, wydawania lokalnych gazetek, monitorowania regionalnej władzy czy publicznych dyskusji. We współpracy z wszystkimi przyzwoitymi sojusznikami – tymi z NGO-sów i innych inicjatyw społecznych, ale również z PO, Nowoczesnej, Razem. Nawet wbrew liderom.

Tylko tyle i aż tyle.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną