Anna Dąbrowska: – Pierwsze dni po 11 latach życia z PO. Więcej w panu ulgi, złości czy rozczarowania?
Stefan Niesiołowski: – Wszystkiego po trochu. To jest dla mnie oczywiście dość przykre, bo przecież byłem z PO wiele lat, ale ta partia (oczywiście niecała) się zdegenerowała. Nadchodzi taki moment, że trzeba odejść. Z ZChN odszedłem po 15 latach, kiedy też, jak PO, stała się partią lizusów, którzy jeździli do Rydzyka.
Platforma też jest dziś partią lizusów? Czyich lizusów?
Platforma powinna się dziś nazywać Schetyna’16. Nie ma tu zbyt wiele miejsca dla ludzi, którzy nie wielbią Grzegorza Schetyny. Zobaczyłem to bardzo wyraźnie, kiedy wyrzucał trzech posłów: Protasiewicza, Huskowskiego i Kamińskiego. Do tego jeszcze doszła jakaś dziwaczna dymisja we władzach klubu parlamentarnego – Trzaskowskiego i Siemoniaka – dwóch byłych ministrów, bardzo sprawnych intelektualnie. Zastąpiły ich dwie panie, które choć są na pewno przyzwoite i osobiście nic do nich nie mam, to jednak trudno je nazwać politykami. To wszystko przypomina najgorsze zwyczaje na uniwersytetach, kiedy nieudolny profesor wycina wszystkich zdolnych adiunktów, aby żaden ponad niego nie wyrósł.
Donald Tusk też chyba dbał o to, aby nikt nie wyrósł ponad niego.
Przepraszam bardzo, Olechowski i Płażyński sami wystąpili z Platformy, nie byli tak bezwstydnie wykluczani; Rokita dobrze się zapowiadał i tak całe życie dobrze się zapowiada, a nic z tego nie wynika. Przypominam, że Ewa Kopacz awansowała na ministrów Schetynę, Halickiego, Budkę, Kierwińskiego. Dbała o jedność w Platformie. A Schetyna przeprowadza misterne operacje eliminowania ludzi.